Boski sędzia na ławie oskarżonych.
Boski sędzia na ławie oskarżonych. Pakiet anty-utyskiwań na Uroczystość Jezusa Króla Wszechświata
Ryszard Paluch 21 listopada 2024, 09:03 źródło: https://deon.pl/
Szkoda, że daliśmy się wciągnąć w jałowy spór i osadzić się po jednej ze stron „konfliktu” między miłosierdziem a sprawiedliwością.
Trzeba przyznać, że Pan Jezus od wizerunku to specjalistą nie był. Podły rodzaj śmierci przez ukrzyżowanie czy jedzenie nieumytymi dłońmi (por. Mt 15,20). Albo jakiś dziwny „rytuał” spluwania na ziemię i wyrabiania błota, które następnie nakładał na powieki niewidomego od urodzenia (por. J 9,6) – podczas lekcji katechezy reakcja dzieci na przywołany tu opis jest zawsze taka sama: robią miny, jakby miały zjeść zaraz szpinak. Nawet w serialu The Chosen wrażliwy widz może odnieść wrażenie, że bohaterzy cały czas chodzą jacyś tacy niedomyci i spoceni. No i jeszcze zaznaczmy, że ostatnimi czasy Pan Jezus jako sędzia i król to nie ma najlepszej prasy wśród teologów z kraju nad Wisłą, a jeśli w dyskusji z nimi dotkniemy przymiotu „sprawiedliwy”, wówczas rozpalają się do czerwoności i tracą kontrolę, niczym Herod na widok pięknej Salome (por. Mk 6,22-23).
Owce, kozły… osły
A ja onegdaj byłem i czynnie uczestniczyłem w konferencji na jednym z warszawskich uniwersytetów; kiedy prelegent – nomen omen – katolicki kapłan, z uśmieszkiem wspomniał o drugiej prawdzie wiary, poczułem się jak na slap fightingu, gdzie właśnie gawiedź wybuczała skompromitowanego zawodnika. „Oj, biada mi” – pomyślałem sobie ze szczyptą poczucia winy, wszak jako katecheta uczący sześciu praw wiary, właśnie się dowiedziałem, że przykładam rękę do traumatyzowania jaźni najmłodszych katolików i takie tam. A jak się jeszcze na Alei Szucha dowiedzą, to do spektrum narzędzi do spraw walki z religią w szkole (oprócz guseł, wycia o kasę i Eldorado) dodadzą fundowanie koszmaru naszej latorośli. No, niezły pakiet. Tymczasem mamy koniec roku liturgicznego, wypada Uroczystość Jezusa Chrystusa Króla Wszechświata i znowu Ewangelista Mateusz zaserwuje nam opis sądu ostatecznego (zob. Mt 25,31-46), i znowu kozłom z biblijnego obrazu przyjdzie wejść w rolę… „osłów” ofiarnych. Jeśli do tego wszystkiego dodamy zawłaszczenie wizerunku Jezusa jako króla ze złotą koroną (na niektórych płótnach i rzeźbach są iście koszmarne) przez narodowców i połączymy z Marszem Niepodległości, to wyhodujemy teologicznego potworka. I bynajmniej, odnotujmy z uczciwości, nie pobożni mnisi ważyli to piwo, co o którym teraz nie wiadomo, kto je wypije.
Adwokat
A może da się jakoś ochrzcić tego sędziego i zarazem podjąć próbę ocieplenia jego wizerunku? Nie taki straszny, jak się go maluje, skoro – co prawda po natrętnych zabiegach, ale – bierze ubogą wdowę w obronę (por. Łk 18,1-8). Przykładów możemy zaproponować znacznie więcej: budowniczy jerozolimskiej świątyni – król Salomon – prosił o mądrość, aby mógł dobrze sędziować: „Racz więc dać Twemu słudze serce rozumne do sądzenia Twego ludu i rozróżniania dobra od zła, bo któż zdoła sądzić ten lud Twój tak liczny?” (1 Krl 3,9). Również na kartach Starego Testamentu – choć nadmieńmy, że teologicznie to inna „parafia” – poznajemy dwunastu sędziów, których jednym z zadań była obrona członków Izraela; gdyby z kolei z Księgi Psalmów usunąć wątek sędziego i sprawiedliwości to niewątpliwie zostałaby bardzo uszczuplona, formatem przypominając streszczenie lektur dla zabieganych. Używając z kolei języka Temidy, zauważmy, że sam Jezus wiele razy zapowiada zesłanie Ducha Świętego Pocieszyciela – Parakleta – czyli naszego adwokata, obrońcy u Boga (zob. X. Léon-Dufour), który przekona świat o trzech „nieprzyjemnie” dziś brzmiących sprawach, czyli o grzechu, sądzie i sprawiedliwości (por. J 16,8-11). Na marginesie, jednym z darów Trzeciej Osoby Trójcy Najświętszej jest bojaźń Boża – jako żywo brzmią mi jeszcze w uszach słowa, które niejeden raz można było usłyszeć od naszych babć: „Boga się nie boisz?” albo „Bój się Boga!”. Rodzinni „patriarchowie” stosowali je szczególnie, kiedy „odbierało” nam rozum i zaczynało się błądzić. I bynajmniej nie mówili tego, aby straszyć, lecz w gruncie rzeczy, by zapewnić o swej miłości: „Tak bardzo martwię się o ciebie”.
