Gdy zły wilk rośnie, nie można milczeć
Marta Łysek 3 maja 2025, 08:05 źródło: https://deon.pl/
Granica między złem i dobrem przebiega przez środek serca. Tego nie zrobi za nikogo żaden rząd, kościół, szkoła ani przepis prawa. Albo znasz granicę i jej pilnujesz, albo przesuwasz ją o milimetr dziennie przymykaniem oka na drobną słabość i mówieniem sobie: są gorsi – i nagle odkrywasz, jak bardzo się przesunęła. A niewiele osób umie stamtąd wrócić.
Dwa wilki (wygrywa ten, którego karmisz) to niedoskonała metafora. Ale trudno o niej nie myśleć zwłaszcza w ostatnim tygodniu.
Pacjent mordujący lekarza.
Lekarz mordujący dziecko pacjentki.
Ojciec katujący swoje i przybrane, małe dzieci.
Grupa nastolatków, która biciem i kopaniem w siedem sekund doprowadziła dwudziestolatka do stanu krytycznego.
Człowiek, który zadał ciosy nożem drugiemu człowiekowi przejeżdżającemu tylko na hulajnodze.
Ksiądz który złamał przysięgę i krzywdził swoją wspólnotę. I drugi. I trzeci.
A to tylko wydarzenia z ostatnich dni.
Można powiedzieć, że naturalny odruch to się oburzać na zło.
Jak można tak bardzo karmić w sobie złego wilka?
Jak można tak bardzo przesunąć sobie granicę wewnątrz serca?
Stąd już tylko mały kawałeczek dzieli nas od miejsca, o którym mądry człowiek pisze: komu się wydaje, że stoi, niech pilnuje, by nie upadł. Tego nie zrobi za ciebie ani za mnie żaden rząd, kościół, szkoła ani przepis prawa. Albo znasz granicę i jej pilnujesz, albo przesuwasz ją o milimetr dziennie przymykaniem oka na drobną słabość i kończysz w ciemnym lesie ze złym wilkiem. Uciekając we wszystkie wymówki, jakie dla siebie znajdziesz, by ochronić się przed uznaniem swojego zła i uporządkowaniem go.
Żeby w to miejsce nie dojść, trzeba dwóch rzeczy.
Po pierwsze milczeć, kiedy trzeba.
A trzeba milczeć, gdy widząc cudzego wilka nagle wyłażącego na środek rynku bardzo chcielibyśmy sobie w sercu powiedzieć: co za człowiek, taki i owaki, ciężko złamany, ja w życiu bym czegoś takiego nie zrobił. Dlaczego milczeć? Bo każdy człowiek jest zdolny do wielkiego zła. I nie ma w tym stwierdzeniu nic z usprawiedliwiania czyichś ciężkich grzechów i strasznych czynów. Jest tylko pokora. Uznanie, że wilki w środku są dwa nie tylko w nich, ale we mnie też.
Dopóki zamiast milczeć mówimy sobie: dzięki ci, Panie, że nie jestem jak ten celnik. Że nie jestem jak ten nożownik, jak ten przemocowy ojciec, jak ta kobieta bez sumienia, jak ten ksiądz skompromitowany – upewniamy się w przekonaniu, że droga do wyrządzenia zła jest daleka, a próg wejścia w zło bardzo wysoki. Że gdy zły wilk rośnie, to zaraz byśmy to u siebie zauważyli i przestali karmić w jednej sekundzie.
Tak nie jest i gdy nam się ciśnie na koniec myśli „ja bym nigdy” – trzeba milczeć. Bo choć można tak mówić z bardzo różnych powodów, na przykład dlatego, że próbujemy zachować jaką taką psychiczną równowagę i nie dać się zdołować przez przytłaczające zło, to po dłuższym czasie łatwo uznać, że jestem taki trochę porządniejszy i lepszy. A stąd już niedaleko do usprawiedliwienia tego małego wilczka, takiego szczeniaczka w porównaniu do tego drugiego, mocnego i dobrego. I gdy nagle odkrywam, że szczeniak zamienił się w bestię – jestem przerażony i bezradny, i chcę tylko, by nikt tego nie odkrył, nie zobaczył, nie pokazał światu.
Po to druga rzecz. Nie milczeć, kiedy trzeba.
Żeby cudze złe wilki ujrzały światło dzienne. Żeby można je było odstrzelić na czas.
Bo jeśli nie – nadejdzie ten moment, w którym będzie za późno, bo milczeliśmy, gdy było wcześnie. Nikt z ludzi opisanych przez media w ostatnich dniach nie urodził się zły. Nikt z nich nie żyje w próżni. Nikt nie stał się w ciągu godziny przestępcą, mordercą, krzywdzicielem: to był proces. To zawsze jest proces. Powolne przesuwanie granicy, milimetr po milimetrze, aż ktoś stracił poczucie, że to jest coś złego, choć jeszcze rok dwa temu wiedział, że jest złe. Teraz jest normalne. Zły wilk oblizuje się i rośnie.
Jeśli to widzimy, nie możemy milczeć.
Nie możemy unikać mówienia drugiemu człowiekowi wprost o tym, że jego granica się przesuwa, że zaczyna rosnąć bestia, choćby na razie była uroczym szczeniaczkiem. Większość tragedii można streścić jednym zdaniem: nikt nie reagował, zanim nie było za późno.
I trzecia rzecz. Dobrze jest co jakiś czas poczytać sobie prawdziwe historie przestępców, którzy wrócili na dobrą stronę. Którzy uznali swoją winę, odstrzelili właściwego wilka i tak, jak mogli, przeprosili i wyrównali stratę. Włożyli wysiłek w gojenie ran, które zadali konkretnym ludziom i ich społeczności. O starej dobrej pokucie i zadośćuczenieniu się niemal nie mówi. A gdy ktoś wraca do dobra, rzadko o tym czytamy wśród newsów dnia. Łatwo to przeoczyć: że takie historie naprawdę się wydarzają. I że naprawdę rzadko zdarza się, żeby ktoś tak zaplątał się i zabetonował w złym, żeby nie mógł wrócić. Ta granica przez środek serca może przesunąć się w złą stronę, ale może też wrócić w swoje właściwe miejsce. To bardzo pocieszająca perspektywa: że nawet tam, gdzie się wydarza wielkie i niezrozumiałe zło, wciąż może wlać się światło, łaska, zmiana. Może wrócić dobro. Nie musi: ale ta opcja nigdy nie jest zamknięta. Ani dla tych z wrednymi szczeniaczkami, ani dla tych z bardzo złymi bestiami. I dla tych, którzy mają w sercu pięknego dobrego wilka i małego robaczka nienawiści, też nie.
Autor: Marta Łysek