Dlaczego w dekalogu brakuje: nie oceniaj?

Agata Rusek 29 stycznia 2025, 11:30 źródło: https://deon.pl/

Zdarzyło mi się ostatnio powiedzieć w pewnej grupie zaangażowanych katolików, że nie wiem, czy poślę moje dziecko na religię od nowego miesiąca. Zanim miałam szansę wyjaśnienia kontekstu tego stwierdzenia, usłyszałam od pewnego Pana, że obecnie chodzenie na religię jest jednoznaczne z wyznaniem wiary i trzeba odważnie przyznawać się do Pana Jezusa, a nie myśleć o własnej wygodzie. Przyznam, że był to kolejny moment w moim życiu, gdy w głowie pojawiło mi się nurtujące pytanie: „Dlaczego w dekalogu Pan Bóg nie podał jedenastego: nie oceniaj”?
Nie mam wątpliwości, że skrajnie lewicowe poglądy, które mocą algorytmów nadają ton naszym debatom społecznym od kilku lat, mają negatywny wpływ na bardzo szeroko rozumiane środowisko wychowawcze. Jestem również przekonana, że ograniczanie religii i etyki w szkołach będzie miało fatalny wpływ na dzieci i młodzież. Nie dlatego, że będą mieli mniej kontaktu z Panem Bogiem – bo ten nie od lekcji zależy – ale dlatego, że współczesny młody człowiek realnie cierpi z powodu braku namysłu nad sobą, nad życiem, nad relacjami, nad wartościami takimi jak: prawda, wolność, pokora, nad sprawami dobra i zła. I dbanie o to, by takie przestrzenie (enklawy) refleksji humanistycznej w naszych szkołach były, powinno być naszym, dorosłych, celem.
To wszystko nie zmienia jednak faktu, że katolicka mama tu i teraz może nie chcieć posłać swojego dziecka na lekcje religii, zwłaszcza gdy widzi, że prowadzi je ktoś, kto ku temu nie ma żadnych predyspozycji. I choć nie mam cienia wątpliwości, że zdecydowana większość katechetek i katechetów to wspaniali pedagodzy, oddający uczniom nie tylko swój czas i wiedzę, lecz także serce, to wiem też, że bywa i tak, że w tym zawodzie jest ktoś, kto kompletnie nie powinien. Takie zdanie to nie jest atak na Kościół. To po prostu stwierdzenie faktu.
Przyznam, że strasznie mnie boli to, że w obecnym stanie (realnego braku sensownej) debaty publicznej, jesteśmy w punkcie, w którym powiedzenie publicznie czegokolwiek na temat Kościoła/religii może zostać w sekundę zmanipulowane, wyrwane z kontekstu i użyte jako granat. Oczami wyobraźni już widzę te potencjalne clickbaity na – dajmy na to – onecie: „Katolicka mama na katolickim portalu: nie zapiszę dziecka na religię”. Biorąc to pod uwagę, właściwie nie dziwi mnie reakcja wspomnianego we wstępie Pana. Zdaje się, że jako Kościół stoimy dziś pod ścianą i rzeczywiście pojawia się pokusa, by (nadal) nie mówić głośno o naszych błędach, niedociągnięciach, grzechach, bo zostaną tak nagłośnione, że pod ich ciężarem runiemy. I żeby było jasne – jestem w stanie zrozumieć tych, którzy stoją na takim stanowisku. Tyle, że to droga donikąd i wielokrotnie historia (także samego Kościoła) pokazywała, jak wielka jest mądrość i potęga Jezusowego wezwania do ciągłego, osobistego nawracania i kurczowego trzymania się Prawdy. W pierwszej kolejności jest to jednak wezwanie przede wszystkim dla nas, jego uczniów.
Myślę więc, że przyniosłoby to wiele, wiele korzyści, gdybyśmy choćby w naszym kościelnym środowisku uparcie i mozolnie próbowali przywracać standardy spokojnej, merytorycznej debaty publicznej. Wysłuchiwali się do końca, nie oceniali tych, z którymi rozmawiamy, ważyli słowa, które wypowiadamy w kierunku bliźniego i świata itd. itp. Zakończony synod o synodalności dał nam z pewnością dobre wzorce w tym kierunku i jest to doświadczenie, które (za)owocuje. Może powolutku, ale sama widzę jego efekty w swoich wspólnotach. Jako chrześcijanie mamy Pismo Święte, mamy sakramenty, mamy całe to bogactwo Tradycji, czyli narzędzia do tego, by żyć w poprzek pokus dzisiejszego świata – także tych komunikacyjnych. Może trzeba więc tylko tego, byśmy nieco głośniej i namolniej wołali dziś do Ducha Świętego o zalew Jego łask i umiejętności w korzystaniu z tych skarbów? Zwłaszcza, że w najbliższych miesiącach tematów i gorących clickbaitów z okołoreligijnymi kontrowersjami będzie w naszych mediach na pewno sporo… A może wystarczyłoby na dziś choćby to, że „Jedenaste: nie oceniaj” ustawimy sobie jako tapetę w telefonie? W końcu sięgamy po niego zdecydowanie częściej niż do Słowa Bożego. Niestety. Bardzo to widać.

Autor: Agata Rusek

 

Skip to content