Sędzia na krzyżu
Strasznie lubię zaglądać do bulli Franciszka Misercordiae vultus (z 2015 roku), która promulgowała Nadzwyczajny Jubileusz Miłosierdzia. Po pierwsze, bo jest krótka, ale nade wszystko dlatego, że jest jak odpowiedź pisana na zamówienie naszej Faustyny: „Nie znajdzie ludzkość uspokojenia, dopokąd się nie zwróci z ufnością do miłosierdzia Mojego” (Dzienniczek 300). W tej papieskiej esencji nauczania na temat Bożego miłosierdzia znajdujemy dwa punkty (MV 20-21) dotyczące relacji, jaka zachodzi między sprawiedliwością a miłosierdziem. I zaznaczmy od razu, że ojciec święty nie wszczyna kolejnej kontrowersji, gasząc wodę ogniem. Przede wszystkim przypomnijmy, że sprawiedliwy to – jak czytamy w Słowniku Nowego Testamentu – wierny przymierzu. Bóg jest i zawsze dochowa przymierza, które zawarł z nami na chrzcie świętym. W tym kontekście uprawnionym jest mówienie o ludzkiej sprawiedliwości, na zasadzie naszej odpowiedzi, również wyrażającej się w pragnieniu bycia wiernym przymierzu „poprzez życie zgodne z wolą Bożą” – pisze X. Léon-Dufour. O tym wymiarze przypomina (warto podkreślić ten czasownik) Franciszek, kiedy uczy: „aby przezwyciężyć perspektywę legalistyczną, należałoby pamiętać, że w Piśmie Świętym sprawiedliwość jest rozumiana zasadniczo jako pełne zaufania zdanie się na wolę Boga” (MV 20). Życie pokazuje, że ta pamięć coś nas zawodzi. Tymczasem najdoskonalsze wypełnienie woli dokonało się na Kalwarii – w tym miejscu dajmy się poprowadzić papieżowi i pomyślmy o Panu Jezusie jako sędzi, który umiera za nas i za nasze grzechy na krzyżu: „Krzyż Chrystusa zatem jest sprawiedliwością Boga nad nami wszystkimi i nad światem, ponieważ ofiaruje nam pewność miłości i nowego życia” (MV 21). Czy takim sędzią straszymy dzieci na katechezie?! Do takiego sędziego to ja bym się chętnie przytulił, bo to jest Pan, który poddaje „policzki rwącym Mu brodę” (Iz 50,6), który nie złamie trzciny nadłamanej i nie zgasi tlącego się płomyczka (por. Iz 42,3), a pogrążonego w ciemności Eliasza muśnie powiewem łagodnego wiatru (por. 1 Krl 19,12-13). To sędzia, który jest uosobieniem Czułości – „przymiotu”, o którym Franciszek tak często do nas mówi.
Usprawiedliwienie
Wreszcie wspomnijmy, że od sprawiedliwości jest naprawdę blisko do usprawiedliwienia, że jest już tuż tuż – jak uczony w Piśmie, który „zaczepił” Jezusa – w drodze do Królestwa Bożego (por. Mk 12,34). Pan w swoim Duchu usprawiedliwia nas, kiedy nasze grzechy obmywa swoją łaską (por. KKK 1987) i zaprasza do uczestnictwa w uczcie Baranka. Zatem nie chodzi tu o – przepraszam za zwrot – walenie swoich oponentów po głowie katechizmem z zapisanymi weń głównymi prawdami wiary, ale o… zachowanie porządku, przyznając prymat królowej cnót (por. 1 Kor 13,13), gdyż „sprawiedliwość oznacza tu prawość miłości Bożej” (KKK 1991). W tym świetle sprawiedliwość nie poniża, ale – naucza Franciszek – wyzwala „tych, którzy są w niewoli grzechu i wszystkich jego konsekwencji. Sprawiedliwością Bożą jest Jego przebaczenie (por. Ps 51 [50], 11-16)”. A to, podkreślmy, bardzo jest na czasie, wszak dziś mediacje są w cenie – chodzi przecież o to, aby zanim sędzia wyda wyrok, zrobić krok (czasem może wstecz, innym razem trzeba będzie uklęknąć i przeprosić), który nas pojedna z braćmi: „Pogódź się ze swoim przeciwnikiem szybko, dopóki jesteś z nim w drodze, by cię przeciwnik nie podał sędziemu, a sędzia dozorcy, i aby nie wtrącono cię do więzienia” (Mt 5,25).
