Jak zły duch używa nas do swoich celów?
Jak zły duch używa nas do swoich celów? Wiele osób bardzo się tego obawia
13 listopada 2024, 13:10 źródło: https://deon.pl/
Wiele osób fascynuje się mocą złego ducha i wszędzie widzi jego działanie. Tak naprawdę jednak jest on jak uwiązany pies. Jeśli nie pchasz się w zasięg jego łańcucha, to, owszem, przeżywasz swoje normalne pokusy i walki, ale nie musisz obawiać się demonicznych sił. Trzeba być jednak świadomym, że istnieją także bezdroża i fałszywe ścieżki – pisze s. Bogna Młynarz w swojej najnowszej książce „Bóg w nas„.
O tych ścieżkach należy o wspomnieć, ale nie po to, by straszyć, ale by przestrzec. Nie musimy lękliwie powstrzymywać się od każdego kroku, bo Bóg nie wymaga od nas nieomylności, tylko szczerej chęci uczenia się przez całe życie. Potknięcia i niezawinione błędy mogą stać się źródłem cennej wiedzy i elementem naszej drogi. Właśnie w taki sposób stajemy się mądrzejsi i bardziej dojrzali. Niemniej warto przypatrzeć się niektórym oznakowanym już bezdrożom, by nie powtarzać błędów innych, ale uczyć się na podstawie ich doświadczenia.
Szatan jest stworzeniem, a nie równym przeciwnikiem Boga
Tych, którzy świadomie idą za Jezusem, przeciwnik nie namawia wprost do złego, ale podsuwa im falsyfikaty dobra. Małpuje Boga i nieudolnie podrabia Jego dary, by odwieść nas od autentycznego źródła życia. Szatan jest stworzeniem i jako taki nie może być równym przeciwnikiem dla Boga. Już został pokonany, ale ciągle próbuje nas oszukać, podtykając propozycje fałszywych dróg. Dlatego tak ważne jest wspomniane już rozeznawanie duchowe i używanie swojego rozumu do poszukiwania prawdy. Wśród rzeczy, które wychodzą z serca człowieka i oddalają go od Boga, Jezus wymienia głupotę (pob. Mk 7,21–23). I nie chodzi o deficyt wiedzy czy niskie IQ, ale o brak mądrości, czyli uczenia się z życia i refleksji nad nim. Bezmyślność w życiu duchowym skazuje nas na powtarzanie błędów, których można by uniknąć, praktykując rozeznawanie duchowe.
Matka Paula Tajber mówiła, że szatan próbuje tworzyć swoje „mistyczne cielsko”, będące karykaturą mistycznego ciała Chrystusa. Święty Paweł przestrzega: „Nie oddawajcie też członków waszych jako broń nieprawości na służbę grzechowi, ale oddajcie się na służbę Bogu jako ci, którzy ze śmierci przeszli do życia, i członki wasze oddajcie jako broń sprawiedliwości na służbę Bogu” (Rz 6,13). Musimy zatem sprawdzić, czy nasze człowieczeństwo jest na usługach Pana, czy też stajemy się narzędziem działania złego – nie w znaczeniu opętania czy jakiegokolwiek świadomego poddania się pod wpływ szatana, ale bycia „użytecznym idiotą”. Wystarczy, że schodzimy do poziomu cielesnego i funkcjonujemy jedynie siłą instynktów, rezygnując z rozwoju prawdziwego ja, a już stajemy się łatwym łupem i zakładnikami przeciwnika.
Zły duch będzie chciał użyć twojej złości
Na przykład jeśli masz zły dzień i jesteś rozdrażniony, to możesz prymitywnie wyładować swój gniew na osobie obok, poniżyć ją i napełnić lękiem, albo zagospodarować tę energię w mądrzejszy sposób. Zły duch będzie chciał użyć twojej złości do niszczenia osób w twoim otoczeniu, do zabrania im poczucia, że są kochane i wartościowe. W swojej bezmyślności możesz stać się pionkiem w jego rozgrywce, nawet jeśli nie miałeś takiej intencji. Nie piszę tego, by budzić poczucie winy, że każdy przejaw gniewu jest demoniczny, ale abyśmy mieli świadomość, że nie żyjemy w duchowej próżni i siłą rzeczy nasze wybory oraz postawy angażują nas po którejś stronie walki duchowej. Im mocniej przylgniemy do Jezusa, tym będziemy doskonalszym przejawem Jego dobra i światła. Pewnie nie unikniemy całkowicie sytuacji, w której kogoś zranimy, ale nauczymy się szybciej to spostrzegać i naprawiać wyrządzone szkody.
