Ewangelia może mieć znaczenie terapeutyczne

Prof. Bogdan de Barbaro: Ewangelia może mieć znaczenie terapeutyczne

Piotr Słabek 24 stycznia 2025 źródło: https://wiez.pl/

Gdy nosisz w sobie gniew, sprawdź jego źródła, a potem odreaguj. Wyraź go tak, żeby być w zgodzie ze sobą, ale nie niszczyć drugiego – mówi prof. Bogdan de Barbaro w rozmowie z Katolicką Agencją Informacyjną.

Piotr Słabek: Rozmawiamy w związku z wydaniem serii „Klucze do Ewangelii” księdza kardynała Grzegorza Rysia. Jakie może być psychoterapeutyczne znaczenie lektury Ewangelii?
Prof. Bogdan de Barbaro: Jeśli chodzi o psychoterapię i lekturę Ewangelii, to sądzę, że dużo jest wspólnych i dużo odrębnych aspektów. Inną rolę będzie spełniał Nowy Testament dla osoby wierzącej, a inną dla osoby niewierzącej. Dla niewierzącej w najlepszym razie może to być rodzaj inspiracji, dla osoby wierzącej jest to tekst źródłowy, w którym szuka wskazówek do tego, jak żyć.
Co jest ważne, terapeuta nie narzuca ani nawet nie wskazuje wartości, a zajmuje się tym, na ile problemy emocjonalne danej osoby utrudniają jej samorealizację, sprawiają cierpienie, powodują konflikty i problemy. Sposób działania terapeuty nie opiera się na wartościach, co nie znaczy, że jest z nimi sprzeczny. Respektuje wartości wyznawane przez klienta, nie kwestionuje ich. Terapia zajmuje się jednak bardziej emocjami i uczuciami oraz konfliktami i problemami emocjonalnymi.

Czy Pan Profesor miał doświadczenia z używaniem biblioterapii – wspomaganiem leczenia przez lekturę książek? Nawiążę tu do napisu umieszczonego nad wejściem do największej biblioteki w starożytności w Aleksandrii: „lekarstwo dla umysłu”.
– Traktowanie książki jako źródła wiedzy o samym sobie to popularne i przekonujące mnie podejście. Szukanie mądrości w filozofii, poezji, literaturze pięknej może być cenne, ale trzeba zdawać sobie sprawę, że nie dla każdego człowieka będzie ono odpowiednie.
Są ludzie, którzy nie sięgają po książki, a do terapeuty przyjdą, i odwrotnie: są tacy, którzy w życiu do terapeuty się nie zgłoszą, a np. świetnie znają dzieła Marka Aureliusza. Są jednak i tacy, którzy sięgają i po jedno, i drugie rozwiązanie.

Jakie znaczenie terapeutyczne ma forma przypowieści?
– Można przypowieść traktować jako pewną aluzję czy metaforę, jako pewien obraz, który nie jest nachalny, a raczej inspirujący. To jest bardzo przydatne narzędzie w psychoterapii. Bardzo często odwołujemy się do metafory lub obrazu, aby nie narzucać się pacjentowi z własnymi pomysłami i refleksjami, ale raczej tworzyć przestrzeń do swobodnej wymiany myśli. Przypowieści spełniają taką funkcję. Ta metoda jest wspólna zarówno duszpasterzom, jak i terapeutom.

Czy mógłby Pan Profesor terapeutycznie skomentować klika fragmentów Ewangelii? Np.: „Wszystko więc, co byście chcieli, żeby wam ludzie czynili, i wy im czyńcie!” (Mt 7, 12).
– Ten fragment bez kłopotu da się przetłumaczyć na język terapeutyczny. Wierzę mocno, że swego rodzaju otwarcie i życzliwa wzajemność jest fundamentem dojrzałej osobowości. Przykazanie miłości ma swoją nośność terapeutyczną.
Kłopot w gabinecie terapeutycznym polega jednak na tym, że nawet jeżeli ktoś wie, że naczelną wartością życia jest miłość, to traumy wczesnodziecięce mogą utrudniać realizację tego postulatu. Z tego powodu terapeuta musi tam sięgać, żeby ten postulat wzajemnej życzliwości, wzajemnej miłości, otwarcia, wsparcia, przyjaźni móc zrealizować. Jest to bardzo trudne zadanie, jeśli ktoś w dzieciństwie był bity przez ojca, a matka emocjonalnie była nieobecna. W takim przypadku terapeuta pracuje na tym, żeby rany z przeszłości nie utrudniały realizacji tego postulatu. Takie jest połączenie między drogowskazami ewangelicznymi, a tym co robi psychoterapeuta.

