Sposób na zakopywanie podziałów

Andrzej Macura dodane 23.05.2025 15:12 źródło: https://info.wiara.pl/

Różnimy się? Spróbujmy się nawrócić.
Powoli się przyzwyczajamy. Do tego, że w czasie Mszy zamiast „naszego papieża Franciszka” słyszmy „naszego papieża Leona”. Powoli też chyba, po wybuchu euforii, słabnie zainteresowanie nim. Przynajmniej w mediach. Wydaje się być „kościelnie poprawnym”, nie wzbudza więc większych kontrowersji. Przez to nie dostarcza też tematów, które można by sprzedać w mediach jako sensację. Myślę, że to dobrze. Nie wiem jakiego papieża potrzebuje dziś Kościół, ale mnie ktoś taki bardzo odpowiada.
Nie znaczy to oczywiście, że papież Leon nie mówi o rzeczach ważnych. Zwróciło w ostatnich dniach moją uwagę jego wystąpienie w Bazylice św. Pawła za Murami. W tej tradycyjne ekumenicznej bazylice spotkał się on z przedstawicielami niekatolickich Kościołów i wspólnot kościelnych, a także religii niechrześcijańskich. Mówiąc o ekumenizmie (dla przypomnienia: to co innego niż dialog międzyreligijny) między innymi przypomniał, że prawdziwy ekumenizm polega na nawracaniu się na Chrystusa. Dokładnie: „Nasza komunia (wspólnota) urzeczywistnia się bowiem w takim stopniu, w jakim zbliżamy się do Pana Jezusa Chrystusa. Im bardziej jesteśmy Mu wierni i posłuszni, tym bardziej jesteśmy zjednoczeni między sobą”.
Papież Leon mówi tu o fundamentach tego, czym jest ekumenizm. Niestety, chyba trochę już zapomnianych. A szkoda. Bo zasada ta dotyczy także naszych, „katolickich podziałów”. Nie chodzi o to, byśmy jedni drugich przekonali do swoich racji, ale byśmy, jedni i drudzy, nawrócili się. Wtedy różnice tracą swoją moc dzielenia. Okazuje się, że jesteśmy bliżej siebie, niż nam się wydawało.
Nawrócić się na Chrystusa? A z czego niby mam się nawrócić – zapyta ten i ów. No właśnie… Nie, nie napiszę, że trzeba widzieć nie tylko to, co dzieli, ale i co łączy. Bo to trochę mylące. Trzeba przede wszystkim odróżniać to, co ważne, od tego, co ważne mniej, a to z kolei od tego, co ważne już w ogóle nie jest. Mamy jedno wyznanie wiary – możemy powiedzieć odnośnie do większości chrześcijan – łączy nas jeden chrzest. To mało? Przecież to podstawa. Z wieloma innymi łączy nas w zasadzie prawie wszystko. Dzielą doktrynalne drobiazgi, zwyczaje liturgiczne czy kościelne prawo….
To nie drobiazg – powie ktoś w kontekście kwestii prymatu Piotra. Ale, jak się zastanowić, to czy nie jest to prawda dużo mniej ważna niż te, które zawarliśmy w we wspólnym nam od wieków Symbolu wiary? Tym z Nicei i Konstantynopola? Czy sposób pojmowania tego prymatu to naprawdę coś, co usprawiedliwia obrzucanie się przez uczniów Chrystusa anatemami? Jak to się ma do przykazania Jezusa, byśmy się wzajemnie miłowali jak On nas umiłował?
To samo, jeszcze wyraźniej, widać, gdy przypatrzeć się naszym katolickim sporom. Ot, choćby w kwestii sposobu przyjmowania Komunii. Czy naprawdę godzi się od przyjęcia takiej czy innej formy uzależniać ocenę czyjejś miłości do Chrystusa? Albo – z innej beczki – szukać w wypowiedzi brata czegoś, co może wydać się podejrzane doktrynalnie i bez prób wyjaśnienia sprawy, choćby skonfrontowania z innymi wypowiedziami, za słuszne uznać czynienie mu z tego powodu zarzutów? To ma być miłość do bliźnich na wzór Chrystusa, który za swoich, grzesznych przecież uczniów, oddał swoje życie?
Tak, naprawdę trzeba starać się rozróżnić co jest czcią oddawaną Bogu, a co jest czcią oddawaną własnym przekonaniom. Gdy nawracamy się na Chrystusa różnice dotyczące mniej istotnych spraw tracą siłę dzielenia.

 

Przejdź do treści