Dlaczego rodzice wypisują dzieci z edukacji zdrowotnej?
Dlaczego rodzice wypisują dzieci z edukacji zdrowotnej? Nie chodzi tylko o wiarę
Marta Łysek 1 września 2025, 14:44 źródło: https://deon.pl/
Dlaczego rodzice wypisują dzieci z edukacji zdrowotnej?
Czy edukacja zdrowotna jest niemoralna? Czy katolicy powinni wypisać z niej dzieci? A może to niezwykle potrzebny przedmiot, który ochroni młodych ludzi przed wieloma zagrożeniami? Spór wokół edukacji zdrowotnej osiąga wysokie temperatury. A nowy rok szkolny już się zaczął i trzeba podjąć decyzję.
Trudno ukryć, że na „wysokim poziomie” to jest spór o wartości, o wizję świata, a także o wizję małżeństwa i rodziny. I stąd bierze się konflikt: biskupi widzą w programie edukacji zdrowotnej duży potencjał do przekazywania treści niezgodnych z chrześcijańską wizją człowieka i jego kluczowych życiowych relacji. A ministerstwo edukacji bardzo intensywnie podkreśla uniwersalne elementy programu dotyczące zdrowia fizycznego i psychicznego młodych ludzi. Żadnego dialogu tutaj nie ma: nikt chyba nawet nie bierze pod uwagę, że mógłby być, skoro nie udało się go przeprowadzić w sprawie lekcji religii. Jest za to wyraźnie odczuwalna wojna między dwoma wizjami świata i społeczeństwa.
Minister między wierszami piętnuje rodziców, którzy nie chcą wsparcia w budowaniu świadomości zdrowotnej swoich dzieci i wypisują je z lekcji edukacji zdrowotnej. A biskupi upominają rodziców, którzy nie wypisują dzieci z edukacji zdrowotnej, bo w ten sposób narażają je na przekaz niezgodny z wiarą, ale przyznają jednocześnie, że duża część programu, zwłaszcza dotycząca kwestii zdrowotnych nie dotyczących wprost kwestii seksualności, jest wartościowa. Tego o chrześcijańskiej koncepcji małżeństwa nie mówi już ministerstwo.
W środku tego wszystkiego są rodzice, którzy na nowy przedmiot patrzą dość… prozaicznie i praktycznie. Ich argumenty, by wypisać dziecko z edukacji zdrowotnej, niekoniecznie są motywowane religijnie. I można je ująć w trzy kategorie.
Wokół edukacji zdrowotnej jest mnóstwo politycznego zamieszania
Po pierwsze: zamieszanie nigdy nikomu nie służyło. A wokół tego przedmiotu jest mnóstwo zamieszania. Ze zwykłej lekcji robi się manifest światopoglądowy, a zapisanie lub wypisanie dziecka jest łączone z opowiedzeniem się za jedną albo drugą opcją. Są rodzice, którzy mają serdecznie dość wykorzystywania szkoły w taki sposób i trzymają się z dala od edukacji zdrowotnej nie ze względu na treść programu, ale ze względu na polityczne zamieszanie wokół przedmiotu.
Program edukacji zdrowotnej jest eksperymentem
Po drugie: rodzice nie lubią eksperymentów na swoich dzieciach. Do edukacji zdrowotnej nie ma podręczników, a nauczyciele będą uczyć „z powietrza”, czyli z materiałów, które na bazie podstawy programowej będą sami musieli wypracować. I choć założenia są takie, że uczący mają przedstawić rodzicom program, który będzie realizowany, życie uczy, że na papierze wszystko wygląda ładnie i odpowiednio, a w praktyce bywa bardzo różnie. Niedopracowany przedmiot, który może być prowadzony przez wielu nauczycieli, bez konkretów w postaci opracowanych lekcji – to wygląda jak jeden wielki eksperyment bez żadnej kontroli. I szybko może się okazać nudnym niewypałem i stratą czasu dla ucznia, który i tak jest już dość mocno przeciążony.
Nie ma podręczników, uczyć będzie, kto akurat może
Po trzecie: nie ma wykwalifikowanej kadry. Podstawa programowa jest napisana bardzo ogólnie i choć wygląda ciekawie, a tematy wydają się ważne, to kwestia realizacji jest pod dużym znakiem zapytania. Nie ma nauczycieli, którzy mają wykształcenie kierunkowe i doświadczenie: ci, którzy będą uczyć w tym roku, sami będą musieli nauczyć się przedmiotu od zera wykorzystując swoje kompetencje, a te są bardzo różne. Jeśli trafi się fachowiec, który potrafi przekazać wiedzę, ma podejście do młodzieży i odpowiednią wrażliwość, by realizować tematy z potencjałem do generowania hejtu rówieśniczego, będzie super. Ale nie wszyscy wygrają los na loterii i w wielu szkołach będą uczyć ludzie „z łapanki”. Tego też boją się rodzice, zwłaszcza gdy mowa o bardzo delikatnych tematach, jak otyłość, aktywność seksualna czy sytuacja rodzinna. Poruszone w nieodpowiedni sposób kwestie (i to na forum klasy, które nie jest życzliwą grupą dzielenia) łatwo mogą stać się przyczyną wyśmiewania, hejtu i przemocy, której w szkołach ani trochę nie brakuje.
Decyduje rodzicielski pragmatyzm i doświadczenie
Do tego rzeczywiście dochodzi powód „religijny”, czyli obawa przed przekazywaniem dziecku nie tylko samej „neutralnej” wiedzy, ale wtłaczaniem zestawu wartości niezgodnych z chrześcijańską wizją świata. I wystarczy przeczytać założenia podstawy programowej, by przekonać się, że ta obawa nie jest bezzasadna, bo bardzo ogólne wytyczne (jedno, dwa zdania!) plus brak podręcznika dają duże możliwości kształtowania lekcji przez nauczycieli, którzy także mają swoje poglądy i wartości i będą je przekazywać. Nie dziwi tu podejście rodziców, którzy wkładają dużo energii w to, by przekazać dzieciom własne sprawdzone wartości i boją się, że dziecko zostanie w szkole przekonane do całkiem innych zasad życiowych, które mu nie posłużą.
Ale to nie wszystko: w podjęciu decyzji ma duży udział zwykły, rodzicielski pragmatyzm i doświadczenie, które mówi, że eksperymenty na szkole są super, gdy się patrzy z samej góry, ale to właśnie na szeregowców szkolnej rzeczywistości spada cały wysiłek ogarnięcia czyichś radosnych, niedopracowanych pomysłów. A wystarczyłby przecież rok, góra dwa, żeby przeszkolić nauczycieli, zrobić trochę pilotażowych programów w szkołach i przetestować podstawę programową w praktyce, a potem przygotować dobre podręczniki zweryfikowane w realnej pracy z uczniami. I uniknąć problemów i wpadek, które muszą nastąpić, gdy się tak ważny przedmiot wprowadza w tak gorączkowym trybie.
Autor: Marta Łysek