Co jest moim dostatkiem, którego nie chcę opuścić?

ks. Mateusz Tarczyński 13 października 2024, 10:17 źródło: https://deon.pl/

Dzisiejsza Ewangelia to dla nas ważne pytanie o to, co nie pozwala nam pójść za Jezusem na całego, co trzyma nas w miejscu. Scena, którą dostajemy, to rozmowa człowieka zamożnego, a zarazem sprawiedliwego, jeśli chodzi o zachowywanie prawa, z Jezusem, którego jako Mistrza pyta o to, co powinien zrobić, żeby osiągnąć zbawienie. Nauczyciel mówi mu o przykazaniach, którym człowiek ten jest wierny: „Nauczycielu, wszystkiego tego przestrzegałem od mojej młodości” (Mk 10,20). Jaka więc jest nowość w Dobrej Nowinie przyniesionej światu przez Jezusa?
Po pierwsze, warto zauważyć, że Ewangelista Marek podkreśla, iż Rabbi patrzy na swojego rozmówcę z miłością, nie z wysokości wszechwiedzącego. Wie, że to, co mu powie, będzie dla niego bardzo trudne do przyjęcia. Dlatego wzrok Jego pozbawiony jest oceny i osądu, jest w nim wiele wyrozumiałości. Tak właśnie wyobrażam sobie tę scenę, kiedy o niej myślę i próbuję postawić się w niej w roli jednego z obserwatorów. Choć spojrzenie jest pełne miłości, to przekaz ewangeliczny pozostaje niezmienny, a więc bardzo wymagający: „«Jednego ci brakuje. Idź, sprzedaj wszystko, co masz, i rozdaj ubogim, a będziesz miał skarb w niebie. Potem przyjdź i chodź za Mną». Lecz on spochmurniał na te słowa i odszedł zasmucony, miał bowiem wiele posiadłości” (Mk 10,21-22).
Czujemy z pewnością, że w wezwaniu Jezusa chodzi o coś więcej niż tylko o samo wyzbycie się bogactw, czyli rzeczy materialnych. To jest przestrzeń życia człowieka dość łatwa do zweryfikowania, bo zewnętrzna. Zazwyczaj widać jak na dłoni, jaki jest status materialny danej osoby. Chyba że za wszelką cenę próbuje to ukryć i udaje, że na koncie wcale nie ma milionów. Ale taka postawa tym mocniej świadczy o przywiązaniu do rzeczy materialnych. Jezus stwierdza bez zająknięcia: „Jak trudno tym, którzy mają dostatki, wejść do królestwa Bożego” (Mk 10,23). Dostatnie życie to takie, w którym nie odczuwa się braku – wcale lub bardzo, bardzo rzadko. Kiedy człowiek jest nasycony fizycznie, może mieć poczucie, że już niczego więcej do szczęścia nie potrzebuje. Czyimś dostatkiem mogą być jednak nie tylko bogactwa, chodzi bowiem o samo posiadanie, o to, co się ma i w jaki sposób się to ma.
Dlatego Jezus rozwija swoją myśl, zaznaczając, że Jego słowa nie są skierowane jedynie do ludzi bogatych, lecz także do tych wszystkich, którzy odczuwają różne braki i chcą je zaspokoić rzeczami przemijalnymi: „Dzieci, jakże trudno wejść do królestwa Bożego tym, którzy w dostatkach pokładają ufność” (Mk 10,24). Dotykamy tutaj słynnego rozróżnienia na „być” i „mieć”. Czy na tym, co posiadam, buduję swoją tożsamość? Czy to właśnie uważam za coś, co mnie określa? Kiedy Jezus stwierdza, że wejście do Królestwa Bożego jest trudne dla tych, którzy mają dostatki, oraz dla tych, którzy w dostatkach pokładają ufność, to chce pokazać, że dopóki człowiek będzie uwiązany tym, co posiada, dopóki nie będzie w stanie wypuścić tego ze swojej ręki, dopóty nie będzie w stanie dostrzec w sobie dziecka Bożego, które we wszystkim, co posiada, widzi dar od Ojca.
Naszym dostatkiem mogą być nieuporządkowane relacje z ludźmi, a zwłaszcza pojawiająca się w nich zaborczość, która sprawia, że zaczynamy w oczach innych szukać uznania, żebrzemy o ich uznanie z powodu niskiej samooceny i braku poczucia własnej wartości. Zapominamy jednak o tym, że drugi człowiek nigdy nie da nam tyle, ile może dać Bóg i relacja z Nim jako Ojcem. W relacjach międzyludzkich mogą pojawić się także różne zależności i układy, które wiążą nas na tyle, że nie potrafimy żyć w prawdzie, ponieważ boimy się opinii innych lub też tego, że możemy stracić ich przychylność z powodu naszych odmiennych poglądów. To często okazuje się blokadą nie do sforsowania w przyznawaniu się do Jezusa i w głoszeniu Ewangelii w środowisku, w którym żyjemy na co dzień. W relacjach z innymi może pojawić się również władza. Człowiek, od którego decyzji zależą losy innych, czuć się może jak Bóg i łatwo może o Nim zapomnieć.
