Medialna działalność duchownych – blaski i cienie

Tomasz Krzyżak 11 czerwca 2025, 19:00 źródło: https://deon.pl/

„Salwatorianie zakazali działalności medialnej ‘księdzu z osiedla’”, „Kontrowersje wokół działalności medialnej ks. Rafała Główczyńskiego. Dostał upomnienie od przełożonych”, „’Ksiądz z osiedla’ upomniany za słowa o aborcji. Otarł się o zakaz medialnych wypowiedzi”, „Przełożeni upomnieli ‘Księdza z osiedla’. Poszło o wypowiedź o aborcji” – to tylko kilka tytułów z internetowych serwisów w sprawie ostatnich wystąpień ks. Rafała Główczyńskiego, niezwykle popularnego w mediach społecznościowych salwatorianina.
Wieść o „zakneblowaniu” księdza-celebryty lotem błyskawicy rozeszła się po sieci. Informowały o niej media związane z Kościołem, jak i te, którym nie jest z Kościołem specjalnie po drodze. Nic dziwnego. Ksiądz znany, wypowiedź kontrowersyjna, reakcja władz zakonnych szybka i zdecydowana, a konsekwencje dość surowe: upomnienie i tymczasowy zakaz wystąpień medialnych.
O co poszło? O wypowiedź, w której ksiądz Rafał stwierdził, że Kościół dopuszcza aborcję w sytuacji zagrożenia życia matki. Po krótkiej, acz intensywnej burzy medialnej ks. Rafał publicznie oświadczył, że nie miał na celu podważania nauki Kościoła, a nieporozumienie wzięło się z jego „tendencji do uproszczeń i czasem chaotycznych wypowiedzi”. Upomnienie przyjął, przeprosił, opublikował sprostowanie. W efekcie tymczasowy zakaz występów w mediach cofnięto.
Oczywistym jest, że całego zamieszania można było uniknąć. Po pierwsze i najważniejsze: ksiądz powinien uważać na to, co mówi i jak mówi. Gdyby był precyzyjny w swoich wypowiedziach sprawy by nie było. Ale… Po drugie. Władze salwatorianów chyba nieco zbyt pochopnie sięgnęły po dość surową karę, jaką jest zakaz wystąpień, a potem bardzo szybko się z niej wycofały. Zrobiły to jednak wtedy, gdy temat zaczął żyć w internecie, gdy wybuchła medialna burza. Ostatecznie wyszło tak, jakby zakaz cofnięto w wyniku nacisków zewnętrznych i strachu przez zarzutami kneblowania popularnego księdza. Zwłaszcza, że komentując całe to zamieszanie internauci wyrażali solidarność z ukaranym księdzem i nie pozostawiali suchej nitki na jego przełożonych. Tymczasem ich reakcja była prawidłowa, choć jak wspomniałem można mieć zastrzeżenie, co do surowości środka karnego.
Nie dalej jak dwa lata temu głośno było o wydanym przez Konferencję Episkopatu Polski dekrecie określającym „zasady występowania duchownych, członków instytutów życia konsekrowanego, stowarzyszeń życia apostolskiego i niektórych wiernych świeckich w mediach”. Jego publikacji towarzyszyły spore emocje, a autorów krytykowano. Odium tej krytyki skupiło się na zasadach obecności duchownych w mediach społecznościowych, bo dekret nakazuje im umieszczenie w profilach jasnej i czytelnej informacji o tym, że są kapłanami. Identyfikacja ta może polegać na zamieszczeniu zdjęcia z koloratką lub stosownego opisu.
Inne zapisy dokumentu przeszły bez echa, bo właściwie nie ma w nich kontrowersji. Jeden z punktów tego dokumentu mówi wprost: „duchowni, osoby konsekrowane i członkowie stowarzyszeń życia apostolskiego zobowiązani są do wiernego przekazu nauki katolickiej”. I dalej: „powinni cechować się wiernością nauce Ewangelii, rzetelną wiedzą, odpowiednimi kompetencjami, roztropnością odpowiedzialnością za wypowiedziane słowo, troską i umiłowaniem prawdy, szacunkiem wobec innych i szczerym poszukiwaniem wspólnego dobra”. Zaznaczono również wyraźnie, że „w przypadku poważnego naruszenia powyższych przepisów ordynariusz własny lub własny wyższy przełożony, na którym spoczywa odpowiedzialność czuwania nad tym, by wiara i obyczaje nie doznały uszczerbku, ma obowiązek wydać stosowne polecenia, wprowadzić konieczne ograniczenia, a w uzasadnionych przypadkach wymierzyć przewidziane prawem sankcje, w tym sankcje karne”. Tu należy zaznaczyć, że dokument ten został zatwierdzony przez Stolicę Apostolską, nie ma zatem żadnej „samowoli” KEP.
Salwatorianie działali zatem dokładnie tak, jak nakazują im to przepisy. Zwłaszcza, że prawo wręcz nakłada na nich taki obowiązek. Chociaż – i tu powtórzę się po raz kolejny – wydaje się, że sankcja była zbyt surowa. Sprawa ks. Główczyńskiego pokazuje jednak, że przełożeni mają narzędzia do tego, by nieco „stopować” tych duchownych, którzy w mediach w wielu kwestiach podważają nauczanie Kościoła. Szkoda jedynie, że niezwykle rzadko po nie sięgają.

Autor: Tomasz Krzyżak

 

Przejdź do treści