Majowy czas odnowienia relacji z Matką

Magdalena Urbańska 2 maja 2024, 08:00 źródło: https://deon.pl/

Zaczął się jeden z najpiękniejszych miesięcy w roku. Wszystko zaczyna kwitnąć, budzić się do życia. Z lekkim uśmiechem myślę o grze słów, którą zauważyłam, gdy mój znajomy powiedział, że ważna jest dla niego majówka. Mnie skojarzyło się to z długim weekendem, ale on miał na myśli nabożeństwa majowe przy kapliczce. Majówka… Czas, który może okazać się piękny, odradzający i życiodajny. Tylko jak to zrobić by rzeczywiście taki był?
Nie jestem wielką fanką nabożeństw z modlitwą litanijną. Trudno mi się skupić na kolejno powtarzanych wezwaniach, bez głębszego oddechu między jednym a drugim. Pamiętam, że jako dziecko bardzo lubiłam modlitwy pod kapliczką i nie miało dla mnie większego znaczenia, co śpiewam. Ważne było tylko to, że idę spotkać się z Maryją. Jakże brak mi dziś tej dziecięcej wiary i entuzjazmu!
Słyszę czasem od innych, że Maryja nie jest przecież tak ważna, że zrobiliśmy z Niej w katolicyzmie bożka, którego stawia się nad Boga. Albo wręcz przeciwnie, że nie da się spotkać Jezusa inaczej niż przez Jej pośrednictwo, najlepiej przez oddanie się w niewolę. Nie neguję częściowej słuszności jednej i drugiej stronie, ale… czy aby nie ma gdzieś zdrowego, złotego środka?
Litania Loretańska, która jest trzonem majówkowych nabożeństw, w znacznej mierze składa się z wezwań zaczynających się od słowa „matko” – Matko Chrystusowa, Kościoła, miłosierdzia, Matko nadziei, Matko dobrej rady… Kim jest dla nas mama? Nie tylko Maryja, ale w ogóle z czym kojarzy nam się macierzyństwo wypełnione miłosierdziem, nadzieją, dobrą radą? Czy nie ma w nas pragnienia spotkania z Matką, która ma tyle niesamowicie głębokich przymiotów?
Nasze spojrzenie na Maryję może być różne. Nie oceniałabym tego w żaden sposób, ale raczej zatrzymała się nad tym, by odpowiedzieć samemu sobie na pytanie, dlaczego jest właśnie takie. Dlaczego Maryja jest mi tak bliska i np. łatwiej mi mówić do Niej niż do Jezusa? Albo w drugą stronę – czego być może boję się w kontakcie z Nią, że tej relacji unikam, neguję jej sens, może śmieję się z tych, którzy czują się z Nią mocno związani? Dlaczego jest tak, jak jest? Czy to, co dzieje się w moim sercu, w mojej relacji z Maryją jest tym, czego pragnę? Czy może nie jest formą ucieczki, lęku przed czymś albo zapychaniem jakiegoś wewnętrznego głodu i braku?
Rok temu podeszłam do Litanii Loretańskiej inaczej. Zauważyłam, że nie karmi mnie tradycyjne odmawianie wezwania za wezwaniem, prawie na bezdechu, by nie zgubić szybkiego rytmu. Usiadłam spokojnie z tekstem Litanii i zaczęłam rozważać co oznacza każde z jej wezwań. Co oznacza dla mnie to, że Maryja jest Matką Kościoła, Matką nadziei, Panną wierną, Pocieszycielką strapionych, czy Królową rodzin. Matka Boża na nowo stawała mi się bliska. Codzienna, zwyczajna, moja, a jednocześnie taka, która jest i chce być przewodniczą w drodze do Jezusa. To jednak wymagało przełamania schematu. Pozwolenia sobie na modlitwę inaczej niż przez pierwsze trzydzieści kilka lat życia. Czy było warto? Owszem!
Majówka, czas odrodzenia. Być może w jakiś sposób część z nas poczuje się zaproszona do tego, by kolejny raz dać się zaprosić do relacji z Matką Bożą. Może to będzie też dobry czas na to, by zrobić to po swojemu, tak jak dyktuje nasze serce? Być może na nabożeństwach z innymi, w sposób tradycyjny. Może dla kogoś innego – z kubkiem kawy na balkonie, z jednym wezwaniem z Litanii, które gdzieś mocniej dziś zatrzymuje i porusza? Jakkolwiek będzie, maj jest dobrym czasem by zacząć. To czy przyjmiemy to zaproszenie i szansę jaką daje nam Kościół właśnie teraz, zależy już tylko od nas…

Autor: Magdalena Urbańska

 

Skip to content