Dostatkiem zniewalającym serce człowieka może być też zbyt wygórowane mniemanie o sobie w relacji z Bogiem. Zachowuję przykazania, więc niczego mi już nie trzeba, jestem pewny swojego zbawienia, bo będzie ono prostą konsekwencją moich właściwych wyborów. Dostatkiem, którego trudno się pozbyć, będzie więc dla człowieka religijny system, w którym są jasne zasady przyznawania nagród i wyznaczania kar, w którym zbawienie nie jest czymś, co otrzymuje się jako łaskę od Boga, ale raczej czymś, co osiąga się dzięki własnemu wysiłkowi, dzięki dobrym uczynkom. Wówczas Bóg nie jest potrzebny jako Zbawiciel. Nadmierne przywiązanie do życia może również okazać się wielkim i wielce ze sobą wiążącym dostatkiem. Skoro to mój największy skarb, to muszę za wszelką cenę wykorzystać życie na maksa, nie zmarnować żadnej jego chwili i przedłużać je w nieskończoność. Jeśli nie wierzy się w życie wieczne, to rzeczywiście ziemskie życie jest wówczas jedynym punktem odniesienia. Dlatego psalmista modli się: „Naucz nas liczyć dni nasze, byśmy zdobyli mądrość serca. Powróć, Panie, jak długo będziesz zwlekał?” (Ps 90,12-13).
Gdzie w tym wszystkim Dobra Nowina? Podobne pytanie zadają sobie Apostołowie: „Uczniowie przerazili się Jego słowami (…) i mówili między sobą: «Któż więc może być zbawiony?»” (Mk 10,24.26). Bardzo zasadną kwestię poruszyli towarzysze Jezusa, zastanawiając się, po co wtedy ta cała Ewangelia, skoro tak trudno nią żyć. Czyżby Bóg w Chrystusie przyszedł powiedzieć ludziom, że będą potępieni, bo nie są w stanie sprostać wygórowanym wymaganiom? Słowa Mistrza z Nazaretu są zarazem pocieszające, jak też rozszerzające to, co powiedział wcześniej do bogatego człowieka: „U ludzi to niemożliwe, ale nie u Boga; bo u Boga wszystko jest możliwe” (Mk 10,27). Puść wszystko, co daje ci poczucie bezpieczeństwa i kontroli nad własnym życiem – i oddaj Mi władzę nad sobą, daj się poprowadzić, zaufaj! „Modliłem się i dano mi zrozumienie, przyzywałem, i przyszedł mi z pomocą duch Mądrości. (…) Umiłowałem ją nad zdrowie i piękność i wolałem mieć ją aniżeli światło, bo blask jej nie ustaje. A przybyły mi wraz z nią wszystkie dobra i niezliczone bogactwa w jej ręku” (Mdr 7,7.10-11). Niczego nie stracisz, choć będzie ci się wydawało, że zostaje ci odebrane wszystko, co masz: „Nikt nie opuszcza domu, braci, sióstr, matki, ojca, dzieci lub pól z powodu Mnie i z powodu Ewangelii, żeby nie otrzymał stokroć więcej teraz, w tym czasie, domów, braci, sióstr, matek, dzieci i pól, wśród prześladowań, a życia wiecznego w czasie przyszłym” (Mk 10,29-30).
Nie ty sam jednak dojdziesz do zbawienia, lecz Ja tam cię zaprowadzę! To, o czym dzisiaj traktujemy, jest przesłaniem, które może przeniknąć człowieka na wskroś, przewrócić jego życie do góry nogami, choć może raczej należałoby powiedzieć, że dopiero wtedy będzie ono ustawione na nogach, bo dotąd wszystko stało na głowie: „Żywe jest słowo Boże, skuteczne i ostrzejsze niż wszelki miecz obosieczny, przenikające aż do rozdzielenia duszy i ducha, stawów i szpiku, zdolne osądzić pragnienia i myśli serca” (Hbr 4,12). Stawajmy więc przed Słowem Bożym i niech ono nas obnaża! To, co dzięki niemu odkryjemy, może nas bardzo boleć, może być bardzo przykre i niewygodne. Takie oczyszczenie jest jednak konieczne, by móc wyzbyć się tego wszystkiego, co jest naszym dostatkiem, a co nie jest Bogiem, i oddać się w całkowitym zaufaniu w Jego ręce.

Autor: ks. Mateusz Tarczyński

 

Skip to content