Szukajmy Pana
ks. Bartosz Rajewski publikacja 26.06.2025 12:04 źródło: https://kosciol.wiara.pl/
Taka jest właśnie droga naszej wiary. Nie polega ona na tym, że będziemy mieli jasno sprecyzowane poglądy na temat Boga. Jej istotą jest szukanie Go w codzienności, pragnienie spotkania z Nim.
Poszukiwanie Boga nie polega na uskutecznianiu niezliczonych praktyk religijnych, odmawianiu coraz to nowych nowenn, przestrzeganiu specjalnych przykazań czy zdobywaniu kolejnych sprawności moralnych. To przede wszystkim przyjęcie Jezusa do swojego życia, przeżywanie z Nim naszej codzienności.
Kiedyś poprosiłem kandydatów do bierzmowania o anonimową odpowiedź na pytanie: kim dla mnie jest Bóg? Dawno nie byłem niczym tak zbudowany jak tymi krótkimi, a jednak bardzo szczerymi wypracowaniami. „W ostatnich latach zacząłem bardziej rozumieć ważność dobrej relacji z Bogiem. W czasach, w których większość moich znajomych oddala się od Boga, nie chciałem, żeby tak samo stało się ze mną” – napisał ktoś z przyszłych bierzmowanych. „Jeszcze nie miałem szczęścia, żeby zobaczyć Go w moim codziennym życiu” – wyznał jeden z kandydatów. „Nigdy nie doświadczyłem Boga w moim życiu i nigdy nie słyszałem, by mówił do mnie” – zwierzył się ktoś inny.
Szukanie Pana – to wspólna cecha łącząca wszystkie wypracowania kandydatów do bierzmowania, ale również ich szczere, płynące z głębi młodego serca pragnienie. I nie ma nic specjalnie niepokojącego w tym, że niektórzy Boga jeszcze nie doświadczyli. Wszak poszukiwanie Pana to zadanie i program na całe nasze życie – to misja na każdy dzień. Z pewnością nie chodzi tu o jednorazowe wydarzenie, po którym moglibyśmy powiedzieć: „Znalazłem Boga!”. Jasne, mamy i takie doświadczenia, w których Boga i Jego działanie widzimy bardzo wyraźnie. Jednak szybko potem okazuje się, że znów musimy Go szukać.
Taka jest właśnie droga naszej wiary. Nie polega ona na tym, że będziemy mieli jasno sprecyzowane poglądy na temat Boga. Jej istotą jest szukanie Go w codzienności, pragnienie spotkania z Nim. „W spotkaniu Jezus przechodzi, w spotkaniu pulsuje serce Kościoła” – powie papież Franciszek. Poszukiwanie Boga nie polega na uskutecznianiu niezliczonych praktyk religijnych, odmawianiu coraz to nowych nowenn, przestrzeganiu specjalnych przykazań czy zdobywaniu kolejnych sprawności moralnych. To przede wszystkim przyjęcie Jezusa do swojego życia, przeżywanie z Nim naszej codzienności. Dokładnie tak, jak napisał jeden z kandydatów do bierzmowania: „Bóg mnie rozumie i jest zawsze przy mnie, gotowy wysłuchać, jak minął mi dzień. Mogę Mu powiedzieć, czy zrozumiałem wszystko z lekcji i czy były ciekawe. Wiem, że mogę na Bogu polegać”. Ktoś inny dodał: „God is one true friend for good and bad”. Szukajmy Pana!
