To „wskrzeszenie”!

To „wskrzeszenie”! Wybudzona ze śpiączki, z blizną po tracheotomii, śpiewa na cześć Pana!

Dagmara Gałązka – 21.02.25 źródło: https://pl.aleteia.org/

Kilka lat temu Edyta Sitek dostaje diagnozę: przewlekła białaczka limfocytowa. Jej droga krzyżowa dopiero się zaczyna. Podczas chemioterapii przechodzi pierwszy Covid. Ląduje na oddziale zamkniętym. 40 dni w izolatce, jak Pan Jezus na pustyni.
Za jakiś czas znowu „łapie” Covida. Tym razem, z obustronnym zapaleniem płuc, trafia na OIOM pod respirator i zostaje wprowadzona w śpiączkę farmakologiczną. Jacek, jej mąż, słyszy od lekarza: „Pana żona ma CRP 500, pęknięte płuco i 85% płuc zwapnionych, do tego sepsę wielonarządową”. „A ja patrzę na niego uśmiechnięty od ucha do ucha” – wspomina Jacek, który wierzy, że do Jezusa należy ostatnie słowo. Dostał je w odpowiedzi na modlitwę: „Biadania moje zmieniłeś mi w taniec, wór mi rozwiązałeś, opasałeś mnie radością” (Ps. 30).
Po trzech miesiącach, Edyta budzi się do życia. Zmartwychwstaje z Jezusem, tak jak On – w niedzielę!

Zaufanie wbrew nadziei

Aleteia: Wiara i ufność Panu Bogu przychodzą z łatwością, kiedy życie toczy się normalnie. Ty musiałeś uwierzyć w Słowa Pana, wbrew logice, rozsądkowi i rzeczywistości.
Jacek: Za każdym razem, kiedy jechałam na OIOM, nakładałem na nią ręce i mówiłem: „Panie Jezu, Ty powiedziałeś, że będziemy nakładali ręce na chorych, a oni będą uzdrawiani, wierzę Twoim słowom i w Twoje Imię ogłaszam uzdrowienie jej organizmu. Wycofuje się wszelki stan zapalny, wszelka choroba i ona będzie uzdrowiona”. I tak modliłem się codziennie przez trzy miesiące, ale nic się nie działo, raz było lepiej, raz gorzej.

Co mówili lekarze?
Jacek: Że jest bardzo źle, stan ciężki. Spadało natlenienie, dusiła się. W tym czasie zadzwoniła do mnie znajoma lekarka, więc mówię jej, co się dzieje, że kłóci się z respiratorem, spada natlenienie, sepsa, a ona na to: „Słuchaj, zadzwoń do dziewczyn (czyli do naszych córek) niech jadą do Edyty pożegnać się, bo to jest koniec”. Lekarze w Grodzisku Mazowieckim nie dawali żadnych szans. Tak mnie to rąbnęło, że jak stałem w pokoju przy biurku, tak padłem na kolana i zacząłem krzyczeć: „Boże! Nie zabieraj mi jej teraz! Jeszcze nie teraz! Co ja mam powiedzieć ludziom, którzy na nas patrzą? Że taka wierząca, tak się nawracała, posługiwała, biegała, śpiewała psalmy, opowiadała wszystkim o Tobie, a teraz umarła?!” I słyszę, jakby mi ktoś do ucha mówił: „Psalm 30”. I otwieram Pismo Święte, a tam słowa: „Wysławiam Ciebie, Panie, boś mnie wybawił i nie uradowałeś mych wrogów z mojego powodu. Panie, mój Boże, do Ciebie wołałem i Tyś mnie uzdrowił. Panie, dobyłeś mnie z szeolu, przywróciłeś mnie do życia spośród schodzących do grobu (…) Śpiewajcie Panu, psalm, wy co Go miłujecie”.

Uwierzyłeś słowu Pana, czy diagnozie lekarzy?
Jacek: W tym momencie miałem pewność, że będzie uzdrowiona. Że jak tam pojadę, to będzie siedziała na łóżku jadła zupę i rozmawiała z pielęgniarkami. Ale kiedy do niej pojechałem, to jeszcze tak nie było, więc dalej się modliłem, głaskałem ją, rehabilitowałem stopy, bo miała powyginane w drugą stronę i mówiłem jej: „Zobaczysz, jeszcze razem pojedziemy nad morze”. Ale czas mijał, a tu się nic nie zmieniało. Zły duch próbował wyrwać mi to słowo, to uzdrowienie. W końcu lekarz prowadzący uprosił warszawski szpital specjalistyczny na Płockiej, by ją tam przewieźć, żeby zająć się pękniętym płucem. Normalnie nie robi się takich rzeczy, nie przewozi się pacjenta w stanie agonalnym, bo nikt nie chce sobie psuć statystyk. Po trzech dniach poinformowali mnie, że Edyta się wybudziła. Znamienne, że to była niedziela.

