Jeśli chcemy być ludźmi wiary
Jeśli chcemy być ludźmi wiary, musimy znać Tego, który nas powołuje
RTCK Tymoteusz Filar 9 sierpnia 2024 źródło: https://deon.pl/
Bardzo potrzebujemy intymności z Bogiem – bycia z Nim twarzą w twarz, a także znajomości Jego spojrzenia. Szymon Piotr już od pierwszych chwil budowania relacji z Jezusem znał ten wzrok. Często myślę sobie o tym, co musiało być w tym spojrzeniu Jezusa, że popchnęło tego prostego rybaka do czynu wiary (wypłynięcia na jezioro mimo wcześniejszej porażki), a potem zrodziło w nim gotowość do porzucenia całego swojego życia i pójścia za Jezusem.
Rzeczą potrzebną nam na drodze duchowego wzrostu jest intymność z Bogiem. Jeśli chcemy być ludźmi wiary, którzy odpowiadają na słowo Boga, to musimy przecież znać Tego, który nas powołuje i za którym idziemy. Nie chodzi jednak o poznanie tylko na poziomie informacji czy wiedzy, ale o taką relację z Bogiem, jaką opisuje hebrajskie słowo „yada”. Tłumaczy się je jako poznanie tak bliskie i intymne, jakie zachodzi między kobietą a mężczyzną w akcie małżeńskim, ale w Biblii odnosi się ono też do relacji z Bogiem. Właśnie tak blisko i intymnie Bóg chce być z nami. On pozwala się poznawać, gdy Go szukamy.
Im lepiej będziemy znali Boga, tym większą dyspozycyjność będziemy mieli w sobie, by iść za Jego głosem
W tym kontekście znów przypominają mi się wielcy ludzie wiary. Dobrze się nimi inspirować – sam to często robię – ale nie można się z nimi porównywać. Dlaczego? Bo my, czytając ich życiorysy, widzimy głównie owoce ich relacji z Bogiem. W ich działaniach czy słowach możemy zobaczyć zewnętrzne efekty tej drogi, którą przeszli z Bogiem w swoich sercach. Zapominamy o tym, że zanim dokonali heroicznych czynów, szukali intymności z Nim w modlitwie. Poświęcali czas, by poznawać, kim On jest, i czerpali siłę ze spotkania z Nim. Z tego poznawania Bożego serca rodził się zachwyt, który stawał się miłością naturalnie wyrażającą się w czynach. Nie liczyli więc ani kosztów, ani sił, tylko zachwyceni Bogiem szli tam, gdzie ich powoływał. Najlepszym wzorem w szukaniu bliskości z Bogiem jest oczywiście Jezus, który kiedy tylko mógł, spędzał czas sam na sam z Ojcem. Skoro zatem i On potrzebował czasu na to, by budować intymną relację z Ojcem, to o ile bardziej my tego potrzebujemy. Dlaczego to takie ważne, by szukać intymności z Panem i uczyć się Go poznawać? Bo im lepiej będziemy Go znali, tym większą dyspozycyjność będziemy mieli w sobie, by iść za Jego głosem. Przecież zwykle nie jesteśmy chętni robić rzeczy, o które proszą nas obcy ludzie. Wyobraź sobie, że na mieście spotykasz nieznajomego i on prosi cię o jakąś przysługę – zrobisz to bez wahania? A jak się zachowasz, gdy poprosi cię o coś przyjaciel lub ktoś, kogo znasz, o kim wiesz, że się o ciebie troszczy, a jego plany wobec ciebie są dobre? Takim ludziom ufamy i z otwartością reagujemy na ich prośby.
Owocność naszego życia bierze się ze spotkania z Bogiem
Tę prawdę potwierdza też słowo Boże, które często przypomina, że owocność naszego życia, wszelkich działań i decyzji, jakie podejmujemy, bierze się ze spotkania z Bogiem i z trwania w intymnej relacji z Nim (por. J 15,4). A papież Franciszek w jednej ze swoich encyklik pokazuje zależność między zjednoczeniem z Jezusem a życiem wiarą: „W wierze Chrystus nie jest tylko Tym, w którego wierzymy, najwyższym objawieniem miłości Bożej, ale także Tym, z którym się jednoczymy, aby móc wierzyć”.
Im większe więc będzie nasze zjednoczenie z Jezusem, tym większa będzie i nasza wiara, a co za tym idzie także nasza gotowość, by pójść za Jego słowem, gdzie On nas prowadzi.
W tym kontekście chciałbym podzielić się jeszcze jednym cytatem, a dokładnie słowami św. Jana od Krzyża. Ten zakonnik i mistyk tak pisze o intymności modlitwy i szukaniu Boga:
„Niech się zastanowią ci, którzy są bardzo aktywni i którzy myślą świat objąć swym przepowiadaniem i dziełami zewnętrznymi, że o wiele więcej pożytku przynieśliby Kościołowi i o wiele milsi byliby Bogu, nie mówiąc już o dobrym przykładzie, jaki by dali, gdyby połowę tego czasu poświęcili na bycie z Bogiem na modlitwie. W takim przestawaniu z Bogiem o wiele więcej i z mniejszym trudem dokonaliby dobra jednym czynem niż tysiącem. A to dla zasługi modlitwy i sił duchowych w niej zdobytych. Inaczej bowiem wszystko jest jak uderzenie młota, czasem z małym lub żadnym skutkiem. A czasem nawet ze szkodą, bo choćby się wydawało zewnętrznie, że człowiek coś czyni, w istocie będzie to niczym, gdyż jest prawdą, że dobre czyny dokonują się jedynie mocą Bożą”.
Kiedy nie jesteśmy wpatrzeni w Pana, działamy tylko naszą siłą
Dla mnie to niezwykle mocne słowa, które odczytane w kontekście wielkich bohaterów z historii Kościoła zyskują jeszcze większą aktualność. Kiedy nie jesteśmy wpatrzeni w Pana, nie spotykamy się z Nim w intymnej modlitwie, a przez to nie mamy w sobie dyspozycyjności, by iść za Bożym słowem, to działamy tylko naszą siłą. Może i realizujemy ciekawe projekty, ale są to tylko nasze projekty, które mają wręcz znikome skutki. A przecież moglibyśmy robić rzeczy, które mają moc tysiąc razy większą! Jeśli nasze działania rodzą się z bliskości z Panem, to jeden nasz czyn, który jest dokonany w wierze i na Jego słowo, ma większą skuteczność i owocność niż tysiąc uczynków spełnionych tylko naszą miarą.
Bardzo potrzebujemy intymności z Bogiem – bycia z Nim twarzą w twarz, a także znajomości Jego spojrzenia. Szymon Piotr już od pierwszych chwil budowania relacji z Jezusem znał ten wzrok. Często myślę sobie o tym, co musiało być w tym spojrzeniu Jezusa, że popchnęło tego prostego rybaka do czynu wiary (wypłynięcia na jezioro mimo wcześniejszej porażki), a potem zrodziło w nim gotowość do porzucenia całego swojego życia i pójścia za Jezusem. Nie dowiemy się tego, jeśli sami nie spojrzymy Mu w oczy.
Artykuł pochodzi z książki Tymoteusza Filara „Na Jego Słowo”.