Chwycić Jezusa za serce. Najważniejsza encyklika tego pontyfikatu

Wojciech Żmudziński SJ 29 października 2024, 15:32 źródło: https://deon.pl/

Najnowsza encyklika papieża Franciszka jest zachętą, by chwycić Jezusa za serce. Przypomina nam, że to sam Chrystus prosi nas o miłość i otwiera nam drogę do swojego intymnego wnętrza, objawia nam swoją kruchość i bezbronność.
Choć obrazy Jezusa z sercem na wierzchu są tylko nieudolnie oddanym symbolem tej miłości, bardziej działają na wyobraźnię niż mądre książki. Potrzebujemy symboli bardziej niż słów. Potrzebujemy obrazów, które pocieszają. Potrzebujemy ich nawet jeśli nie są dziełami wielkich mistrzów.

Poruszamy się po powierzchni: wiele osób myśli, że sercu nic do tego
Wydarzenia, które dzieją się na naszych oczach, przynaglają nas, abyśmy przywrócili znaczenie sercu, abyśmy je poukładali. Każdego dnia towarzyszy nam pośpiech i nie mamy nawet czasu zastanowić się głębiej nad tym, co się wydarza. Poruszamy się po powierzchni i wielu ludziom wydaje się, że sercu nic do tego. Natomiast to właśnie w sercu rodzą się najbardziej szlachetne pragnienia, w nim kształtują się ważne decyzje. Dlatego redaktor Księgi Przysłów ostrzega: „Z całą pilnością strzeż swego serca”. Bez serca, które mobilizuje nas, byśmy byli sobą a jednocześnie otwierali się na innych, nie ma przyszłości. Encyklika Dilexit nos jest manifestem Kościoła nowej epoki, który łączy stare i nowe w jedną całość.

„Serce jest zdolne do zjednoczenia i zharmonizowania własnej, osobistej historii, która wydaje się rozbita na tysiące kawałków, ale w której wszystko może mieć sens” – czytamy w encyklice w numerze 19. Przychylam się do zdania niektórych hierarchów Kościoła, że jest to najważniejszy dokument tego pontyfikatu.

Przestaliśmy ze sobą rozmawiać, boimy się siebie
Papież przypomina, że każda istota ludzka jest stworzona do miłości, pragnie kochać i być kochaną. O tym wie każdy, kto wsłucha się w serce i pozwoli mu przemawiać. Przestaliśmy jednak o tym rozmawiać między sobą. Boimy się siebie.

Nie bójmy się przynajmniej intymnego spotkania z Jezusem. On nie jest podejrzliwy, nie oburza się naszą grzesznością, lecz podziwia nasze intencje. To prawda, że w pewnych okresach historii wdzierał się do Kościoła rygoryzm i moralizatorstwo. Nie taką jednak drogę proponuje Ewangelia. Franciszek ponownie zwraca uwagę na czułość Boga wobec każdego człowieka. Powinniśmy się od Niego uczyć, jak być stanowczym wobec siebie, a miłosiernym wobec innych. Potrzebujemy serca Jezusa, aby zagoić rany, które sobie zadajemy, umocnić naszą zdolność do kochania i służenia oraz podążać ku światu sprawiedliwemu, solidarnemu i braterskiemu.

Mówić o Jezusie tak, żeby łatwo było Go pokochać
W tradycji Kościoła kult Serca Jezusowego przybierał rozmaite formy, ale był zawsze obecny i zapraszał do pogłębienia osobistej więzi z Chrystusem. W papieskim dokumencie znajdziemy wyjaśnienie pobożnej praktyki Nabożeństwa Wynagradzającego Sercu Jezusa. Niewiele w tym teologii. Może dlatego do tej pory go nie rozumiałem. Sens tego nabożeństwa przedstawiony jest językiem poezji i ludowej mądrości jako pocieszanie Jezusa, bycie z Nim w Jego udręce. To zbliżenie się do cierpiącego serca Jezusa prowadzi wiernych do uświadomienia sobie, że są oni współwinni dziejącego się zła i jako grzesznicy otwierają się teraz na Boże pocieszenie. Przyjmując je, wyruszają w świat, by pocieszać innych. Jeśli tak to przeżywamy, to w naszych sercach zapłonął ogień miłości. W encyklice znajdujemy piękną, a zarazem prostą definicję misyjności. Polega ona na mówieniu „o Chrystusie, świadectwem [życia] lub słowem, w taki sposób, aby inni nie musieli podejmować wielkiego wysiłku, aby Go pokochać” (210).

Z radością przyjąłem fragmenty mówiące o zaangażowaniu jezuitów w szerzenie kultu Najświętszego Serca Pana Jezusa już od XVII wieku, gdy Klaudiusz de La Colomiere SJ współpracował z Małgorzatą Alacoque. Również Ćwiczenia duchowe św. Ignacego, powstałe 100 lat wcześniej i wciąż aktualne, prowadzą „do bliskiego poznania Pana”. Uczą dialogu serca z Sercem, smakowania sercem i słuchania sercem. A ich finałem jest kontemplacja pomocna do uzyskania takiej miłości, która zmienia wszystko. Ta przesiąknięta poezją i pełna troski o Kościół encyklika odżegnuje się od „duchowości akcentującej ludzki wysiłek i umartwienia, aby zasłużyć na niebo” (139). Kończąc papież przestrzega, abyśmy nie zastępowali „miłości Chrystusa przestarzałymi strukturami, obsesjami z innych czasów, uwielbieniem własnej mentalności” (219).
Czy encyklika Dilexit nos rozpali w naszych sercach płomień Bożej miłości, czy stanie się tylko kolejnym tematem do doktoratu z teologii, czas pokaże. Pozwólmy jednak, by Bóg nas kochał i nie zabraniajmy innym przychodzić do Niego, kimkolwiek są i bez względu na to, co mają na sumieniu.

Autor: Wojciech Żmudziński SJ

Skip to content