Przyznać się do Niego

ks. Tomasz Horak WIARA.PL 01.06.2024 09:00 źródło: https://opole.gosc.pl/

Gesty więcej znaczą niż słowa. Gesty wsparte słowami nabierają siły szczególnej. Bo takiej siły potrzeba, by do Jezusa się przyznać – czy to świętując Boże Ciało, czy stając po stronie wartości ewangelicznych bądź po prostu ludzkich.

Przyznać się do kogoś, do czegoś, do sprawy, do rzeczy małej, ale i wielkiej. Ale też do Kogoś (tu już duża litera) bądź do Czegoś… Po prostu przyznać się. Stąd tylko krok do innego słowa i innego gestu: wyznać. Wyznać wiarę, wyznać nadzieję, wyznać miłość. Czujemy, że między wyznać a przyznać się jest wielka, czasem bardzo wielka różnica. Wyznajemy jakiś swój wewnętrzny stan, jakby abstrahując od odniesień osobowych. Przyznajemy się do kogoś, do jakiejś osoby, i to w obecności innych ludzi. Jedno i drugie może zostać wyrażone słowami, ale niekoniecznie – bo czasem wystarczą gesty. A może nawet gesty więcej znaczą niż słowa. A może być jeszcze inaczej: gesty wsparte słowami nabierają siły szczególnej.
O co chodzi? Może ilustracja z życia. Pewnie trochę przekorna. Ale czy nie tak bywa? Choć przykład zgoła jednorazowy. Otóż, pojechałem z gromadką parafialnych dzieci ma dwa tygodnie w góry. Miałem współpracowników od kuchni po kaplicę. Tak, tak. Kaplicą był obszerny strych na siano, o tej porze lata jeszcze pusty. Nadpróchniały pień brzozy tworzył trzon i ołtarza, i tabernakulum. Drzwiczek nie było, ale zasłonka z materiału była. I nawet wieczna lampka rodem z cmentarza była. Druga brzoza, odpowiednio przycięta, z ramieniem w poprzek była krzyżem. Gospodarze byli zachwyceni, dzieci zdumione. Zawsze ktoś był na adoracji – tak układaliśmy program, by to umożliwić. Wspomagali nas pani z kuchni oraz gospodarze. Tego dnia pojechałem po zaopatrzenie.
I wtedy (przypadek?) przyjechało dwóch panów w eleganckich półbutach, ubłoconych niemiłosiernie. Reprezentowali kuratorium oświatowe, ich przełożeni mieli jedno zmartwienie: czy to nie jest oaza ks. Blachnickiego. W tym rejonie takowych jeszcze nie było. A to, że byłem i ja, i moi współpracownicy inspirowani oazami, to jednak nasze wakacje nie były formalnie oazą ks. Blachnickiego. Zajrzeli do pokojów, w których grupy z opiekunkami trudziły się nad jakimś biblijnym tematem. Zajrzeli do kuchni i jadalni. Kilka razy pytali: „Czy na pewno nie jest to oaza?”. Dziewczyny zaprowadziły ich także do kaplicy. Ktoś klęczał na adoracji. „Tabernakulum też macie?”. Tak, z Najświętszym Sakramentem.
I tu centralny moment opowieści. Jeden z panów, usłyszawszy słowa o Najświętszym Sakramencie, nerwowo obejrzał się za siebie, prawa noga uniosła się lekko do tyłu, wyglądało, że przyklęknie. Zdążył nie przyklęknąć i równowagi nie stracić, o co w stryszkowej kaplicy trudno nie było. To skrótowa relacja z kuratoryjnej wizyty na końcu świata. Animatorki opowiadały o innych jeszcze drobiazgach, ale to już nie do dzisiejszego tematu. Powtórzę słowa przed chwilą wypowiedziane: wystarczą gesty. A może nawet gesty więcej znaczą niż słowa. A może być jeszcze inaczej: gesty wsparte słowami nabierają siły szczególnej. Bo szczególnej siły potrzeba, by do Jezusa się przyznać – czy to świętując Boże Ciało, czy idąc całą rodziną na niedzielną Eucharystię, czy w jakiejś rozmowie opowiadając się po stronie wartości ewangelicznych bądź po prostu ludzkich, czy wspierając każdą inicjatywę dobru służącą. Byle nie cofnąć się nawet o pół kroku. Bo jak nie twoje ciało, to twój duch wywrócić się może. Czego nikomu nie życzę.

 

Skip to content