Także i my możemy doświadczyć ataku złego ducha za pośrednictwem zmanipulowanego przezeń człowieka. Na przykład: pragniemy zrobić coś naprawdę dobrego i zbieramy odwagę, by wziąć się do dzieła, a tu niespodziewanie ktoś znajomy zaczyna nas zniechęcać, przedstawiając tysiąc argumentów przeciwnych temu pomysłowi. Nawet Jezus doświadczył takiej sytuacji, że Jego najbliższy przyjaciel próbował Go odwieść od wypełnienia woli Ojca (por. Mt 16,22–23). Cała sztuka polega na tym, by stanowczo przeciwstawić się złemu duchowi, ale nie przekreślać człowieka, którym się posłużył. Włączając nas w swój Kościół, Jezus zawsze pozostawia nam wolność. Czeka na naszą decyzję i szanuje ludzką wolę. Szatan przeciwnie – próbuje człowieka podejść, manipulować nim i obezwładnić. To pozwala nam łatwo odróżnić prawdziwe natchnienia od ich podróbek pochodzących od złego ducha: gdy pojawia się przymus wewnętrzny, sztywność i brak wyboru, istnieje duże prawdopodobieństwo, że to pokusa, bo „gdzie jest Duch Pański – tam wolność” (2 Kor 3,17).
Jak odróżnić natchnienie Ducha Świętego od podpowiedzi szatana?
Nie mówimy tutaj o pokusach do grzechu, bo ich ocena moralna jest oczywista, ale o niejednoznacznych pragnieniach, które mogą być odbierane jako natchnienia Ducha Świętego, a tak naprawdę wprowadzają chaos i niepokój w nasze życie. Na przykład matka małego dziecka ma wewnętrzne przynaglenie, by iść na adorację do kościoła albo zaangażować się w dzieło ewangelizacyjne. Można tę sytuację rozeznawać, rozważając, jaki będzie owoc i co okaże się większym dobrem, ale podpowiedzią może być także wspomniane poczucie wolności wobec decyzji. Wiele osób uważa, że gdy przynaglenie jest mocne i gwałtowne, to właśnie świadczy o tym, że pochodzi od Boga. Tymczasem On zaprasza delikatnie i pozostawia swobodę decyzji. Nigdy nie stosuje przymusu, presji czy groźby.
To normalne, że doświadczamy pokus, czyli takich myśli, pragnień i uczuć, które nie prowadzą nas do dobra. Jednak „inną jest rzeczą pokus być przedmiotem, a inną rzeczą pokusom tym ulec”. Bycie kuszonym nie jest żadną winą. Wprost przeciwnie – skoro toczy się jakaś walka o dobro, to znaczy, że stajemy po właściwej stronie i wszystko może się okazać wielkim zwycięstwem na chwałę Boga. Wielu świętych zmagało się z powracającymi namiętnościami i to umacniało ich w wierności oraz pokorze. Często na przykład przedstawiano w ikonografii św. Antoniego ze świnią, która symbolizuje pokusy cielesne. Wydawałoby się, że to nie stawia go w najlepszym świetle, ale jednak jest powodem jego chwały, bo tym pokusom nie ulegał.
Ważne jest nie to, jak często doświadczamy pokus, ale co z nimi robimy
W języku polskim funkcjonuje słowo „żywić”, którego używamy w odniesieniu do uczuć. Można żywić sympatię lub urazę itd. Pokusy przychodzą w postaci uczuć czy myśli, ale to od nas zależy, czy będziemy je żywić, czy też umrą śmiercią głodową. Gdy żywimy konkretne uczucia, to z małego prosiaczka robi się wielki wieprz, nad którym nie mamy już władzy. Dlatego ważne jest nie to, jak często doświadczamy pokus, ale co z nimi robimy.
Ewagriusz z Pontu wymienia osiem logismoi, czyli namiętnych myśli, które próbują zawładnąć naszą duszą: obżarstwo, nieczystość, chciwość, smutek, gniew, acedię (lenistwo), próżność i pychę. Brzmi znajomo, prawda? Właśnie na podstawie tej listy stworzono wykaz katechizmowych grzechów głównych. Wycięto tylko smutek, bo trudno przecież obwiniać kogoś o to, że jest smutny. Przy tym nie o grzech w sensie ścisłym tu tak naprawdę chodzi, ale o jego korzenie – a dokładnie o tendencje, które mogą stać się źródłem upadku, gdy poddamy się pod ich wpływ. Nie są one grzechami w sensie moralnym, bo czyż wspomniany smutek czy gniew sam w sobie jest zły? Mogą jednak stać się dominującą namiętnością, która wpływa na cały styl życia.
