Narzucona prawda nie jest Prawdą, a Kościół nie jest twierdzą
Wojciech Żmudziński SJ 11 lipca 2025, 09:23 źródło: https://deon.pl/
Miejsce warowne. Takie ma znaczenie łacińskie słowo „castellum”, od którego pochodzi słowo „kościół”. Greckie „ecclesia”, występujące w Nowym Testamencie na określenie zgromadzenia wiernych, nie przebiło się. I tak „ecclesia” została „kościołem” – czyli zamkniętym, otoczonym murem, niedostępnym zamkiem obronnym. A że powtarzane słowa kształtują świadomość, przyzwyczailiśmy się traktować „kościół” jako miejsce schronienia przed wrogami, a nie jako Lud Boży podejmujący ryzyko wyjścia ze strefy komfortu, misyjny i otwarty na każdego.
Maciej Biskup OP w swojej najnowszej książce „Chrześcijaństwo spotkania” tłumaczy, że „ecclesia” to prowizoryczny namiot spotkania, rozbity na wietrze pośród pustyni, to nic innego jak ubogi lud niemający stałego miejsca, będący ciągle w drodze. Otoczenie murami tak mizernej egzystencji mogłoby tylko śmieszyć. Ani powłóczyste szaty, ani uroczyste gesty, nie skryją prowizorki i niepewności. „Kropimy, poświęcamy, mamroczemy” – pisze Czesław Miłosz w wierszu zatytułowanym „Sens”. Przemawiamy i napominamy, zamiast więcej słuchać i rozmawiać. I trzymać się po prostu razem wspierając w tej wędrówce najsłabszych.
Prawda objawia się tylko w spotkaniu
Uważamy, że jesteśmy właścicielami prawdy, którą przez wieki narzucaliśmy innym i której broniliśmy ogniem i mieczem. Niewielu rozumiało tajemnicę cichej betlejemskiej groty i z trudnością przyjmowało prawdę o słabości Boga. Oczekiwaliśmy od Boga działania, albo przynajmniej jasnych deklaracji. Nie chcieliśmy przyjąć do wiadomości, że gdy bezbronny Bóg milczy – słucha z uwagą, z przejęciem wsłuchuje się w nasze historie, często nieprzewidziane, i płacze razem z nami, również z powodu własnego milczenia.
Benedykt XVI w swojej adhortacji Ecclesia in Medio Oriente pisał, że: “niewłaściwe jest twierdzenie w sposób wykluczający: «posiadam prawdę». Prawda nie jest czyjąś własnością, lecz zawsze jest darem, który wymaga wysiłku do coraz głębszego przyswajania prawdy. Prawdę można poznawać i żyć nią tylko w wolności, dlatego nie możemy narzucać prawdy drugiej osobie; objawia się ona tylko w spotkaniu, które przenika miłość” (nr 27).
„Chrześcijaństwo spotkania” o. Macieja Biskupa OP to książka o otwartości i hojności, o tajemnicy oczekiwania na kogoś, kto jest zupełnie inny. Zdaniem autora nie ma innego chrześcijaństwa jak to, które realizuje się w spotkaniu, które wyzwala człowieka z monologu i samowystarczalności, wydobywa go z otchłani najróżniejszych rodzajów wyobcowania. Dojrzały chrześcijanin widzi Chrystusa we wszystkim i w każdym, bo „sakrament ołtarza” traci sens bez „sakramentu brata” [i siostry].
Relacje podniesione do rangi Najświętszego Sakramentu
Poza zgromadzeniem wiernych nie ma „sakramentu ołtarza”, nie ma Eucharystii, bo Komunia i Lud Boży stanowią dwa niezbędne aspekty tej samej tajemnicy. Troska o osobę potrzebującą nie jest więc kwestią społecznej moralności, lecz – jak nauczał Św. Jan Chryzostom – wyrazem sakramentalnego pojmowania moralności. Relacja człowieka do człowieka jest ściśle związana z karmieniem się Ciałem i Krwią Jezusa Chrystusa i ma rangę Najświętszego Sakramentu. Dlatego „pogardliwy język używany wobec uchodźców”, brak szacunku wobec osób mających inną historię życia, inne preferencje polityczne czy wiodących inny styl życia, są znieważeniem Eucharystii.