Krótki fragment nawiązujący do logoterapii Victora Frankla: „Bo gdzie jest twój skarb, tam będzie i serce twoje” (Mt 6, 19-21).
– Logoterapia jest podejściem, w którym rzeczywiście ten krajobraz etyczny jest bliski krajobrazowi psychoterapeutycznemu. W logoterapii i w terapiach egzystencjalnych bardzo istotne jest poszukiwanie sensu. W innych metodach terapeutycznych także jest ono ważne, ale nie jest tak koniecznie bezpośrednio adresowane do pacjenta.

„Nie troszczcie się więc zbytnio o jutro, bo jutrzejszy dzień sam o siebie troszczyć się będzie. Dosyć ma dzień swojej biedy” (Mt 6, 34).
– Za podejściem prezentowanym w tym fragmencie przemawia to, co jest ważne zwłaszcza w terapii gestalt: „tu i teraz”. Ale trzeba na to spojrzeć też z innej perspektywy: Czy rzeczywiście psychoterapeuta mógłby powiedzieć: „Nie martw się o jutro”? Tego nie jestem pewien, bo jednak to jak my dzisiaj działamy, w dużym stopniu zależy od jutra. Gdy mówimy piętnastoletniemu synowi, żeby się uczył, to dlatego, że zależy nam, aby miał dobrą przyszłość. Gdybyśmy się zajmowali tylko „tu i teraz”, to poszlibyśmy dziś grać z nim w piłkę na boisko, nie martwilibyśmy się o to, co będzie w przyszłości.
Trochę to teraz trywializuję, ale chcę podkreślić, że myślenie terapeuty jest zarówno spojrzeniem na przeszłość jako na przyczynę, jak i na przyszłość jako na perspektywę, która jest obecna – podobnie jak przeszłość – w teraźniejszości.
Skoro mówimy o świecie religijnym, to chcę wspomnieć o św. Augustynie, który mówił, że są trzy czasy. Przeszły teraźniejszy, teraźniejszy teraźniejszy i teraźniejszy przyszły. W tym sensie można powiedzieć, że to, co się dzieje „tu i teraz”, uwzględnia przeszłość i przyszłość.

„Jeśli więc przyniesiesz dar swój przed ołtarz i tam wspomnisz, że brat twój ma coś przeciw tobie, zostaw tam dar swój przez ołtarzem, a najpierw idź i pojednaj się z bratem swoim! Potem przyjdź i dar swój ofiaruj!” (Mt 5, 23-24).
– To będzie z kolei pasowało do podejścia terapii systemowej. W niej akcent jest położony na relacje z bliskimi. Jeżeli na przykład między rodzeństwem jest napięcie rywalizacyjne, to terapeuta będzie chciał najpierw sprawdzić genezę – jak te relacje układały się w dzieciństwie – a potem skupi się na tym, co się dzieje teraz. Będzie starał się pokazać, jak destrukcyjna jest emocja agresywnej rywalizacji. Współzawodnictwo jest w porządku, ale rywalizacja, a zwłaszcza zawiść, to mogą być destrukcyjne dla obu stron. Terapeuta systemowy zgodziłby się z postulatem tego fragmentu, ale byłby świadom tego, że nie wystarczy powiedzieć: „rób to a to”, tylko trzeba jeszcze sięgnąć do źródeł, poznać je głębiej, przepracować i się z nimi uporać.

Wydaje mi się, że to istotne byłoby, by osoba czytająca ten fragment sama odkryła źródło swoich problemów w relacjach. Jeśli usłyszy to od kogoś z zewnątrz, może to potraktować jako cos obcego, coś, z czym nie będzie się identyfikować…
– Owszem, ale terapeuta może katalizować tę osobistą pracę.

