Koniec nauki, czy może jej początek?

Magdalena Urbańska 26 czerwca 2025, 12:10 źródło: https://deon.pl/

Ostatni dzwonek wybrzmiał. Pozostało odebranie świadectw i można zacząć wakacje. Jednych cieszy to bardziej, innych mniej. Dla wielu uczniów jest to czas głębszego oddechu. Nie ma korepetycji, miliona zajęć dodatkowych i wymagań, do których nie da się doskoczyć. Jeszcze tylko muszą jakoś przetrwać wysyp czerwonych pasków w mediach społecznościowych i można odetchnąć.
Wakacje. Różnie się nam kojarzą, bo dla jednych jest to czas kolonii, wyjazdów i różnych aktywności, dla innych po prostu nic nie robienie. Jedno i drugie ma szansę dać odpoczynek, ale tylko wtedy, gdy ten czas spędzimy mądrze. Tak by rzeczywiście był szansą na regenerację sił, a nie kolejną próbą udowodnienia sobie i innym swojej wartości. Może być czasem zwolnienia tempa, może też być kolejnym wyścigiem szczurów.
Myślę o świadectwach moich dzieci i o tym, jak czerwone paski niewiele znaczą. Owszem, sukcesy edukacyjne są ważne. Jednak nie ocena na świadectwie jest najważniejsza, ona tak naprawdę może nie mieć żadnego znaczenia. Ważne jest to, co było pomiędzy jedną, a drugą oceną. Wysiłek włożony w naukę. Wychodzenie do ludzi, nauka empatii, wchodzenie w nowe relacje. Podejmowanie się ról i zadań, które poszerzyły serce i umysł. Zdobywanie umiejętności, które towarzyszyły nauce (choćby czat GPT, który wszedł z impetem w szkolne mury w mijającym roku szkolnym).
Patrzę na historię pewnego nastolatka. We wrześniu zmienił klasę, z powodu hejtu i przemocy jakiej doświadczał w poprzedniej grupie. Terapia, rozmowy, wsparcie najbliższych. Nade wszystko jednak jego walka. O to, by na nowo nauczyć się ufać. By nie trząść się na widok budynku szkoły. By znaleźć sens na nowo. Co oznacza jego czerwony pasek? Nic. Jego uśmiech oznacza wiele więcej. Wygrał, zdobył, zmienił otaczającą go rzeczywistość. Tam, gdzie przez długi czas rozlewało się zło ze swoją niszczycielską siłą, wpuścił dobro i wsparcie nowych kolegów. Doświadczył, że zło nie ma ostatniego słowa. Czy nie to jest największym sukcesem jaki mógł osiągnąć przez ostatni rok szkolny? Owszem, jest.
Kiedy więc nasze dzieci rozpoczną wakacje, warto poświęcić choć chwilę na docenienie ich wysiłku. Tego mierzalnego, który być może widać na świadectwach, oraz tego, który z pozoru mierzalny nie jest. Szkoła pozwala zdobyć wiedzę, choć nie zawsze przydatną w życiu (kto wkuwał budowę liścia, ten wie). Jednak nasz szkolny system nie zawsze uczy empatii, wzajemnego wsparcia, samorozwoju na wszystkich życiowych obszarach. Nie jest to jednak zadanie szkoły, to zadanie rodziców.
Na co komu czerwony pasek, skoro czuje się niekochany i ciągle zadaje sobie pytanie: po co ja żyję? Do czego potrzebne są mu dobre oceny, skoro nie potrafi odezwać się z szacunkiem do kolegów? Po co, drogi rodzicu? Czas wakacji to dobry moment na to, by usiąść ze swoim dzieckiem podczas urlopu, albo weekendu. Zatrzymać się i zapytać jak się czuje, co u niego słychać, co robi całymi dniami, z kim rozmawia, co czyta, co go teraz pasjonuje. Jeśli wysyłasz dziecko na kolonie – zadaj mu te pytania, gdy wróci. Być może będzie sztywno, nieswojo. Być może coś ci odburknie i odejdzie, zdziwiony, że pytasz o takie rzeczy. Pewnie będziesz miał odruch by uciec – w wirtualny świat, pracę, sprzątanie, cokolwiek. Nie daj się jednak łatwo spławić! Niech twoje dziecko poczuje, że nie jest dla ciebie ważne tylko wtedy, gdy przynosi ze szkoły dobre oceny, ale też wtedy, gdy mu się nudzi, gdy nie może błyszczeć przed tobą kolejnymi nagrodami zdobytymi na olimpiadzie. Niech poczuje, że to on jest cenny, a nie kolejne osiągnięcia.
Jeśli dziecko jest zauważone i kochane przez najbliższych, nie musi krzywdzić innych, by poczuć się lepiej. To najprostsza droga do wychowania człowieka mądrego. Nie tylko wykształconego, ale również mądrego życiowo. Takiego, który nie krzywdzi, który potrafi cieszyć się zarówno pracą, jak i odpoczynkiem. Który wie, że nie musi zdobywać, by być ważny.
Pozwólmy dzieciom w te wakacje odetchnąć. Gdy opadnie pył idealnych świadectw na Instagramie, wejdźmy choć trochę w świat naszego dziecka. Niech się uczy, rozwija, ale nie edukacyjnie. Niech wzrasta emocjonalnie. Jak nastolatek, który po traumatycznych doświadczeniach zaczął na nowo się uśmiechać, tak niech nasze dzieci zdobędą to, co w życiu w pewnym momencie liczy się najbardziej. Miłość. Ona zaczyna się w rodzinach. Dajmy jej naszym pociechom jak najwięcej.

Autor: Magdalena Urbańska

 

Przejdź do treści