Dlaczego siostra Chmielewska padła ofiarą hejtu?
Łukasz Sośniak SJ 1 września 2025, 16:03 źródło: https://deon.pl/
Kard. Krajewski powiedział kiedyś o siostrze Chmielewskiej, że robi tyle dobrego, że właściwie powinna być kardynałem. Tymczasem internetowi mądrale dyskredytują ją, bo ośmieliła się skrytykować prezydenta. Jeden z moich współbraci zwykł kwitować takie rzeczy słowami: „jakie to jest małe…”.
Cyniczni politycy tak bardzo sprali nasze mózgi, że tylko z wielkim trudem przychodzi nam myślenie nieplemienne. Praktycznie nie potrafimy oceniać czyichś wypowiedzi i działań bez politycznego filtra. Jeśli ktoś jest „nasz”, to przejdą największe nonsensy, ale jeśli jest „ich”, to choćby zdziałał w życiu tyle dobrego, co siostra Chmielewska – dostanie ostro w skórę.
Ta postawa to dezercja z myślenia – bo jak inaczej to nazwać. Szkodzi nie tej „drugiej stronie”, ale nam. Ogranicza horyzonty, zamyka oczy na wielkie dobro, które przez innych ludzi przynosi Bóg, zabija wrażliwość na świat, tworzy z nas stado gerazeńskich świń, opętanych plemiennymi demonami, które biegną wprost do urwiska – na zatracenie.
Myślenie plemienne niesie ze sobą także ogromne szkody społeczne. Powoduje polaryzację, która zamyka na rozmowę o konkretnych problemach, a skupia na budowaniu lojalności dla „własnej drużyny”. Społeczeństwo dzieli się na obozy, które coraz mniej ze sobą rozmawiają, a tym samym oddalają się od siebie.
Oponent przestaje być kimś, kto po prostu ma inne poglądy. Staje się wrogiem, czy wręcz zagrożeniem. Prowadzi to do wzajemnej pogardy, hejtu, a w skrajnych przypadkach do przemocy i rozlewu krwi.
Plemienność zabija debatę społeczną, gdyż argumenty merytoryczne schodzą na dalszy plan. Liczy się „kto to powiedział”, a nie „co powiedział”. W ten sposób przepadają świetne pomysły – tylko dlatego, że pochodzą od niewłaściwego plemienia. Skłócone środowiska przestają ze sobą współpracować, bo uznają to za zdradę wobec swojego obozu, co prowadzi do paraliżu decyzyjnego i pogłębienia konfliktu.
W przestrzeni mediów dochodzi do powstawania baniek informacyjnych – ludzie konsumują tylko taki przekaz, który wzmacnia ich przekonania. To prosta droga do zniekształconego obrazu rzeczywistości, a w efekcie do eskalacji niechęci i do coraz głębszych podziałów. Po pewnym czasie wrogie obozy zaczynają żyć jakby w dwóch różnych światach – mają odmienne źródła wiedzy, język, a nawet inne poczucie tego, co jest prawdą.
Niestety mariaż tronu z ołtarzem sprawił, że w Polsce myślenie plemienne dotyka także wspólnoty Kościoła. Tutaj skutki są jeszcze bardziej opłakane, bo dotykają sfery duchowej i moralnej. Zamiast poczucia, że należymy do jednego Ciała Chrystusa, zaczynamy dzielić się na „prawdziwych” i „gorszych” katolików. Zamiast różnorodności w przeżywaniu wiary pojawia się wrogość wobec „innych”. Ważniejsze staje się „trwanie przy naszym obozie” niż życie Ewangelią. W efekcie Kościół przestaje być miejscem spotkania, a staje się polem walki.
Kościół jako rozbita wspólnota, której wierni zamiast z własnymi grzechami i wadami walczą ze sobą nawzajem, traci moc świadectwa wobec świata. Zamiast być przestrzenią pokoju i pojednania, zamienia się w kolejną nudną arenę sporów politycznych i ideologicznych.
Hejt, który wylał się na siostrę Chmielewską, to dowód na to, jak bardzo jesteśmy spolaryzowani. Mowa wszak o osobie, która pomogła tysiącom bezdomnych i która poświęciła swoje życie dla bezinteresownej pomocy najbiedniejszym i wykluczonym.
Gdy Małgorzata Chmielewska skrytykowała weto prezydenta Karola Nawrockiego, wszystkie jej zasługi przestały mieć jakiekolwiek znaczenie. Została automatycznie zredukowana do poglądu politycznego, zaliczona do przeciwnego obozu i stała się wrogiem.
Plemienna polaryzacja niszczy w nas jedną z najważniejszych cech – szacunek do drugiego człowieka, nawet takiego, który całe swoje życie poświęcił dla innych. Gdy logika „my kontra oni” dominuje, każdy gest czy słowo staje się politycznym testem lojalności, a nie zaproszeniem do refleksji. Dopóki patrzymy na siebie przez pryzmat wrogich obozów, dopóty będziemy tracić zdolność do rozmowy, empatii i doceniania dobra – niezależnie skąd do nas przychodzi.
W efekcie utracimy także zdolność dostrzegania darów, którymi każdego dnia obdarza nas Bóg. A wtedy przegramy wszyscy – niezależnie od politycznych barw.
Autor: Łukasz Sośniak SJ
Absolwent filologii polskiej i dziennikarstwa. Przez wiele lat był redaktorem lokalnych mediów częstochowskich i Radia Jasna Góra. W 2015 r. wstąpił do Towarzystwa Jezusowego i już jako jezuita pracował w Radiu Watykańskim. Obecnie współautor Podcastu Jezuickiego. Jego pasją i najlepszym sposobem na relaks jest literatura i jazda na rowerze.