Dla każdego, bez wyjątku

ks. Mateusz Tarczyński 18 maja 2025, 10:14 źródło: https://deon.pl/

Zdarzyło ci się kiedykolwiek patrzeć na osobę modlącą się obok w kościelnej ławce i pomyśleć: „Ten człowiek jest świętszy ode mnie… Mnie Bóg kocha mniej”? A może pomyślałeś wręcz odwrotnie: „To ja jestem lepszy”? Jeśli tak, to Bóg w dzisiejszym słowie chce rozerwać takie myślenie w strzępy. Jeśli nie, to chce twoje serce uchronić przed trucizną takiego rozumowania. Dlatego padają dziś w liturgii słowa cztery zdania-dynamity, które mają rozsadzić takie, pełne porównywania się z innymi, podejście do relacji z Bogiem, wlewając jednocześnie w serce człowieka przekonanie, że zbawienie nie jest „dla wtajemniczonych”, lecz jest otwartą bramą, przez którą Bóg pragnie przeprowadzić każdego.
Pierwsze z takich zdań pada w Dziejach Apostolskich: „Kiedy przybyli i zebrali miejscowy Kościół, opowiedzieli, jak wiele Bóg przez nich zdziałał i jak otworzył poganom podwoje wiary” (Dz 14,27). Paweł i Barnaba wracają „do Listry, do Ikonium i do Antiochii” (Dz 14,21) ubrudzeni kurzem drogi, zmęczeni posługą, a jednak z oczami błyszczącymi odkryciem: Ewangelia nie zna granic kulturowych. Apostołowie ze zdumieniem stwierdzają, że Duch Święty rozsadza mury, których jeszcze wczoraj broniono kodeksem i tradycją. W jednej chwili Dobra Nowina przestaje być „nasza”, a staje się wolna jak wiatr, porywając serca Greków, Rzymian i innych. To tak jakby Duch Święty wysadził w powietrze tabliczkę „Tylko dla swoich” i postawił w jej miejscu napis „Wstęp wolny”. Czy potrafię uwierzyć, że ten sam Duch ma także klucze do serca każdego człowieka: mojego sąsiada-ateisty, koleżanki z pracy, która jest świadkiem Jehowy, a także do mojego, być może już trochę ospałego?
Drugi dynamit Bóg odpala w słowach psalmu: „Pan jest dobry dla wszystkich, a Jego miłosierdzie nad wszystkim, co stworzył” (Ps 145,9). „Wszystkich” – to nie literówka. Nie chodzi jednak o masę anonimowych ludzi, lecz o konkretnego człowieka mającego swoje imię i swoją historię. Łaska Boga jest jak promień słońca: nie pyta, kto zasłużył na światło, lecz rozświetla najciemniejsze nawet zaułki i ogrzewa zmarznięte powierzchnie. Gdy pozwalasz temu światłu dotrzeć do swojego serca, to zaczynasz patrzeć na siebie i innych z większą czułością. Odkrywasz, że miłość nie jest nagrodą za dobre sprawowanie, lecz raczej ożywiającym tlenem dla niewydolnych płuc, które łapią powietrze resztkami sił.
W Apokalipsie stykamy się z wizją nowego nieba i nowej ziemi, jaką roztacza przed nami Jan, przytaczając słowa Pana: „Oto czynię wszystko nowe” (Ap 21,5). Bóg nie łata człowieka jak dziurawej skarpetki, ale chce dać mu nowe życie. On nie mówi: naprawię czy podrasuję. Mówi: uczynię nowe – świeże jak poranny chleb. Sakramenty nie są wpisem do księgi, nie są pieczątką na kościelnym zaświadczeniu. To przestrzeń spotkania, istne laboratorium nowości. Woda chrztu raz wylana na naszą głowę wciąż płynie w głębi duszy, spowiedź jest wyważaniem zaryglowanych drzwi serca, Eucharystia to wlanie w nasze żyły życiodajnej Krwi Chrystusa, a Jego Słowo ma moc zmienić mentalne korytarze. Pan może działać w twoim życiu, jeśli Mu na to pozwolisz – wprowadzi cię w doświadczenie miłości pokonującej wszelkie granice. Nowość, w którą wejdziesz dzięki bliskości z Nim, wzbudzi zainteresowanie, a może wręcz zachwyt innych: „Po tym wszyscy poznają, żeście uczniami moimi” (J 13,35).
W ten sposób dochodzimy do czwartego zdania-dynamitu: „Przykazanie nowe daję wam, abyście się wzajemnie miłowali” (J 13,34). Jezus wypowiada te słowa, gdy noc gęstnieje, a Judasz wychodzi z Wieczernika. Przykazanie miłości zostaje przypomniane i potwierdzone, dokładnie wtedy, gdy objawił się zdrajca. Czułość Boga nie wyparowuje na widok nielojalności; przeciwnie – nabiera pełni. Mistrz nie przestaje Judasza nazywać przyjacielem, nie rezygnuje z niego. Szalona to miłość, która jest wierna nawet wtedy, gdy jest zdradzona: „Przyjacielu, po coś przyszedł?” (Mt 26, 50). To słowo roztapia stal. Miłość Chrystusa pozostaje bezwarunkowa nawet wtedy, gdy naprzeciw Niego stoi ktoś, kto wbija nóż prosto w serce. Królestwo miłosierdzia rozkwita w pełni nie w szklarni komfortu, nie w atmosferze wzajemnego zaufania, lecz na ugorze nielojalności i zdrady.
