Czy pozwolę Maryi, by była moją mamą
Magdalena Urbańska 15 sierpnia 2024, 05:00; źródło: https://deon.pl/
Wniebowzięcie Najświętszej Maryi Panny, nazwa tej uroczystości brzmi bardzo poważnie, prawda? Zatrzymałam się ostatnio nad pytaniami moich dzieci, które tę nazwę zaczęły rozkładać na czynniki pierwsze, zadając milion pytań o znaczenie każdego ze słów. Kto by pomyślał, że odpowiedzi połowiczne wystarczyły, ten żyje w błędzie. Pokazało mi to jedną ważną rzecz. My, dorośli nawet jeśli czegoś nie do końca rozumiemy, często z góry zaczynamy to negować, albo traktować z obojętnością. Tymczasem ciekawość dzieci budzi we mnie poczucie, że warto się czasem zatrzymać, nie tylko nad stanem wiedzy pod względem intelektualnym, ale również nad głębokością i świadomością swojej wiary.
15 sierpnia zawsze kojarzył mi się z ziołami. Wychowywałam się na wsi i co roku chodziłam do kościoła z bukietem zbóż. Dziś, gdy mieszkam w mieście, chodzę z pustymi rękoma. Szkoda, bo mogłabym przekazać coś ważnego swoim dzieciom. Matka Boża zielna? Może Matka Boża ogrodowa, skoro Jej figurki stoją na wielu podwórkach? Może jeszcze inna, wszak wiele imion przypisuje się Maryi. Mój syn stwierdził kiedyś, że to dobrze, bo Ona jest mamą. Matki już tak mają, że są wielofunkcyjne, kochają wszystkie swoje dzieci i mówią do nich tak, by te dzieci mogły je zrozumieć. Rozwiązało to mój wieloletni bunt na przypisywanie Maryi kolejnych przydomków, stwierdziłam bowiem, że mój syn ma rację. Maryja jest Mamą dla każdego…
Tylko, że nam – ludziom dorosłych, wykształconym – czasem trudno przyjąć to, że dziewica urodziła, że została wniebowzięta, że… Wiele takich „że” mogłoby się pojawić w naszych głowach. Z jednej strony budzi to pewien brak zaufania, brak wiary… Z drugiej, zadawanie pytań nie jest niczym złym, wręcz przeciwnie. Wszystkie odpowiedzi mamy na wyciągnięcie ręki, w dogmatach Kościoła. Pytanie tylko czy nasze pytania i wątpliwości traktujemy na tyle poważnie, by się w nie zagłębić, czy może pozostaniemy na poziomie szydercy albo ignoranta. Wybór zawsze należy do nas…
Chciałabym przekazać moim dzieciom coś więcej niż wiedzę, dogmaty, opisy. Moim pragnieniem jest by zobaczyły, że bukiet zbóż nie jest tylko pustym symbolem, częścią folkloru. Chciałabym by mogły doświadczyć tego, że można zwracać się do Maryi jak do swojej mamy. Z radościami, troskami, z dziękczynieniem… Wiem, że często mamy z tym pewien problem. By nie traktować Maryi na równi z Bogiem (albo ponad Nim), a jednocześnie by Jej nie lekceważyć, nie umniejszać, nie traktować jak dodatek albo zagrożenie dla relacji z Chrystusem. Czy jest to możliwe? Znam wiele osób, które są dowodem na to, że tak…
Nie mam recepty na to, jak sprawić by Maryja stała się komuś bliska. Myślę, że tak naprawdę nikt jej nie ma. Często traktujemy duchowość jako dodatek do życia, który można zamknąć od – do. Zatrzasnąć w pobożne rytuały czy praktyki, które same w sobie są piękne, ale mają być środkiem, ale nie celem. Tymczasem pragnąc relacji z Maryją, często trudno jest popatrzeć choćby na różaniec, jak na możliwość spotkania. Odklepując kolejne Zdrowaśki, nie zastanawiać się nad znaczeniem słów. Odmawiając kolejną litanię, nie wsłuchując się w jej głębsze przesłanie. Tymczasem Matka Boża może zapraszać nas do czegoś zupełnie innego. Być może do tego, by sobie z Nią „tylko” posiedzieć, by poprosić Ją, aby trzymała nasze dziecko za rękę, gdy my sami tego fizycznie nie możemy zrobić. Nie wiem. Wiem jednak, że każda relacja zależy od obu stron. Jeśli wysiłek będzie tylko mój i nie otworzę się na Jej odpowiedź, do spotkania nie dojdzie, a przecież nie o to nam chodzi, prawda?
Maryja, kobieta wielkiego zaufania. Chciałabym by takiego właśnie wsłuchiwania się w głos Boga nauczyła i mnie. Bym nie zatrzymała się na poziomie nierozumnego dorosłego, z pytaniami bez odpowiedzi, z rytuałem na ustach, ale bym stawała się jak dziecko. To, które pyta, szuka i ufa – wszak dziecko wie, że do mamy zawsze może przyjść. Pytanie czy pozwolę Maryi na to, by była i moją mamą…
Autor: Magdalena Urbańska