Choroba w izolatce

Edyto, jak wyglądał sam czas choroby?
Edyta: Przy pierwszym covidzie trafiłam do izolatki. Było mnóstwo ludzi na salach. Jedni żyli, drudzy umierali i w ogóle dużo się działo. Przychodzili do mnie tylko „kosmici” w kombinezonach. Czytałam tam Słowo Boże i modliłam się, ale w pewnym momencie bardzo źle się poczułam, przyszedł kryzys, dusiłam się i wtedy dostałam SMSa od osoby z naszej wspólnoty „Przyjaciele Oblubieńca”, który kończył się słowami: „Ja Jestem”. I to mnie tak poruszyło, że pomyślałam: „Jasne, Panie Jezu, Ty jesteś, więc co mi za różnica gdzie? Czy tu, czy to tam, po tej drugiej stronie, bylebyś Ty był”. I ta moja wewnętrzna zgoda na to, że mogę umrzeć, spowodowała, że za chwilę zmienili mi lekarza. Przyszła nowa pani doktor, podała mi osocze i natychmiast pouczałam się lepiej.

A drugi Covid? Co się działo z tobą przed śpiączką? Co pamiętasz z tego okresu?
Edyta: Kolejnym Covidem zaraziłam się w święta Bożego Narodzenia. Mówię sobie: „Nie no spoko, bułka z masłem, to już drugi wirus, nic takiego się nie wydarzy, a jednak po kilku dniach trafiam do szpitala. Zrobili mi tomografię i okazało się, że mam obustronne zapalenie płuc. Znowu ulokowali mnie w izolatce. I pamiętam tylko, że przykryli mnie kocem, podłączyli jakąś kroplówkę, a ja powiedziałam do Pana Jezusa: „Przyjmij teraz modlitwę tych osób, które się będą za mnie modliły, bo ja już nie mam siły się modlić”. I od tego momentu nic już nie pamiętam, choć jeszcze przez tydzień normalnie funkcjonowałam, rozmawiałam z bliskimi, pisałam SMSy.

Zmartwychwstanie

Co myśli człowiek, który budzi się na nowo do życia?
Edyta: Kiedy otworzyłam oczy, zobaczyłam przy moim łóżku mojego męża. To on mi opowiedział, co się ze mną działo, jak walczyłam z respiratorem, jak się dusiłam i że byłam w śpiączce. Przyjęłam to, jakby to była jakaś norma była. Miałam niesamowity pokój wewnętrzny, całkowicie wlany przez Pana Boga. Znam siebie i wiem, że to nie było moje. Dostałam też taką pewność, że wszystko będzie dobrze i choć był to bardzo trudny czas, bo musiałam się na nowo uczyć najpierw stać, chodzić, jeść to wiedziałam, że z Panem Bogiem dam radę. Byłam tego pewna.

Jesteś żywą Ewangelią, świadkiem Zmartwychwstałego Pana. Jak wygląda Twoje życie teraz?
Edyta: Funkcjonuje normalnie. Zrobili mi prześwietlenie płuc, spirometrię i działają one bez zarzutu. Odwiedziłam też okulistkę, która badała mnie wcześniej, w trakcie choroby, kiedy jedno oko miałam całe zalane krwią. Jak mnie zobaczyła, to powiedziała: „Jestem osobą niewierząca, ale muszę przyznać, że to, że Pani żyje, to jest cud! A to, że Pani widzi, to jest kolejny cud!”. A ja chodzę, widzę, słyszę i na dodatek śpiewam, tak jak dawniej psalmy, bo oboje z mężem posługujemy muzycznie, również na rekolekcjach. O moje uzdrowienie modliło się bardzo dużo ludzi. Sama nasza wspólnota ma 7 tys. osób. W różnych częściach Polski i świata były odprawiane za mnie msze święte. To, co zrobił Pan Jezus, to jest majstersztyk. Jestem w Nim całkowicie zakochana.

 

Skip to content