Jak przetrwać wrześniowy chaos i szukać oparcia w Bogu?

Magdalena Urbańska 5 września 2024, 09:38 źródło: https://deon.pl/

Niedzielna Msza święta z udziałem dzieci, początek kazania. Młody kapłan, nowy w parafii, wychodzi do przodu i opowiada, że jest mu trudno, że trochę się boi, bo zmiany budzą lęk, w nim również. Kilka dni później okazuje się, jak jego słowa były nam bardzo potrzebne.
Wrzesień, niby środek roku, ale jednak wszystko nowe. Nowe plany lekcji, być może zmiana klasy, szkoły, jeden wielki organizacyjny chaos. Przewrót oczami na każde piknięcie e-dziennika, bo to może oznaczać tylko jedno: znowu jakieś przesunięcia w planie lekcji. Poczucie bezradności, gdy okazuje się, że wracają stare, znane nam problemy, których jednak nie zniwelował czas wakacyjnego odpoczynku. Próba wejścia w rytm, który choć ma wiele plusów – wszak przewidywalność i systematyczność budzi jakiś rodzaj stabilizacji i spokoju – to jednak jest też pewnym wyzwaniem, nieustannym szukaniem kolejnych rozwiązań. W tym wszystkim też emocje dzieci, nie zawsze łatwe do udźwignięcia przez rodzica, który stara się zapanować nad ogólnym chaosem i nad samym sobą. Nie jesteśmy przecież robotami. Skąd wziąć na to wszystko siłę, tu i teraz, na starcie nowego roku szkolnego?
Wracam myślami do wspomnianego na początku kazania. Była tam też zachęta księdza, byśmy szukali siły i wsparcia w trudach codzienności w Eucharystii, szczególnie tej niedzielnej. I choć słyszę już szyderczy chichot tych, dla których Msza jest tylko teatrzykiem, to sama podpisuję się pod jego słowami obiema rękoma. Nic nie dawało mi tyle sił, gdy walczyłam ze szkolną przemocą, jak spokojna Msza święta. Nic nie koiło tak, jak łzy, które mogły płynąć bezpiecznie podczas Adoracji Najświętszego Sakramentu w ciszy. Owszem, pomoc przyjaciół, psychologów, terapeutów była dla mnie cenna, ale nic nie przynosiło zwyczajnej wewnętrznej ulgi tak bardzo, jak modlitwa.
Nowy rok szkolny, to też nowe wyzwania, zmiany, trudy. Mają prawo budzić lęk, ale jeśli to na lęku się zatrzymamy, będzie źle. Jeśli nie znajdziemy swojego wentyla, przez który można przepuścić nagromadzone emocje i trudy, zginiemy marnie. Może i fizycznie będziemy jakoś funkcjonować, ale czy nasze serce będzie tętniło prawdziwym życiem, a oczy świeciły radością? Wątpię.
Eucharystia, modlitwa, sakramenty. Mamy na wyciągnięcie ręki te wielkie skarby. Ciągle nie do końca doceniane, często też pomijane w poszukiwaniu dobrych rozwiązań i siły. Gdy rozmawiam z ludźmi, słyszę często, że po spowiedzi jaśniej się myśli, podejmowane decyzje są bardziej rozważne i sensowne, łatwiej jest skupić się też na dobru, które jest, ale gdzieś zakurzone i zakryte, gdy siedzi się w łodzi, która tonie, a życie jakby ciągle dolewa do niej wody.
Patrzę na Maryję, której życie nie oszczędziło nieustannych zmian, bólu, przykrych niespodzianek. Od porodu w grocie, po ucieczkę do Egiptu by chronić Dziecko przed ludzką nienawiścią i śmiercią. I później, gdy Jezus zaczął nauczać, a wokół Niego pojawiali się ludzie, którzy – mówiąc delikatnie – nie byli Mu przychylni. Kto zrozumie trud rodzicielski lepiej niż Ona? Dlatego to właśnie Ją proszę o wsparcie, by czuwała nad moimi synami, gdy ja fizycznie nie mogę przy nich być. Proszę Ją, by zajęła się nimi jak mama. Ona rozumie… Pytanie czy my patrzymy na Nią jak na kogoś, kto chce być nam bliski w naszej codzienności.
Bardzo lubię maksymę, którą przypisuje się św. Ignacemu Loyoli: „Módl się tak, jakby wszystko zależało od Boga. Działaj tak, jakby wszystko zależało od ciebie”. Czasem, wbrew pozorom, zapominamy, że w całym trudzie – nie tylko wrześniowych zmian – nie jesteśmy sami. To dobry czas, by szukać oparcia w Bogu. Niech lęk, chaos i zatroskanie nie mają ostatniego słowa… Niech ostatnimi będzie: Jezu, ufam Tobie!

Autor: Magdalena Urbańska

 

Skip to content