Już Go nie ma w Betlejem. Gdzie Go teraz szukać?
Jakub Kołacz SJ 8 lutego 2025, 06:00 źródło: https://deon.pl/
W zeszłą niedzielę na wieczornej mszy po raz ostatni zaśpiewaliśmy kolędy, potem wspólnymi siłami uprzątnęliśmy szopkę i wynieśliśmy z kościoła choinkę. Wprawdzie liturgiczny okres Bożego Narodzenia już dawno się skończył, ale w naszej tradycji co roku przedłużamy go aż do 2 lutego, kiedy to słyszymy w Ewangelii zdanie: “wrócili do swego miasta Nazaret”. Betlejem opustoszało…
Wersja zdarzeń przedstawiona przez ewangelistę Łukasza znacząco różni się od tej, jaką przedstawia Mateusz – on nie przynaglał świętej Rodziny, ale przez jakiś czas pozwolił jej zamieszkać w gościnnym miejscu w Betlejem, a dopiero po wizycie Mędrców szybko wyprawił ich w drogę, ale nie do ich domu, skąd przyszli, lecz do bezpiecznego miejsca za granicą, w tradycyjnie niegościnnym dla Izraelitów Egipcie. Łukasz – jak słyszeliśmy to w niedzielnej Ewangelii – zaraz po wymaganym przez prawo okresie oczyszczenia Maryi (który u nas przez długie wieki przetrwał pod hasłem “połogu”) – wyprawił ich do świątyni w Jerozolimie, a stamtąd prosto do domu, z którego wyszli miesiąc wcześniej, aby spełnić wymagania związane z zarządzonym przez cezara spisem ludności. Obie te wersje zdarzeń łączy jedno: po opuszczeniu Betlejem miasteczko na powrót usypia i staje się tym samym nic nie znaczącym miejscem na ziemi.
Wioska gdzieś na końcu świata
Wprawdzie prorok pisał o Betlejem, że nie jest ono “najbardziej liche ze wszystkich miast”, ale w rzeczywistości była to “dziura nad dziurami”, a jeszcze dosadniej mówiąc, “zad…pie świata”. Nikt dziś nie wie, ilu w czasach narodzin Jezusa mieszkało tam ludzi, ale archeolodzy podawaną przez niektórych liczbę 10 tysięcy mieszkańców uważają za całkowicie nierealną. Większość mieszkańców prawdopodobnie zajmowała się rolnictwem. Tak naprawdę miasto wielkie było przez chwilę – właśnie wtedy, gdy narodził się w nim Zbawiciel. Bez obecności Jezusa jednak na powrót stało się zwykłą mieściną, która kryła się w cieniu niedalekiej Jerozolimy.
Gdzie teraz szukać Jezusa?
Pewnie wielu z nas słyszało legendę o “czwartym królu”. Jak opowiadają niektórzy, z dalekiej krainy za przewodem gwiazdy wyruszyło nie trzech, ale czterech mędrców. Ten ostatni jednak napotykał w drodze na ciągłe przeszkody. Raz po raz pojawiał się ktoś, kto prosił go o pomoc (albo nie prosił, ale mędrzec wiedział, że nie może obok niego przejść obojętnie). Odłączył się więc od trzech towarzyszy podróży i choć nieustannie usiłował ich dogonić, kiedy w końcu po licznych perypetiach dotarł do Betlejem, tam już nie było Jezusa. Spotkać i rozpoznać Go miał dopiero wiele lat później, na Golgocie. Prawda to czy bajka? Tego się nie dowiemy. Nie da się jednak zaprzeczyć, że ten krótki, paru tygodniowy pobyt Jezusa w Betlejem, potwierdzony kilkoma cudami i świadectwem wielu ludzi, którzy w niego uwierzyli, był czasem, który Zbawiciel spędził najpierw w niewygodnym żłóbku, a potem pewnie w wypożyczonej od kogoś kołysce. Leżał sobie jak prawdziwy król i czekał na odwiedzających, a kiedy już przychodzili, uśmiechał się do nich. Droga do Jerozolimy była jego pierwszą podróżą, ale podróżą bardzo znaczącą. Od momentu ofiarowania w świątyni i opuszczenia Betlejem Jezus stał się królem wędrownym i sam zaczął odwiedzać ludzi i szukać tych, do których został posłany.
Zobaczyć to, co jest niewidzialne
W Ewangeliach po ofiarowaniu w świątyni Jezus znika na długi czas. Pojawi się dopiero, gdy jako 30-letni nauczyciel zacznie obchodzić miasta i wioski Palestyny. Wcześniej zobaczymy go jeszcze na moment, gdy jako 12-letni chłopiec, wraz z rodzicami, odbędzie świąteczną pielgrzymkę do Jerozolimy – tę, podczas której Maryja z Józefem stracą go z oczu na trzy dni. Potem jednak “zaszyje się” na pustkowiu Nazaretu, gdzie tak bardzo wtopi się w tłum i upodobni do innych, że gdyby wtedy w miasteczku pojawił się ktoś, kto by pytał o Mesjasza, wszyscy pewnie zgodnie by odpowiedzieli, że u nich taki nie mieszka. Te trzydzieści lat to spokojny czas życia z Bogiem na wyciągnięcie ręki, a jednak z Bogiem ukrytym. Kto miał duszę wystarczająco wrażliwą, aby zobaczyć to, co niewidzialne, mógł Boga spotkać.
Jednak to, co najważniejsze, miało nastąpić o wiele później: gdy 30-letni Jezus wyruszył, aby głosić Ewangelię. Wtedy też zaczął szukać ludzi, których zamierzał włączyć do swej misji – włączyć nie tylko tych, którzy usłyszeli jednoznaczne wezwanie: “Pójdź za mną”, ale także wszystkich, którzy na sobie doświadczyli cudów i słyszeli pokrzepiające słowo, które powinni dalej przekazywać i w ten sposób rozprzestrzeniać nadzieję.
Bóg tak działa w codzienności naszego świata: albo jest blisko nas, choć pozostaje Bogiem ukrytym, ale szuka nas, znajduje, obdarowuje i prowadzi za rękę, aby pod jego opieką nic złego nam się nie stało.
Autor: Jakub Kołacz SJ