Majówka naszego dzieciństwa
Ks. Tomasz Horak dodane 27.04.2024 09:00 źródło: https://opole.gosc.pl/
Słowo „majówka” należy do skarbca słów świętych. Niedobrze takiego słowa nie szanować. Ilu wierzących na majówki przychodzi? Nie ma ludzi, to i majówek nie ma. Oddajemy obyczaj, a potem to już tylko o same słowa zostaje wojować. A taki żal…
Nie znałem jeszcze słowa „majówka”, a już poznałem jakiś dyskretny, pociągający urok tego… No właśnie, jak to określić? Nie wiem, spróbuję posłużyć się opisem. Stukanie do drzwi, zaglądają dziewczyny od sąsiadów, takie gdzieś dwunastoletnie. „Pani kierowniczko, czy możemy wziąć Tomka?”. Mama pyta, jakby nie wiedziała, o co chodzi: „Dokąd?”. Starsza tłumaczy: „No, na majówkę”. Oczywiście Mama się zgadza, idziemy. Niedaleko, kilka minut, przy szosie, na której samochodów prawie nie ma, zwłaszcza wieczorem. Okolica zryta lejami po amerykańskich bombach, wojna ucichła tak niedawno. Kapliczka z dzwonkiem na wieżyczce, ołtarzyk z Matką Boską, kwiaty, krata otwarta, wokół gromada ludzi, dla małego Tomka miejsce jest od razu interesujące. Za chwilę zaczynają śpiewać… Tak ładnie, spokojnie. Powtarzają: „módl się za nami”. Zapamiętałem, bo te słowa wracały cały czas. Ale nie były monotonne ani nudne. Przemieszane głosy dzieci i dorosłych, kobiet i mężczyzn tworzyły uspokajające tło. Do malca treść jeszcze nie dociera, ale owo tło zapisuje się w pamięci na całe życie. Potem któraś ze starszych pań czyta coś, potem jeszcze modlitwa, której słowa znam na pamięć: „Zdrowaś, Maryjo, łaskiś pełna, Pan z Tobą…” – ze wszystkimi powtarzam je aż do „amen!”. I jeszcze inne modlitwy, jest też fragment opowiadania, ale o czym? Nie miałem pojęcia, ale mimo to przykuwało uwagę. Starsza z opiekunek cały czas tuli i trzyma mnie za rękę – obiecała pilnować, a przy tym obie lubiły mnie jak maskotkę. Zanim odprowadziły do domu, brały mnie do siebie, bawiliśmy się razem, było wesoło. A do domu miałem tylko przez drogę… To była powojenna majówka we wsi, gdzie ani kościoła, ani księdza nie było. Ale była majówka…
A teraz… A teraz, już od jakiegoś czasu, powtarza się słowo „majówka” – wszelako w innym znaczeniu i kontekście. Na tę współczesną majówkę nie idzie się, a jedzie „wypasioną kiją” lub czymś podobnym. Im bardziej wypasione, tym lepsze. Dokąd? Oczywiście, do „Zakopca”, mniej zamożni do Karpacza. Najzamożniejsi też do Karpacza, ale w takie miejsce, które chyba i z księżyca widać. Przepraszam, są celujący jeszcze wyżej. Oni nie pojadą, tylko polecą. Dokąd? Aaa, może być Cypr. To dla mniej zamożnych. Dla tych „bardziej” wybór też spory. Ale… ale gdyby moje kochane opiekunki choćby do Zakopanego pojechały, nie miałbym ich, nie byłoby śpiewanej modlitwy, na koniec zaś nie byłoby wygłupów z chrabąszczami i piszczącymi wniebogłosy dziewczynami.
A było coś jeszcze. Pojęcia nie miałem wtedy, dziś wiem niewiele więcej. Moje sąsiadki, podejrzewam, wiedziały tyle samo. Zatrzymuję się przy wołaniu: „Królowo pokoju!”. Ta zryta bombami ziemia… Ja byłem z rodziny polskiej, przywiezionej na Śląsk po ustaniu światowej wojny. One były z rodziny niemieckiej, a raczej dwujęzycznej, której pozwolono na Śląsku zostać. Wtedy o tych sprawach się nie mówiło. Mały Tomek zielonego pojęcia nie miał, owe dziewczyny i całe ich pokolenie coś wiedziało, przede wszystkim zaś to, że na te tematy pisnąć nie wolno. Czy ma to coś wspólnego z majówką? Ależ oczywiście. Majówkowe pieśni, litanię śpiewano po polsku. Wygłupy dzieci też były po polsku. No, czasem komuś wyrwało się jakieś niemieckie słowo, wszyscy udawali, że nie słyszą. Sztuczne? Myślę, że nie. I że problem jest bardziej złożony, a na pewno wspólna wiara, wspólna majówka, jesienią wspólny Różaniec, zimą kolędy łączyły i jednoczyły tych, których los postawił po różnych stronach wojennego frontu. I ta sama myśl odwrócona: gdzie wiary nie ma, tam i ludzkiej jedności zbudować nie sposób.
Słowo „majówka” należy do skarbca słów nietykalnych, świętych, pięknych. Niedobrze takiego słowa nie szanować. Niedobrze spłaszczyć jego znaczenie na wycieczkowo-rozrywkowe. Wiem, ktoś mi powie: księże, samiście odebrali temu słowu znaczenie. Ilu wierzących na te wasze majówki przychodzi? Nie ma ludzi, to i majówek nie ma. A my zbędnemu słowu nadaliśmy inne znaczenie i tyle. I coś w takiej ripoście jest. Oddajemy obyczaj, a potem to już tylko o same słowa przychodzi wojować. A przecie żal zostaje…