Czy trzeba chodzić do kościoła, aby być w Kościele?
Wojciech Żmudziński SJ 17 stycznia 2025, 08:00 źródło: https://deon.pl/
Tam, gdzie ludzie karmią się Słowem Bożym i chlebem Eucharystycznym, tworzy się wspólnota wiary, solidarności i miłości, niezależnie od otaczających murów.
Czy Kościół to monumentalna budowla z krzyżem na wieży, czy raczej żywa wspólnota ludzi? Coraz częściej Eucharystia gromadzi wiernych w nietypowych miejscach – w salach konferencyjnych czy nawet salonach samochodowych. Tam, gdzie ludzie karmią się Słowem Bożym i chlebem Eucharystycznym, tworzy się wspólnota wiary, solidarności i miłości, niezależnie od otaczających murów.
Kościół pisany wielką literą nie oznacza budynku, w którym odprawiana jest Msza św. Oznacza Wspólnotę, która gromadzi się na Eucharystii, niekoniecznie w budynku do tego przeznaczonym. Chodzenie do Kościoła nie dla każdego i nie zawsze jest coniedzielną wyprawą do katedry lub tradycyjnego parafialnego kościoła.
Należę do księży, którzy bardzo rzadko chodzą na Mszę do miejsca, w którym stoi poświęcony ołtarz. Najczęściej odprawiam Eucharystię w auli konferencyjnej. Nie sam. Przychodzi zwykle ponad sto osób z okolicznych parafii. Dlaczego tu przychodzą? Przecież to miejsce w żaden sposób nie przypomina kościoła. Nie dlatego, że bliżej. Nie dlatego, że inaczej. Karmią się tutaj chlebem Eucharystycznym i słowem Bożym. Nie w teorii, lecz w praktyce. Mówią, że wracają do swoich domów nasyceni, zmotywowani. Wspierają się w trudnościach, współorganizują spotkania formacyjne, troszczą się o potrzebujących, są żywą wspólnotą wiary i wzajemnej solidarności.
Moi współbracia posługujący niedaleko Białegostoku obsługują wspólnotę parafialną, która gromadzi się w wynajętym salonie samochodowym. Tu jednak wnętrze lokalu przypomina wyglądem kaplicę. Jest też tabernakulum z wieczną lampką i konfesjonał. Jezuici dołożyli starań, aby ludzie czuli się tam jak w kościele. Wielu nie widzi potrzeby, aby wybudować tam kaplicę z prawdziwego zdarzenia. „Jesteśmy wspólnotą i czujemy się duchowo zaopiekowani” – mówi mi jedna z kobiet. Budynek z krzyżem na wieży ma swój urok, ale nie gwarantuje, że anonimowy tłum stanie się wspólnotą.
Są ludzie, którzy chodzą w niedzielę i święta do kościoła nie dlatego, że czują się częścią wspólnoty Eucharystycznej. Kieruje nimi wierność rodzinnej tradycji, a często również lęk przed złamaniem przykazania kościelnego, które każe chodzić na Mszę w niedziele i święta tzw. nakazane. Są ludzie, którzy chodzą do kościoła, bo współmałżonka lub współmałżonek chodzi. Dla towarzystwa.
Mój świętej pamięci Tato chodził do kościoła nie dlatego, że był osobą wierzącą, ale z miłości do mojej mamy, która wychowywała mnie i moje rodzeństwo w wierności tradycji katolickiej. Jestem przekonany, że miłość mojego Taty była miła Bogu. Dlatego nie oceniam nikogo, kto chodzi na Mszę z innych pobudek niż wiara w mistyczne Ciało Chrystusa. Nie ważne z czym i z kim przychodzisz, lecz ważne czy odchodzisz z Chrystusem, czy dobry Bóg chwycił cię za serce i poszerzył je.
Nie osądzam także tych, którzy nie chodzą do kościoła, bo często nie znam ich motywacji. Taką osobą, która z rzadka pojawiała się w kościele był znany aktor Franciszek Pieczka.
– W kościele najważniejszy jest Bóg, a nie aktor, któremu wierni zaglądają w zęby – mawiał. Gdy wchodził do kościoła „wszyscy odwracali głowy, jakbym duchem jakimś był. W takiej sytuacji ciężko się pomodlić” (Katarzyna Stoparczyk, Franciszek Pieczka. Portret intymny, MANDO 2024, s. 215). Ojcowie Szensztaccy wspominają, że często u nich bywał i modlił się z dala od tłumu, nieraz wzruszony do łez.
Można nie chodzić do kościoła i być w Kościele, praktykować rady ewangeliczne w gronie rodziny i przyjaciół, modlić się żarliwie za potrzebujących, wspierać ich i otrzymywać wsparcie od księży nie ograniczających swojej posługi do murów kościoła. Można również chodzić do kościoła i nie być w Kościele, gdyż Kościół przez wielkie „K” jest wspólnotą najbliższych nam osób a nie zestawem obrzędów religijnych. Nie ma chrześcijaństwa w pojedynkę, a anonimowy tłum nie jest żywą wspólnotą Eucharystyczną. Formalna przynależność do Kościoła poprzez chrzest jest fikcją podobnie jak fikcją jest małżeństwo między osobami, które się znają tylko z widzenia i nigdy nie zamieszkały razem, by dzielić trudy i radości.
Nie wiem, czy będą w przyszłości powstawały monumentalne budowle gromadzące wiernych, czy będziemy się częściej spotykać na Eucharystii w salach wykładowych i salonach samochodowych. Jeśli jednak nasze tradycyjne kościoły przejdą do historii, wolałbym, aby były wspominane jako miejsca opowiadające o miłości, która łączyła wiernych spotykających się w ich murach, a nie tylko jako wybitne dzieła architektury.
Autor: Wojciech Żmudziński SJ