„Nie sądźcie, abyście nie byli sądzeni. Bo takim sądem, jakim sądzicie, i was osądzą; i taką miarą, jaką wy mierzycie, wam odmierzą. Czemu to widzisz drzazgę w oku swego brata, a belki we własnym oku nie dostrzegasz? Albo jak możesz mówić swemu bratu: Pozwól, że usunę drzazgę z twego oka, gdy belka [tkwi] w twoim oku? Obłudniku, wyrzuć najpierw belkę ze swego oka, a wtedy przejrzysz, ażeby usunąć drzazgę z oka twego brata” (Mt 7, 1-5).
– Piękny postulat i dobrze pasuje do terapii. W ogóle można powiedzieć, że terapeuta też posługuje się tą perspektywą. W terapii systemowej zachęcamy do tego, by nie oceniać, a wyłącznie opisywać relacje. Ocenianie bardzo często oznacza unieważnianie, agresję, oznacza zablokowanie kontaktu. A jeśli ja będę chciał drugiego zrozumieć, to równocześnie objawią mi się moje własne wewnętrzne przeszkody w zrozumieniu innych. I znowu będziemy sięgać po przeszłość albo po traumy z przeszłości, które mi to utrudniają. Będziemy sprawdzać, do czego potrzebuję oceniania. Być może potrzebuję go, żeby sobie poradzić z własnymi pęknięciami w autoportrecie. W tym sensie ocenianie jest przeszkodą. W terapii rodzin i par niejednokrotnie staramy się o to, żeby zamieniać ocenianie we wzajemne zrozumienie.
Fragment więc pasuje, ale to nie znaczy, że mogę go wykorzystać w terapii, bo gdy przyjdzie do mnie para, która się kłóci i oskarża wzajemnie, to im nie powiem: „Nie sądźcie, abyście nie byli sądzeni”.

Oczywiście, bo byłoby to nakazowe i oskarżające.
– W takim przypadku sprawdzamy przede wszystkim, jakie emocje stoją za potrzebą osądzania drugiego. Na przykład, czujemy się sami osądzani i dajemy się wciągnąć w taki taniec wzajemnego unieważniania się.

„Słyszeliście, że powiedziano przodkom: Nie zabijaj!; a kto by się dopuścił zabójstwa, podlega sądowi. A Ja wam powiadam: Każdy, kto się gniewa na swego brata, podlega sądowi. A kto by rzekł swemu bratu: Raka, podlega Wysokiej Radzie. A kto by mu rzekł: Bezbożniku, podlega karze piekła ognistego” (Mt 5, 21-22) To ostatnie zdanie jest bardzo dosadne.
– Terapeuci piekłem nie straszą. Problem gniewu jest bardziej skomplikowany. Dlatego, że my nie mówimy „stłum gniew”, bo tłumienie gniewu może mieć różne niekorzystne skutki, raczej mówimy: „dotrzyj do źródła gniewu, a potem go w ten sposób się go pozbądź, by nikogo nie skrzywdzić”.
Na przykład, gdy masz w sobie gniew, to sprawdź jego źródła, a potem odreaguj. Wyraź go tak, żeby być w zgodzie ze sobą, ale nie niszczyć drugiego. Gniewasz się na swego ojca, który dzisiaj ma siedemdziesiąt lat i jest słabo radzącym sobie w świecie seniorem. Nie idź do niego, żeby mu nawtykać, tylko napisz do niego list, którego nigdy nie wyślesz, ale w nim wyraź swój żal i opowiedz o swoich ranach. Być może w taki symboliczny sposób ta rana ci się zabliźni.

Ostatni fragment aktualny dla systemowej terapii: „Dlatego opuści człowiek ojca swego i matkę i złączy się ze swoją żoną, i będą oboje jednym ciałem. A tak już nie są dwoje, lecz jedno ciało” (Mk 10, 7-8).
– To jest problem, który w terapii nazywa się kryzysem opuszczonego gniazda. Rodzice z jednej strony nie chcą wypuścić swojego dziecka z gniazda, bo sobie sami między sobą jako małżonkowie nie radzą. Wtedy bycie rodzicem jest łatwiejsze od bycia współmałżonkiem. Z drugiej strony, dla tego młodzieńca czy młodej dziewczyny może być trudne opuszczenie domu rodzinnego.
W tym sensie zdanie „opuścić ojca i matkę swoją” jest postulatem, który przydałby się w tych rodzinach, gdzie jest trudne nie tylko fizyczne, ale przede wszystkim emocjonalne, pożegnanie dzieci. Nie chodzi jednak o to, żeby zerwać kontakt, tylko odejść do nowej roli. Odcięcie pępowiny nie powinno oznaczać odcięcia personalnego. To jest często potrzebne, ale trudne dla obu stron.

Bogdan de Barbaro – psychiatra, psychoterapeuta, prof. dr hab. nauk medycznych. Kierownik Katedry Psychiatrii Collegium Medicum Uniwersytetu Jagiellońskiego. Specjalista psychiatrii. Certyfikowany psychoterapeuta i superwizor Sekcji Naukowej Psychoterapii Polskiego Towarzystwa Psychiatrycznego. Autor licznych artykułów z dziedziny psychologii.
Rozmowa ukazała się w serwisie Katolickiej Agencji Informacyjnej

 

Skip to content