Maciej Biskup zachęca w swojej książce, by wsłuchać się w innego człowieka, spojrzeć potrzebującym w oczy i nawiązać z nimi osobistą relację, bo inaczej – nasza Komunia będzie niepełna.
Irlandzka piosenkarka, Sinéad O’Connor, która poprzez swoje utwory była zawsze obecna w życiu ojca Macieja, przytacza w swoich wspomnieniach wydarzenie, które miało miejsce w Wielki Piątek „w nowojorskiej knajpce pełnej białych ludzi. W drzwiach pojawił się Afroamerykanin […] Ten mężczyzna nie pasował do takiego towarzystwa, więc kierownik knajpy zawrócił go i wyprowadził. Byłam dość zszokowana, bo takie rzeczy nie wydarzają się w moim kraju. Minutę później, a raczej pięć, facet powrócił. I zrobił coś, co wydawało się mi najbardziej niezwykłą rzeczą, jaką może zrobić człowiek. Wszedł do restauracji na głębokość może pięciu metrów, rozłożył ramiona i powiedział: Czy może mnie ktoś przytulić? Czy może mnie ktoś po prostu przytulić? Geniusz, pomyślałam. Ruszyłam ku niemu i wskoczyłam na niego jak małpka. Byłam jedyną osobą, która to zrobiła. Rzuciłam mu się w ramiona jak dziecko, oplatając go nogami w talii. Długo tak na nim wisiałam”.
Czytając to, wyobraziłem sobie uroczystą mszę w warszawskiej katedrze i wchodzącego do niej ciemnoskórego uchodźcę. Zobaczyłem oczyma wyobraźni, jak staje przed siedzącymi w ławkach ludźmi i pyta łamaną polszczyzną: Czy może mnie ktoś przytulić?
Czy rzeczywiście jesteśmy miłosiernym Ludem Bożym, który stawia w centrum swojej troski najsłabszych, najbardziej kruchych i poranionych, czy raczej jesteśmy ludźmi, dla których sztywne rytuały stały się usprawiedliwieniem braku czułości? Z łatwością przychodzi nam widzieć zagrożenia, problemy, dane statystyczne, ale z trudem dostrzegamy człowieka.
Uważna lektura książki dominikanina umocniła moją wiarę w piękno chrześcijaństwa, bo o jego żywotności nie świadczą posiadane wpływy i podboje, lecz życzliwość i gościnność.
Gość w dom, Bóg w dom
Gościnność zakłada inność – pisze autor i przytacza wypowiedź Anny, która na swoim blogu komentuje brak życzliwości wobec uchodźców: „Nie boję się inności. […] Boję się nienawiści. […] Bo jeśli ktoś stracił ojczyznę, dach nad głową, siostrę czy matkę – to według mojej moralności należy mu się moje łóżko. Bo nie potrafię myśleć inaczej”.
Staropolskie powiedzenie „Gość w dom, Bóg w dom” jest uszanowaniem boskości w nędzarzu i tułaczu. „Inny jest Bogiem” – pisze Maciej Biskup. Co nie zmienia faktu, że bywa kłopotliwy i nie zawsze cierpi materialną nędzę. Nieraz i w dostatku jest tak pogubiony, że tylko heroiczna miłość innej osoby może mu pomóc. „Najważniejszym punktem odniesienia nie może być interes państwa czy bezpieczeństwo narodowe, lecz jedynie człowiek” – napisał kiedyś Zbigniew Nosowski, redaktor naczelny „Więzi” komentując dokument KEP o solidarności z uchodźcami.
„Nie można było ugościć nikogo, zapytując naprzód, kto jest przychodzień, ale dopiero, skoro się w nim uszanowało boskość, zstępowało się do ludzkich pytań. I to się nazywało gościnnością – pisał Cyprian Kamil Norwid.
Śnię o Kościele otwartych serc, który walczy nie z człowiekiem, lecz o człowieka, bez narzucania mu prawdy, bo jakże może mu ją narzucać, skoro jej nie posiada. „Objawia się ona tylko w spotkaniu, które przenika miłość”. Tylko w spotkaniu.
Autor: Wojciech Żmudziński SJ