Można mieć gwałtowny sposób bycia i z niego będą się rodzić przemoc, agresja czy nawet zabójstwo. Człowiek zachowuje się wtedy tak, jakby życie polegało na ciągłej walce, i w ten sposób zamyka swoje serce na przesłanie Ewangelii. Konkretne czyny, które podlegają ocenie moralnej, są jak źdźbła trawy wyrosłe z korzenia ukrytego pod ziemią. Często całą uwagę poświęcamy na plewienie tych trawek jednak będą one nieustannie odrastać, jeśli nie zajmiemy się korzeniami. Dawniej w teologii ascetycznej mówiło się o wadzie głównej i warto do tej koncepcji powrócić, bo pomaga ona uchwycić pewien mechanizm, który kształtuje w nas styl działania niezgodny z Ewangelią. Chodzi o fundamentalne kłamstwo czy namiętność, która dopiero uświadomiona i rozpracowana straci swoją niszczącą władzę nad nami.
Zły duch jest jak uwiązany pies
Ostatecznie wewnętrzne zmaganie oparte jest o ciągle obecny w nas dwugłos prawdziwego i fałszywego ja, które ścierają się, rywalizują o naszą uwagę, zaangażowanie, panowanie. Przypomina to bardzo opowieści naszych babć o aniołku i diabełku siedzących na ramionach dziecka i podpowiadających, co robić. Wbrew pozorom ta bajeczka jest bardzo prawdziwa. Jeśli chcemy świadomie dążyć ku dobru i być wiernymi Jezusowi, nie możemy zdać się na bezmyślną spontaniczność, ale trzeba nam rozeznawać, czyj głos przemawia w naszym wnętrzu, i podążać za tym, który pochodzi od Boga. Wiele osób fascynuje się mocą złego ducha i wszędzie widzi jego działanie. Tak naprawdę jednak jest on jak uwiązany pies. Jeśli nie pchasz się w zasięg jego łańcucha, to, owszem, przeżywasz swoje normalne pokusy i walki, ale nie musisz obawiać się demonicznych sił.
Biblia opisuje nam zwycięską walkę, jaka już została stoczona w niebie, i złego ducha, który został strącony (por. Ap 12,7–9). Jego przeznaczeniem jest piekło, a więc stan wiecznego odłączenia od Boga. Przyszedł mi kiedyś do głowy taki obraz, że zły duch, spadając z nieba do piekła, próbuje desperacko zatrzymać się na ziemi; usiłuje zahaczyć pazurami o coś, co pozwoli mu powstrzymać lot w dół. Szansą dla niego są nasze grzechy i takie miejsca w ludzkich duszach, gdzie panuje ciemność i zamęt. Oczywiście to bardzo umowny obraz, bo ani niebo nie jest u góry, ani piekło na dole, ale możemy uświadomić sobie dzięki temu istotę walki duchowej.
Zły duch nie może nam nic zrobić, jeśli nie damy mu do tego okazji
Zły duch nie może nam nic zrobić, jeśli nie damy mu do tego okazji. Święty Paweł porównuje chrześcijanina do zapaśnika, który walczy na zawodach (por. 1 Kor 9,25; 2 Tm 2,5). Strategia obronna polega na tym, by wyślizgnąć się z rąk przeciwnika, smarując ciało oliwą. My także zostaliśmy pomazani olejem mocy Bożej w sakramentach chrztu i bierzmowania. Używamy także oleju podczas sprawowania sakramentów kapłaństwa i chorych, czyli wobec osób, które są wysyłane na pierwszy front walki duchowej, i względem tych, którzy w chwilach próby cierpienia najbardziej potrzebują umocnienia. Wszyscy mamy swoje słabe miejsca, szczególnie podatne na pokusy. Często są to nieuzdrowione zranienia, które suflują nam czarne scenariusze, dzięki czemu trzymają nas w lęku i smutku. Są też w nas przestrzenie niezewangelizowane, gdzie jeszcze nie dotarła Dobra Nowina o bezgranicznej miłości Boga – wymagają one szczególnej opieki i troski.
Nasza słabość może stać się bramą dla przychodzącego Boga, gdy przyjmiemy Jego miłosierdzie, ale bywa także wytrychem dla złego ducha, gdy zamykamy się w bólu i izolacji. Dlatego św. Piotr porównuje złego ducha do lwa, który rycząc, krąży, by kogoś pożreć (por. 1 P 5,8). Drapieżnik nie może zaatakować całego stada, nawet jeśli są to pozornie bezbronne antylopy – gdy są razem, nie ma z nimi szans. Ryczy więc i prowadzi psychologiczną rozgrywkę. Jeśli jedna z nich przestraszy się i w panice odłączy od stada, staje się łatwym łupem. Trwanie w mistycznym ciele Jezusa jest najlepszą obroną przed złem, bo Dobry Pasterz jest z nami.
—
Tekst jest fragmentem książki „Bóg w nas” s. Bogny Młynarz ZDCh, wydanej przez Wydawnictwo WAM. Tytuł i śródtytuły pochodzą od redakcji.