CIAŁO, PSYCHIKA I… DUSZA
Salony odnowy biologicznej, siłownie na każdej ulicy, wykwalifikowani trenerzy personalni, wyrastające jak grzyby po deszczu kliniki medycyny estetycznej, salony spa, toksyna botulinowa (botoks) dostępna już dla nastolatek, przeszczepy włosów w Turcji i implanty zębów za pół ceny w Mołdawii. To wszystko – i znacznie więcej – ma nam pomóc w trosce o ciało. I pewnie nie ma w tym nic złego (może z wyjątkiem botoksu dla 15-letnich dziewczyn). Jeśli dołożyć do tego troskę o życie psychiczne, a więc popularność różnej maści terapeutów, psychologów, psychoterapeutów i mówców motywacyjnych, można odnieść wrażenie, że żyjemy w czasach holistycznej, a więc kompleksowej troski o człowieka, gdzie każdy czuje się bezpieczny, zaopiekowany, szczęśliwy, spełniony i zintegrowany. Skoro zatem jest tak dobrze, to dlaczego jest tak źle?
„Nie bójcie się tych, którzy zabijają ciało, lecz duszy zabić nie mogą. Bójcie się raczej Tego, który duszę i ciało może zatracić w piekle” (Mt 10,28) – przypomina Jezus. Niejeden kaznodzieja wykorzystałby tę wypowiedź Pana do krytyki przesadnego zabiegania o ciało, o dobrostan psychiczny, zdrowie, a więc o to wszystko, co nazywamy doczesnością. Nie mam takiego zamiaru. Uważam, że troska o ciało i zdrowie jest dobra, potrzebna, a nawet konieczna – podobnie dbanie o psychiczną stronę naszego jestestwa. Chciałbym jednak zwrócić uwagę, że holistyczna troska o człowieka nie może zapomnieć o jeszcze jednym, nie mniej ważnym wymiarze ludzkiego bytu, jakim jest ludzka dusza. Wszak człowiek to nie tylko ciało i psychika, ale psyche, soma i pneuma – psychika, ciało i dusza (duch). O tej ostatniej chyba najczęściej zapominamy.
„Troszczę się również o duszę” – powiedziała moja znajoma, gdy podjęliśmy ostatnio ten temat. „Codziennie medytuję, afirmuję, uprawiam jogę, badam energię” – dodała. Żyjemy w czasach, kiedy wiarę w Boga w Trójcy coraz częściej zastępuje zdepersonalizowany kosmoteizm, czyli przekonanie o doskonałości i świętości przyrody. W takiej duchowości nie potrzeba osobowego Boga i budowania z Nim relacji. Głębsze tęsknoty duszy zastępuje się różnymi formami duchowości odwołującymi się do wierzeń wschodnich czy też pogańskiego dziedzictwa Zachodu.
Uważam – na podstawie doświadczenia własnego i wielu innych osób – że bez osobowego kontaktu z Bogiem niemożliwy jest holistyczny, prowadzący do pełni szczęścia rozwój człowieka. Wszyscy znamy słynne stwierdzenie św. Augustyna: „Niespokojne jest serce człowieka, dopóki nie spocznie w Bogu”. Można inwestować we własne ciało, korzystać z pomocy terapeutów, uprawiać wschodnie formy duchowości, ale bez osobistej relacji z Bogiem to wszystko bardzo często okazuje się utopią, prowadzącą do jeszcze większej frustracji i depresji. Tylko relacja z Bogiem uwalnia od lęku i daje poczucie, że „Pan jest przy mnie jako potężny mocarz” (por. Jr 20,11). Jedynie codziennie przebywanie w obecności Boga oraz rozpoznawanie znaków Jego obecności i działania w moim życiu buduje moją pewność siebie i daje mi autentyczne przekonanie, że nic ani nikt nie jest mi w stanie zagrozić.
„Czyż nie sprzedają dwóch wróbli za asa? A przecież żaden z nich bez woli Ojca waszego nie spadnie na ziemię. U was zaś nawet włosy na głowie wszystkie są policzone. Dlatego nie bójcie się: jesteście ważniejsi niż wiele wróbli” (Mt 10,29–31). Takie jest moje osobiste doświadczenie. Jakie jest twoje?
*
Powyższy tekst jest fragmentem książki „Zgorszeni Kościołem. O kryzysie, nadziei i wierności Ewangelii”. Autor: ks. Bartosz Rajewski. Wydawnictwo WAM