Boże paradoksy
Wartości, o których tu prawimy nie są do siebie w opozycji: przeżycie uczciwej sprawiedliwości warunkuje doświadczenie prawdziwego – dającego pokój (por. J 14,27) – miłosierdzia. Kasowanie sprawiedliwości zatem jest w gruncie rzeczy „ograbianiem” miłosierdzia. Ważne jest zastosowanie właściwej kolejności – myślę, że nie będzie nadużyciem teza, że w Bożej pedagogice ostanie słowo nie należy do sprawiedliwości, lecz właśnie do miłosierdzia. Powiem więcej – tu nawet znajdzie się miejsce na karę: „Z tego też powodu Bóg wznosi się ponad sprawiedliwość miłosierdziem i przebaczeniem. To nie znaczy, że umniejsza się sprawiedliwość bądź czyni ją zbędną, wręcz przeciwnie. Ten, kto błądzi, będzie musiał ponieść karę. Tyle że to nie jest ostatnie słowo, ale początek nawrócenia, ponieważ doświadcza się czułości przebaczenia. Bóg nie odrzuca sprawiedliwości. On ją umieszcza i przekracza w jeszcze większym wydarzeniu, gdzie doświadcza się miłości, która jest fundamentem prawdziwej sprawiedliwości” (MV 21). Ks. Krzysztof Grzywocz na wielu miejscach przestrzegał przed iluzją, jaka kryje się za chęcią rugowania lub przeciwstawiania sprawiedliwości miłosierdziu. Podczas jednej z konferencji w czasie rekolekcji dla kleryków w Lublinie (Czas miłosierdzia, MSD, 2016 r.) dotknął relacji pomiędzy cytowanymi tu kategoriami. Punktem wyjścia dla jego rozważań był wtenczas fragment Apostoła Mateusza: „Jeśli wasza sprawiedliwość nie będzie większa niż uczonych w Piśmie i faryzeuszów, nie wejdziecie do królestwa niebieskiego” (Mt 5,20). Owo „więcej” to właśnie… miłosierdzie. Kluczem była tu kategoria „paradoksu” – pamiętam: jedna z ulubionych młodego adiunkta na Wydziale Teologicznym Uniwersytetu Opolskiego, który prowadził swoje pierwsze wykłady z duchowości (1997 r.). Pozostając w oddziaływaniu myśli cenionego przez siebie autora, kard. Henri de Lubaca SJ i jego książki Paradoksy i Nowe paradoksy, przywoływał on jako przykład „zestawienie” ubóstwa i bogactwa, paradoks Trójcy Świętej, przestrzeń między wolnością i posłuszeństwem oraz – największy paradoks – sprawiedliwość i miłosierdzie.
W krainie podcastowej teologii
Szkoda, że w youtuberowsko-tiktokowej przestrzeni daliśmy się wciągnąć w jałowy spór i osadzić się po jednej ze stron „konfliktu” między miłosierdziem a sprawiedliwością. Cóż powiedzieć? Lepiej mi przywołać tu fragment piosenki Chodźcie chłopaki Kazika Staszewskiego: „Mówią, że ludzie stali się mądrzejsi / Wiedzą to przyjezdni i wiedzą tutejsi” (Kult, album Hurra!, 2009 r.) i jednocześnie wyartykułować – jako powyżej uczyniłem – zastrzeżenia w zakresie podcastowej teologii: „Ale ja mam wątpliwości co do tego kolego / Wątpliwości sporo wieczorową porą”. Oj tak, nie bez znaczenia jest tu pora dnia! Wszak wieczorem życia będą nas sądzić z miłości – uczył doktor mistyczny (św. Jan od Krzyża, Słowa światła i miłości, 59). A wieczorem najlepiej zostać przy Panu, to jest poprosić, żeby On zasiadł z nami do stołu (por. Łk 24,29-30). Może wówczas, pośród gąszczu laików, komentarzy, followersów i subskrypcji, uda się nam rozpoznać Go po łamaniu chleba. Ale – no właśnie, jest jedno „ale” – bo wtedy już nie będziemy prawić o karze, sprawiedliwości, miłosierdziu czy usprawiedliwieniu, gdyż pytanie zasadnicze będzie brzmiało: „Czy jednak Syn Człowieczy znajdzie wiarę na ziemi, gdy przyjdzie?” (Łk 18,8).
Autor: Ryszard Paluch