Czy to nie przesada?

Ks. Tomasz Horak dodane 04.05.2024 09:00 źródło: https://opole.gosc.pl/

Dzieje świata to nie bezosobowe toczenie się mijającego czasu. To budowanie nadchodzącej przyszłości na fundamencie mijającej przeszłości. Jedno i drugie nosi znak i imię Jezusa.
Od jakiegoś czasu zdaje się, że jednak przesada. Bo ileż można słuchać (czytać) jednego człowieka, który czasem ma coś do powiedzenia, a czasem pisze, bo nie można w numerze (zwłaszcza papierowym) zostawić pustego miejsca. Zatem – pisze, bo musi. Z czasem staje się to nawykiem, wręcz nałogiem. Powiem, że w lepszej sytuacji jest czytelnik, bo nie musi czytać, autor zaś musiał tekst napisać. I to mi się właśnie przydarzyło… Męczę teraz tekst komentarza, który mój komputer zaszeregował jako tysięczny. Redakcyjne kategorie były różne, ale w tym komputerowym liczeniu to po prostu felieton nr 1000.
Od zawsze było dwóch (co najmniej dwóch bądź dwoje) felietonistów. Bez wyznaczanych tematów. W epoce pisania tylko „do papieru” była ściśle określona ilość znaków – czyli literek ze spacjami. Bo papier nie guma, nie naciągniesz. Raz, pamiętam, jakoś nieopatrznie, pewnie z pośpiechu napisałem tych literek za dużo. Nie zmieściło się w papierowej „ramce”. No i resztę po prostu w druku pominęli, co zaowocowało większą dyscypliną piszącego. Jak później trafiłem „z papieru” do wirtualnego druku w internecie, odetchnąłem z ulgą. Sto znaków więcej nie gra roli, byle czytelnik nie zasnął. A jakieś ramy edytorskiej przyzwoitości muszą być zachowane.
W papierowym „Gościu” zawsze było dwóch komentatorów-felietonistów. Mój starszy kolega odszedł do wieczności… Jego miejsce zajęła młoda kobieta, matka dzieci, z odpowiednio innym punktem widzenia. Myślę, że byliśmy dobrym duetem. Aż trafiło mi się wysłać tekst nie wykończony, co spowodowało, że trafiłem na internetowy portal „Wiara”, będący drugim wcieleniem „Gościa”. Mam więcej miejsca, nie ma reżymu ilości znaków, no i komentatorzy zmieniają się codziennie w rytmie tygodniowym. I tu moja osobista „tysiącznica” właśnie się spełnia. W przeliczeniu na lata oznacza to zaczęty dwudziesty rok. Trochę przydługo. Obawiam się, że zarówno dobór tematów, jak i kierunek moich komentarzy jest trochę niedzisiejszy, albo jak mawiała moja mama: „myszką trąci”. Zobaczymy, jak dzieje świata się potoczą – a z nimi losy naszego „Gościa Niedzielnego” i portalu „Wiara”. A emeryt (to ja) siłą rzeczy lepiej orientuje się w przeszłości, niż w ciągle doganianej przyszłości. Wiem, bywali prorocy, bywali wieszcze – ale nie pretenduję do takiego ani tytułu, ani takich zadań. Młodzi powinni patrzyć w przód. Ale tu także niebezpieczeństwo, któremu na imię złudzenia. Chrześcijanie nie powinni ani od przeszłości się odcinać, ani nadchodzącego podejrzewać jakoby było złem wcielonym.
Zobaczymy, jak dzieje świata się potoczą – rzekłem. Ale to nie jest cała prawda. Bo dzieje świata to nie bezosobowe toczenie się. To budowanie nadchodzącej przyszłości na fundamencie mijającej przeszłości. Jedno i drugie nosi znak i imię Jezusa. A my, pośrodku nie sami, nie zostawieni siłom bezwładu i przypadku, ale mocni Jezusową siłą staramy się utrwalać Dobro oraz pomagać innym je akceptować. Akceptować – to najpierw zrozumieć, a potem idee w czyn przekuwać. Wielkie jest posłannictwo tych, którzy do tego wezwani zostali. Czy te słowa to nie przesada? Nie, choćby ktoś był w tym wszystkim tylko jakimś małym trybem przekazującym Bożą energię światu.

 

Skip to content