Błogosławiony słuch

Andrzej Macura dodane 28.08.2024 00:00 źródło: https://info.wiara.pl/

Oczy łatwo zamknąć. Uszy, cóż… Ale można je zatkać.

Widzę to coraz częściej. Ludzi ze słuchawką w uchu. Takie udawanie Bonda zawsze gotowego do podjęcia nowych zadań? OK, niech będzie. Choć w moim odczuciu to trochę tak, jakby na własne życzenie założyć sobie obrożę i zapiąć do niej smycz. Coraz częściej też jednak widzę, jak słuchawki w uszach czy na uszach mają biegający. Mam wrażenie, że stają się one obowiązkowym wyposażeniem biegacza. Czego ci ludzie tak namiętnie słuchają? Audiobooków? Muzyki? A może powtarzają lekcje języków obcych? Nie mam pojęcia. To jednak dla mnie dość symptomatyczne.
Na starość chyba robię się podejrzliwy. Dlatego nie sądzę, by chodziło tylko o modę czy o wykorzystanie do maksimum cennego czasu. Albo że to podczas biegu relaksuje. Słuchawki i pot to niezbyt przecież szczęśliwe połączenie. Przypuszczam raczej, że to lęk przed ciszą. Przejawiający się na przykład tym, że zaraz po wejściu do domu włącza się radio albo telewizor, „żeby coś grało”. Podobnie w samochodzie: cisza jakoś niewskazana. Czemu? Bo – myślę sobie – w ciszy zbyt wiele słychać. Nie, nie tylko odgłosy świata na zewnątrz: szum wiatru, śpiew ptaków, odgłosy używania młotka czy strzępy czyjejś kłótni. W ciszy człowiek pozostaje sam na sam ze swoimi myślami. A pewnie lepiej czasem samego siebie nie słyszeć. Bo można usłyszeć zbyt wiele. Bo odezwie się sumienie, bo dotrze świadomość samotności, życiowej pustki…
Wydaje mi się, że ta konieczność, żeby „ciągle coś grało”, to także swoisty obraz braku umiejętności słuchania. To znaczy słuchania tego, czego słyszeć nie chcę. Gdy sobie „zapodaję na uszy” to tylko, co chcę usłyszeć, zamykam się inność, zamykam na niespodziewane. Nic mnie nie zaskoczy, nic nie wytrąci mnie z równowagi. Jest tylko to, co chcę, nie ma niczego więcej. Oczy – cóż – łatwo zamknąć. Albo odwrócić je, by nie patrzyły na to, czego widzieć nie chcę. Żeby nie słyszeć, musiałbym uszy zatkać. I to właśnie robią owi biegacze w słuchawkach….
Mylę się, prawda? Z byle czego wyciągam nie wiadomo jakie wnioski? Tak, możliwe…. Hmmm. A może jednak mam rację? Może warto zastanowić się, czy zatykając uszy różnorakimi dźwiękami nie uciekam przed rzeczywistością? I jeśli tak, to dlaczego?
W ciszy łatwiej usłyszeć głos własnego serca. W ciszy łatwiej dociera do człowieka głos bliźniego. Cisza w końcu daje większa możliwość usłyszenia Boga. Chyba warto.

 

Skip to content