Tu docieramy do sedna: prawdziwa miłość nie jest selektywna. Nie wybiera tych, z którymi jest łatwo i miło, ale obejmuje także tych, którzy są jak wiszący u szyi kamień młyński, który ciągnie na dno, czy też jak kula u nogi, która nie pozwala iść naprzód. Skoro Jezus nie skreślił nawet tego, który Go sprzedał, to czy ja mam jakiekolwiek prawo odmówić komuś prawa do miłosierdzia? Może mam w sobie odruch zamykania się w twierdzy rytuałów i doktryn, bo dzięki temu czuję się bezpiecznie, boję się bowiem, że jeśli wyjdę na zewnątrz, to zostanę śmiertelnie zraniony. Tymczasem Ewangelia mówi nam o bardzo istotnym paradoksie: nasza miłość może rozbroić czyjąś wrogość właśnie przez to, że sami zrezygnujemy z broni i zabezpieczeń.
Jeśli sakramenty, modlitwę i lekturę Biblii traktuję jako prawdziwe spotkanie z Panem, to Duch Święty powoli, lecz konsekwentnie, rozbiera mnie z pancerza. Ewangelia jest bowiem kluczem, który otwiera serce, usuwając z niego jednocześnie wszelką wrogość i uprzedzenia i pozwalając na rzucenie się w wir relacji z innymi. Ewangelia otwiera nie tylko moje serce, lecz także serca tych, których się lękam. Perspektywa ryzyka jest jednak bardzo realna. Chrześcijanin idzie na peryferie własnych lęków jak strażak w płomienie, bo inaczej się nie da. Bóg pokazał tę drogę jako pierwszy: „A Słowo stało się ciałem i zamieszkało wśród nas” (J 1,14). W Chrystusie „ogołocił samego siebie, przyjąwszy postać sługi” (Flp 2,7) – wyszedł poza wygodę boskości i wszedł w nasz kurz, pot i śmierć. Skoro On przekroczył nieskończoną odległość między wiecznością a naszym przemijalnym bałaganem, to i ja jestem wezwany do uczynienia kroku w stronę bliźniego.
Dzisiejsze czytania mszalne są jak cztery otwarte okna. Przez pierwsze widać pogan, czyli każdego „obcego”, do którego Duch dociera i – w sobie znany sposób – otwiera drzwi wiary. Przez drugie okno widać wschód słońca miłosierdzia, dociera przez nie jego niewybiórcze światło, w którym mogę się ogrzać, by nie marznąć w chłodzie perfekcjonizmu i przekonania, że do zbawienia dojdę dzięki własnym wysiłkom. Trzecie okno odsłania horyzont nowego nieba i nowej ziemi: tę przyszłość, do której wszyscy jesteśmy wezwani, tę obietnicę, wobec której moja ufność wymaga być może odkurzenia modlitwą i Biblią, bo zapleśniała już rutyną. Czwarte okno jest w Wieczerniku. Z niego wyjrzeć można wprost na ulicę osiedla, można rzucić okiem na okolicę po to, żeby przekonać samego siebie do niezatrzymywania przykazania miłości jedynie w notatniku jako sprawę do załatwienia „kiedyś”. Miłość ma mnie kształtować każdego dnia.
A kiedy przyjdzie pokusa, by rozdzielać ludzi na godnych i niegodnych, warto przywołać słowa psalmu: „Pan jest łagodny i miłosierny, nieskory do gniewu i bardzo łaskawy. Pan jest dobry dla wszystkich” (Ps 145, 8-9). Serce żyje naprawdę, kiedy bije nie tylko dla siebie. Nie lękaj się, że do otwartego serca wleci jakieś zanieczyszczenie. To duchowy bezruch i zamknięcie powodują stęchliznę. Miłość jest natomiast przeciągiem, który wywiewa duszne powietrze. Pozwól więc Duchowi Świętemu rozszczelnić zamki obaw. Sakramenty, a w najwyższym stopniu Eucharystia, nie są po to, by zamknąć nas w bezpiecznym kościelnym przedsionku, ale po to, byśmy odnowieni stali się dla innych zaproszeniem: „Wejdź, tu jest miejsce także dla ciebie”. Bo zbawienie jest naprawdę dla wszystkich, absolutnie dla wszystkich. Kto w tę Dobrą Nowinę wierzy, ten nie buduje murów, lecz stawia stoły, do których zasiąść może każdy.
Może więc trzeba nam po prostu usiąść z kimś „nie-naszym” przy stole: z teściową, która nigdy nie żałuje uwag, z kolegą z pracy, który walczy z Kościołem na Facebooku. Nie po to, by przekonywać, lecz by słuchać. Bo właśnie tam, w misterium spotkania, Bóg czyni wszystko nowe. Wtedy hasło „Zbawienie jest dla wszystkich” przestanie być duszpasterskim sloganem, a będzie doświadczeniem konkretnych imion i twarzy.

Autor: ks. Mateusz Tarczyński

 

Przejdź do treści