Felieton

Dariusz Piórkowski SJ źródło: https://www.facebook.com

Snseorpodt739ttt.61tda598imf829 45l578o14llt07tlg5f4gtz11tcu •

W najnowszym „Gościu Niedzielnym” czytam kolejny felieton o. Wojciecha Surówki OP,, tym razem o nowoczesnych mediach, czyli o telewizji a zwłaszcza internecie. I trochę się dziwię, że redakcja, która jak zakładam jest pismem katolickim, takie teksty publikuje.
Autor twierdzi, że telewizja, a jeszcze bardziej internet, który przecież wymyślili ludzie są zagrożeniem dla życia duchowego, bo wpychają ludzi w świat wirtualny, w iluzję, w nierealność, pasywność. I nie chodzi tutaj o tylko o samą zawartość, lecz o to, że, i tu jest interesujące stwierdzenie, „niebezpieczna jest sama ich natura”. O. Surówka przekonuje, że media tym się różnią od noża czy widelca, to znaczy, natura widelca i noża nie jest zła, ponieważ nie zmienia percepcji człowieka, nie kradnie czasu, nie znosi prywatności.
Wobec powyższego, aby móc prowadzić życie duchowe, należy odłączyć internet i „stronić od telewizji”.
Myślę, że takie postawienie sprawy nie do końca jest niebezpieczne. Ociera się wręcz o manicheizm, które rzeczywistość stworzoną, materialną uznawał za złe, a tylko to, co duchowe było dobre. Wobec tego świat stawał się czarno-biały.
Jak najbardziej zgadzam się z o. Surówką, że współczesne media istotnie stawiają nas przed ogromnym wyzwaniem i mogą nie tylko oderwać od życia duchowego (nie wiem też do końca, co to znaczy w tym felietonie), ale i od zdrowych relacji z Bogiem i ludźmi. Ale nie dlatego, że ich natura jest zła, że z gruntu są złe. To błędne założenie.
Niedawno wspominaliśmy św. Ignacego Loyolę, który na początku swych Ćwiczeń Duchowych, że wszystko na „obliczu ziemi jest stworzone dla człowieka”. Podobnie zresztą piszą inni mistycy. Oczywiście, internetu czy telewizji nie stworzył bezpośrednio Bóg, jak wodę, owoce i warzywa itd. ( chociaż i tych „nie wyczarował”) Wymyślił je człowiek, posługując się udzielonymi mu przez Boga darami. Chleb i wino również „nie rosną” bezpośrednio na ziemi. Są wytworem człowieka, przetworzonym z owoców ziemi przez ludzki rozum praktyczny, pomysłowość, inteligencję. To właśnie te dary przynosimy na ołtarz. Bo właśnie zawierają one w sobie ludzką pracę i twórczość.Bez Boga i tego, co przez Niego stworzone nie wymyślilibyśmy nic.
Z punktu widzenia, który reprezentuje o. Surówka, to również należałoby się odciąć od wina czy innego alkoholu (stworzył go raczej człowiek, choć pewnie też gdzieś występuje w czystej postaci w przyrodzie, nie wiem). Wino może być darem ofiarnym, może być spożywane z umiarem, a można pijąc za dużo wina wpaść w uzależnienie, które zrujnuje życie człowieka.
Podobnie ze wspominanym widelcem i nożem. Tak, są zdecydowanie prostszym narzędziem niż telewizja czy internet. Mniej wymagajacym od nas, nie przykuwającym naszej uwagi, nie pochłaniającym nas. To prawda. Ale nożem też można zabić. Ostatnio ksiądz zabił człowieka siekierą, a pewien student na campusie UW zadźgał nożem kobietę. Nóż może posłużyć do wielu złych rzeczy.
Telewizja, internet, samolot, przeróżne aplikacje są też w szerokim sensie Bożym stworzeniem, zapośredniczonym przez współpracę człowieka. Nie można więc twierdzić, że z natury są złe.
Św. Ignacy pisze, że o tyle mamy z nich korzystać, o ile nam pomagają co celu, czyli do chwalenia Boga, do służby Jemu i bliźnim, do wzrastania w miłości. I nie powinniśmy z czegoś korzystać, o ile nam przeszkadzają w realizacji tego celu. I tu jest pies pogrzebany. W wolności serca. A negatywnie w nieuporządkowanym przywiązaniu do różnych stworzeń. To, czy i jak korzystam z telewizji czy internetu rozstrzyga się w moim sercu, albo, często niestety w odruchowym korzystaniu, w nieświadomym ich używaniu. O tym, czy coś jest złe dla mnie decyduje mój stosunek do danej rzeczy.
Przypomnę, że Katechizm Kościoła definiuje grzech jako „brak prawdziwej miłości do Boga i bliźnich z powodu niewłaściwego przywiązania do pewnych dóbr) (KKK, 1849). Jeśli ktoś zatraca się w telewizji, w internecie, w alkoholu itd, to dlatego, że kieruje nim fałszywa miłość, czyli pragnienie zjednoczenia się z czymś, co człowiekowi „da” poczucie spełnienia, szczęście. Wtedy zaczyna się coś „ubóstwiać”, iluzorycznie sądzić, że „to coś” to jest Bóg. I człowiek wpada w niewolę. Ale dzieje się to nie dlatego, że te stworzone przez człowieka rzeczy są złe. Są dobre, tylko my niewłaściwie z nich korzystamy.
