Gdybyś wierzył

Gdybyś wierzył, nie odszedłbyś z Kościoła. Czy aby na pewno?

Magdalena Urbańska 24 lipca 2025, 07:28 źródło: https://deon.pl/

Mija prawie pięć lat od pierwszego wpisu na Instagramie, w którym powiedziałam, że świętuję spowiedź. Pięć lat, które bardzo mocno mnie zaskoczyły i pozwoliły poznać wiele ludzkich historii. Gdy zaproponowałam innym w mediach społecznościowych używanie hasztagu #świętujęspowiedź, nie spodziewałam się nie tyle tak dużego odzewu, co usłyszenia wielu trudnych i bolesnych opowieści.
Wychodzę z założenia, że moja internetowa twórczość ma dawać nadzieję, ale jednocześnie być prawdziwa. Wspominałam więc czasem o trudnościach, zawiedzionych oczekiwaniach i zranieniach. To wszystko wpisane jest przecież w nasze przeżywanie wiary, szczególnie jeśli oparte jest w jakiś sposób na relacji z drugim człowiekiem (a w spowiedzi tak właśnie jest…).
Przez te pięć lat dostałam dziesiątki wiadomości od ludzi zranionych. Tych, którzy doświadczyli przemocy (fizycznej, duchowej, seksualnej…). Tych, którzy nie potrafią dziś być w Kościele, nie są też w stanie wrócić do sakramentu spowiedzi. Im więcej opowieści usłyszałam, tym bardziej do granic bólu denerwowały mnie słowa, którymi wielu katolików szasta bezrefleksyjnie: „do kościoła przychodzisz dla Boga. Jakbyś wierzył, to byś przychodził do spowiedzi”. I choć z jednej strony jest to prawdą, bo w Kościele jesteśmy ze względu na relację z Bogiem, z drugiej ukryty jest tu przemocowy przekaz. Nie jesteś w stanie się wyspowiadać? Za mała jest twoja wiara i nigdy nie zależało ci na prawdziwej relacji z Jezusem. Pytam więc: skąd ta pewność? Skąd wiesz co ten człowiek nosi w swoim sercu? Czy wiesz jak on cierpi, jak się zmaga, jak szuka i pyta? Ile bólu w sobie nosi co dnia?
Jedna z historii. Miała wtedy 20 kilka lat. Duszpasterstwo akademickie i charyzmatyczny kapłan. Był spowiednikiem większość jej przyjaciół, więc gdy sama potrzebowała duchowego wsparcia, też do niego poszła. Mimo, że czuła, że coś w tej relacji jest nie tak, nie słuchała swojej intuicji. Manipulacje kapłana, usilne swatanie z jednym z chłopaków, ujawnianie historii usłyszanych w tajemnicy, przymuszanie do udziału w modlitwach charyzmatycznych, nakładanie rąk pomimo oporu dziewczyny. I ciągłe wmawianie jej, że to z nią jest coś nie tak, że to ona ma problem. Najwięcej manipulacji doświadczyła podczas spowiedzi, pod przykrywką posłuszeństwa. Gdy w końcu przerwała tę relację i powiedziała wprost co jej się nie podoba, słyszała za plecami nieustanne komentarze kapłana i bała się, że wszyscy dookoła dowiedzą się tego, co powiedziała mu w zaufaniu. Zgłosiła sprawę przełożonym i zaczęła mówić o tym głośno. Kapłan został usunięty z zakonu, ona otrzymała pomoc, zgłosiły się kolejne ofiary przemocy duchowej i psychicznej.
Mija kilkanaście lat. Ona nadal jest w Kościele. Bardzo ostrożnie dobiera spowiedników. Boi się każdej kolejnej spowiedzi. Po latach, stojąc w kolejce do konfesjonału, dostaje ataku paniki. Pojawiają się fleshbacki. Wychodzi z kościoła z przekonaniem, że już dłużej nie da rady, że nie wróci. Modli się, pyta Boga co ma zrobić. Bóg daje jej księdza, który pomaga jej nie tylko przez to doświadczenie przejść, co na nowo zaufać i odzyskać szacunek do kapłanów. Walczy dalej, bo na jej drodzy pojawili się ludzie, którzy pokazali jej, że jeden przemocowiec nie jest całym Kościołem. Jednak to, co przeżyła jest tak trudne, że wie, że przemoc potrafi zniszczyć. Wiarę, nadzieję, miłość. Ona wie, że człowiek może tak zdeptać relację z Bogiem, że słowa „nie dla księdza przychodzisz do kościoła” są jak policzek. Kolejny cios. Ona wie co to atak paniki w kolejce do konfesjonału i fleshbacki, mimo że ma świadomość, że nic jej już nie grozi, że ludzie, którymi się otacza są godni jej zaufania…
Co jednak z tymi, którzy nigdy nie usłyszeli „przepraszam”? Nigdy nie dostali wsparcia? Tymi, którzy po pierwszej próbie i kolejnej, stwierdzili, że to za dużo, że to tak boli, tak upadla, tak mocno wpływa na codzienność, że nie dadzą już dłużej rady? Często robią przerwę, z której coraz trudniej wrócić…
Czy mamy prawo im powiedzieć: „gdyby ci zależało, to byś był w Kościele dla Jezusa”? Nie, nie mamy. Uważajmy na nasze słowa. Bądźmy choć trochę bardziej empatyczni i… myślący. Zamiast oceniać, pomóżmy tym ludziom wrócić. Swoją postawą, a jeśli jest taka potrzeba – również dobrym i wspierającym słowem. Czasem warto po prostu być obok i milczeć, szczególnie stając twarzą w twarz z ludzkim cierpieniem.

Autor: Magdalena Urbańska

 

Przejdź do treści