Można być bardzo pobożnym
Grzegorz Kramer dodane 21 sierpnia 2025; źródło: https://www.facebook.com/grzekramer
rdsoepSotnz.0ahl211 35m9la01d57uo91g31tua84913g38g0gf68h9f26 •
Można być bardzo pobożnym czy religijnym człowiekiem. Można robić w imieniu Jezusa wielkie cuda, można znać wszystkie nabożeństwa (litanie, pierwsze piątki, soboty, różańce), znać objawienia Maryjne, jeździć za znanymi charyzmatykami, szukać najlepszych liturgii w mieście czy zachwycać się wspaniałymi kaznodziejami. Można słuchać długich nauk i kazań. Można to wszystko robić, wiedzieć i pewnego dnia usłyszeć: nie znam was. Można czuć się wybranym, bo jest się w Kościele, bo jest się zaangażowanym, bo w przeciwieństwie do dzieci, wnuków, sąsiadów „chodzi się do kościoła”.
Często słyszymy o ludziach, którzy ciągle wymyślają „nowe akcje” pobożne i mające uratować rodzinę, świat czy Polskę. W Kościele można spotykać ludzi, którzy zaliczają, jedno po drugim, duże ewangelizacyjne spotkania, najlepiej ze znanym mówcą. Coraz mniej spotykam ludzi, którzy szukają (i znajdują) Boga w tym, co jest małe. Nie, to nie jest apatyczne nic nie robienie, ale zwykłe codzienne odkrywanie obecności Boga i ucieszenie się z tego, co mam, by później to przekładać na bycie tym, który czyni sprawiedliwość, czyli bycie dobrym w opiniach i działaniu dla innych.
Kluczem są ciasne drzwi. Jednak nie drzwi uczynków, pobożności czy moralności. Drzwi łaski. To On nas zbawia, nie nasze zabiegi i cudowności. Ciasne drzwi, ciasna brama to obrazy, w których Jezus nam pokazuje wyraźnie, kto w naszej relacji z Nim jest Panem. I kto zbawia. Warto się pytać po co jestem z Jezusem? Czy jestem po to by lepiej się czuć, mieć poczucie przynależności, zdrowia, odpowiedzi na pytania, widzenie lub czynienia cudów? Bycie człowiekiem wiary jest dość niebezpieczne, bo zawsze rodzi się w nas pokusa bycia bogiem, która jest schowana za naszą pseudo pokorą mówienia: ja jestem tylko narzędziem. W rzeczywistości nie wierzymy już w darmową łaskę, ale chcemy „pokazać” jak bardzo wierzymy. Trzeba dużej szczerości wobec siebie i Boga, by powiedzieć, że potrzebuję łaski. To zbawienie z łaski to uznanie, że nie jestem bogiem, że nie mogę się zbawić swoimi siłami. Pan zna nasze myśli, nasze serca, czyli to wszystko, co jest ukryte przed ludźmi, co chcemy innym pokazać. Oczywiście, nie chodzi, by się Go bać, bo wszystko wie, ale by świadomość tego dawała nam wolność, że nie musimy przed Nim grać, możemy być wolni.
A co z uczynkami? Są potrzebne, ale nie jako zapłata za zbawienie, za miłość. One są wyrazem tego, że czuję się kochany i chcę się miłością z innymi podzielić. Kiedy je ustawiamy w takiej kolejności jest większa szansa na bezinteresowność.
Jezus mówił, że mają odstąpić ci, co dopuszczają się niesprawiedliwości. Nie chodzi o nasze grzeszki, ale o to, czy nie byliśmy zamknięci na tych, co mają mniej od nas. I znów, nie tylko pieniędzy, ale mądrości, rozumienia życia i wiary. Można myśleć, że się jest skromnym (również w duchowości) i gardzić tymi, którzy jednak próbują zasłużyć na zbawienie. Wtedy jesteśmy tymi, którzy mogą usłyszeć: „nie znam was”.
Chodzi o to, byśmy się Jezusa uczepili, uznali, że Go potrzebujemy.
Albo ja, albo ON jest Bogiem. Jeśli ja, to będę wyłączony (OFF).