Sęk w tym, że dążenie do takiej wolności (bo nikt jej nie ma w pełni) jest bardzo trudnym zadaniem. To właśnie brak życia duchowego: czyli głębszej modlitwy, czasu odpoczynku i świętowania, lęk przed ciszą powodują, że człowiek żyje nieświadom swoich impulsów i wpada w różnego rodzaju niewole. Ale nawet gdy prowadzi życie duchowe też jest narażony na różne zniewolenia.
Prawda jest taka, że różne wynalazki techniczne, w tym internet i telewizja, prześcigają nas w etycznym rozwoju. Nie nadążamy za nimi. Bo uczenie się wolności jest o wiele trudniejsze niż, to prawda, pasywne korzystanie z telewizji czy internetu. I racja, że nie tylko trzeba o tym myśleć, ale i temu przeciwdziałać. To właśnie jest jednym z zadań Kościoła: prowadzić do wolności wewnętrznej, nie demonizować rzeczywistości, ale uczyć jak dobrze wybierać, jak żyć świadomie. Zaczyna sie to od stawiania pytań: jakiego dobra dla mnie szukam w internecie, w telewizji? Czy rzeczywiście oglądanie przez kilka godzin TV lub scrollowanie mediów społecznościowych jest dla mnie dobre? Czego tak naprawdę tam szukam? Jak to wpływa na moje relacje z Bogiem, z sobą samym, z innymi?
Sam od kilkunastu lat nie oglądam telewizji. Z prostego powodu: jakoś mnie tam nie ciągnie i po prostu jej nie potrzebuję. Ale i w dzisiejszej telewizji można znaleźć pożyteczne filmy o programy. To prawda, że telewizja może służyć za narzędzie do zabijania czasu, nudy, samotności, lenistwa. Ale nie ona sama w sobie.
Kłopotliwe jest też dla mnie stwierdzenie, że poza telewizją i internetem jest prawdziwa rzeczywistość, tam można prowadzić życie duchowe, a internet, w tym media społecznościowe, tworzą rzeczywistość wirtualną, czyli według autora felietonu iluzoryczną.
To prawda, że nałogowe wciągnięcie w media jakiekolwiek może człowieka „przenieść” w rzeczywistość iluzoryczną. Jak dla człowieka uzależnionego, gdzie wszystko skupia się wokół środka uzależniającego (zachowanie lub rzecz). Reszta jakby znikała. W tym sensie jest to rzeczywistość „wirtualna”.
Nie trzeba zatapiać się w mediach, by wpaść w tego typu iluzję. Można nie korzystać z żadnych z nich, a wpaść w iluzję w życiu duchowym. I to jaką! O wiele trudniej ją zauważyć, ponieważ wszystko tutaj można „usprawiedliwić” Bogiem, teologią, swoim duchowym doświadczeniem. Można mieć przeświadczenie o swojej moralnej wyższości. Można mieć różne „objawienia”. Można mieć przekonanie, że w każdej mojej myśli przemawia do mnie Bóg. Można się przywiązać do różnych form w modlitwie, liturgii, religijności i przy tym zwalczać tych, którzy ich nie podzielają.
W ostatnich latach poznałem wielu ludzi, z niektórymi się nawet zaprzyjaźniłem, ponieważ zaczęliśmy ze sobą pisać w internecie. Bywało tak, że długo nie widzieliśmy się na oczy i dopiero po jakimś czasie spotkaliśmy się w „realu”
Na rekolekcjach przedmałżeńskich coraz więcej par mówi, że poznali się w internecie, na portalach randkowych. Jeszcze parę lat temu wydawało nam się to dziwne, ale teraz czasem 40% grupy to pary, które zapoznały się dzięki internetowi. Znam kilka dobrych małżeństw, które tak zaczęły swoją wspólną drogę.
Jeśli już mówić o „wirtualności” czy „iluzoryczności” mediów, to tworzą je nie one same, lecz człowiek. I to taki, który żyje reaktywnie, nieświadomy tego, co nim porusza, co dla niego ważne, często uciekający przed bólem, cierpieniem, samotnością. To ta nieświadomość jest problemem. Życie świadome rzeczywiście wymaga dyscypliny, dobrze rozumianej ascezy, często wsparcia i pomocy innych. Internet jest w swej naturze bardziej skomplikowany niż nóż czy widelec. I wyobrażam sobie kogoś, kto dla swojego dobra zrezygnował z korzystania z internetu czy telewizji. Jest to możliwe, jeśli pomaga mu we wzrastaniu w miłości, w wolności wewnętrznej, w relacjach. Czy całkowite odcięcie się od internetu jest dzisiaj możliwe dla człowieka żyjącego w naszym świecie? Nie wiem. Wszystko zależy od tego, w jakim miejscu i zadaniu jest w tym świecie umieszczony.
Wychowanie do wolności wewnętrznej jest też zadaniem Kościoła, w tym rodziców, którzy powinni czuwać nad swoimi dziećmi, by nauczyć je, jak w odpowiednim momencie korzystać z różnych dóbr tego świata. Oczywiście, takie rozwiązanie, jakie sugeruje o. Surówka jest też możliwe, w pewnym sensie prostsze. Obawiam się jednak, że jeśli taka decyzja o „odcięciu się” od czegoś będzie podyktowana tylko przekonaniem, że „natura ich zła” to także może ona doprowadzić człowieka na manowce. Nie od razu. W swoim czasie.

 

Przejdź do treści