Katolicka mamo, nie jesteś głupia i zaściankowa

Magdalena Urbańska  9 maja 2024, 10:36  źródło: https://deon.pl/

Wróciłam ostatnio do wspomnień, od których przez jakiś czas świadomie uciekałam. Minął rok od czasu, gdy mój starszy syn przyjął Pierwszą Komunię świętą. Gdy zaczęliśmy w rodzinie planować świętowanie rocznicy, zobaczyłam, jak wiele zmieniło się przez kilka ostatnich miesięcy.

Moje dziecko jest inne, dziś jest samodzielnym poszukiwaczem swojego miejsca w Kościele. Przy tym jest zbuntowanym chłopcem, który lubi mówić „nie, bo nie”, a ja mu na to pozwalam, bo wiem, że dziecko nie jest moją własnością, a to, co mogę teraz dla niego zrobić, to tylko i aż być przykładem i towarzyszem – jeśli tylko będzie tego chciał. Z drugiej strony jestem ja, mama. Moje uczucia, pragnienia, gojące się zranienia po roku przygotowań, które okazały się być czasem mocnego oczyszczania ze złudzeń.

Niedzielna Msza w parafialnym kościele. Dzieci pierwszokomunijne siadają w wyznaczonych dla nich ławkach. W pewnym momencie słyszę za sobą głos mężczyzny, który prawie wykrzykuje z oburzeniem „zobacz, jaką ona ma sukienkę!”. Patrzę zdezorientowana, o co chodzi. Widzę, jedna dziewczynka wygląda inaczej. Masa tiulu zamiast alby. Myślę sobie, że cóż, trudno. To przecież nie jej wina, że ktoś ją tak ubrał i w zasadzie nie jest to przecież tak wielki problem. Dostrzegam wtedy to, co wydarzyło się we mnie przez ostatnie miesiące…

Gdy mój syn przygotowywał się do przyjęcia sakramentów i później, przez kilka ostatnich miesięcy, czułam się osamotniona. W swoim patrzeniu na sakramenty, na przeżywanie dziecięcego wychowania w duchu Ewangelii. Owszem, mam obok dwie mamy, które są mi bardzo bliskie i których spojrzenie jest podobne do mojego. Jednak one nie zawsze były obok. Nie zawsze była okazja do tego, by spojrzeć na siebie choćby w przelocie i się wesprzeć. Są w nas takie przestrzenie, których nie da się łatwo zagłuszyć. Bólu osamotnienia, niezrozumienia czy odrzucenia nie zamknie się ot tak w słoik, który można zakręcić i odstawić. A szkoda.

Znam wiele rodzin, dla których sakramenty są ważne. Znam też wiele takich, dla których są częścią tradycji oraz takich, dla których są powodem do drwin. Całe spektrum doświadczeń, od których przez długi czas uciekałam, by nabrać pewnego dystansu, odetchnąć, spojrzeć na to wszystko, choć odrobinę inaczej.

Co pokazały mi ostatnie miesiące? Przede wszystkim to, że sama muszę wiedzieć w co, po co i jak wierzę, a przede wszystkim Komu chcę zaufać. Nie tylko dlatego, by móc coś wytłumaczyć dziecku, to przychodzi naturalnie. Raczej po to, by samemu się nie zachwiać, gdy dostrzegę, że jestem inna. Inna, bo nieprzystająca do najnowszych trendów, gdzie wiara przestaje być wyznacznikiem i punktem odniesienia w codziennym funkcjonowaniu. To trochę tak, jakby w gronie wegetarian wsuwać soczystą karkówkę. Tak czuje się dziś niejeden rodzic, który chce wychowywać dziecko po katolicku.

Czy to musi oznaczać wykluczenie i samotność? Ostatnie miesiące pokazują mi, że nie. Musiałam zmierzyć się ze swoją stratą, odrzuceniem, byciem inną – to fakt. To był jednak też czas, gdy zaczynałam dostrzegać, że wokół mnie są ludzie o podobnych wartościach, choć czasami trzeba się za nimi mocno rozglądać. Przede wszystkim jednak był to czas, w którym stawałam w prawdzie sama przed sobą. Czy oczekując od innych szacunku dla własnych poglądów, potrafię przyjąć to, że osoba obok może myśleć i czuć inaczej? Czy to, że dla mnie najważniejszy jest sakrament musi oznaczać, że każdy kto przyprowadza dziecko do kościoła, myśli tak samo? Czy daję drugiemu prawo do tego, że jest na innym etapie swojej drogi niż ja i że to wcale nie oznacza, że jestem kimś lepszym? Warto było sobie takie pytania zadać… Przyniosły wewnętrzną wolność.

Przez ostatnie miesiące poznałam wiele osamotnionych mam. Tych, które niosą w sobie gorycz bycia odrzuconą. Tych, które widząc moje komunijne wpisy w mediach społecznościowych, pisały o swoich trudnych i bolesnych doświadczeniach wyśmiania i odrzucenia przez otoczenie. To wbrew pozorom pokazuje, że jest nas sporo. Matek zatroskanych o katolickie wychowanie. Tych, które chcą dla swoich dzieci takiego życia, by zawsze były blisko Jezusa i sakramentów.

Drogie mamy, nie jesteście same. Nie jesteście głupie i zaściankowe. Macie prawo wychowywać dzieci tak, jak chcecie, nawet jeśli okaże się, że mocno odstajecie od otoczenia. Zadbajcie jednak najpierw o siebie. Sakramenty, osobistą relację z Bogiem. Wtedy nikt wam tego nie odbierze, a wasze dzieci będą wiedziały, skąd czerpać siłę. Nie musicie nic mówić ani tłumaczyć. Codzienne życie jest najlepszym weryfikatorem naszych dążeń, a nic nie zastąpi waszego spojrzenia pełnego radości i pokoju, płynącego z relacji z Bogiem.

Autor: Magdalena Urbańska

 

Skip to content