Nie na takiego Boga czekaliśmy
Wojciech Żmudziński SJ 18 kwietnia 2025, 10:51 źródło: https://deon.pl/
Nie chcieliśmy nigdy wodza, który wywiesza białą flagę i daje się przybić do krzyża. Czekaliśmy na władcę, który zapewni nam bezpieczeństwo i uczyni bogatymi, szanowanymi przez wszystkich. Jak w takiej sytuacji czujemy się, oddając cześć „szubienicy”, na której zawisł? Kłaniamy się królowi czy skazańcowi? Zdezorientowani pytamy: Kim jesteś Panie Jezu? Czy na Ciebie czekaliśmy?
Piłat patrząc na pospolitą twarz Jezusa z Nazaretu, którego przedstawiono mu jako króla Izraela, zapytał zdziwiony: „To tyś jest król?”. Jaki król nosi wieniec z cierni zamiast korony? Chyba król błaznów, z którego śmieją się dzieci i obrzucają wyzwiskami.
Przez dwa tysiące lat nie zmieniliśmy się ani trochę. Trudno nam zaufać Bogu, który nie ma wdzięku ani blasku, który jest oszpecony, wzgardzony przez ludzi. Zepchnięty na margines społeczeństwa, zdeptany i oswojony z cierpieniem, niezdolny do odwetu. Przechodzimy obok niego obojętnie. Patrzymy z politowaniem. Przypominając sobie jego obietnice bez pokrycia, jesteśmy gotowi plunąć mu w twarz. Któż chciałby dzisiaj na niego głosować? Kto chciałby wydać za niego swoją córkę lub powierzyć mu wychowanie swoich dzieci?
„Nie znam człowieka” – odpowiada Piotr. Zawiódł nas. Bardzo możliwe, że wszystkie te cuda, o których słyszeliśmy były jedynie dobrze spreparowanym fake newsem. Nie chcemy iść za przewodnikiem, który już raz zaprowadził nas w ślepą uliczkę. Nie znamy go. Nie chcemy go znać. Ale Piłat z drwiną nam o nim przypomina: „Oto człowiek! Oto król wasz!”. Odwracamy głowy. Po co nam tego nieszczęśnika pokazuje?
Przez dwa tysiące lat nie zmieniliśmy się ani trochę. Chcemy Chrystusa na tronie w koronie ze złota. Skąd więc ten tłum w kościele, ustawiający się do adoracji krzyża? Taka tradycja. Nie minie tydzień, a wytłumaczymy sobie, że to był tylko przykry incydent i Jezus przywdzieje iście królewskie szaty, zamieni cierniowy wieniec na najdroższą w świecie koronę i zasiądzie na tronie, aby wziąć odwet na tych, którzy go źle potraktowali. Lubimy historie z happy endem i chętnie powołujemy się na tych, którzy odnieśli sukces. I którzy po chwilowych przykrościach, a może nawet dramatach, żyli długo i szczęśliwie. Trudno nam przyjąć do wiadomości, że życie nie jest po to, by brać, lecz po to, aby je dać.
Jezus, zwycięzca śmierci, piekła i szatana, pozostanie zawsze na krzyżu jako zabity przez nas Bóg. Przypomina nam o tym jedna z prefacji wielkanocnych: „Raz ofiarowany, więcej nie umiera, lecz zawsze żyje jako Baranek zabity”. W jego porażce jest nasze życie, w jego ranach nasze uzdrowienie. Rozczarowani? Innego króla nie będzie. Nie będzie cudotwórcy, który umili nam życie. Nie będzie wodza, który zatrąbi w róg, wzywając do walki z niewiernymi. Jest tylko jeden Chrystus, który wisi na tronie krzyża z cierniową koroną na głowie. Jego zwycięstwa nie zrozumie człowiek przekonany, że słabość nie ma mocy i że śmierć nie może prowadzić do życia.
Trzeba się zbroić i wzywać świętych, aby nasze pociski nie chybiały celu. Czy nie tak myślimy? Tylko wzniesione mury mogą nas ocalić. Czy nie taką wiarę wyznajemy? Boga wiszącego na krzyżu niesiemy wysoko nad głowami ludzi jak dobrą wróżbę na szczęśliwą wygraną, na cudowne ocalenie. Zapominamy, że ten, „kto będzie się starał zachować swoje życie, straci je” (Łk 9, 24). Kim jesteś Panie Jezu i dlaczego miłość, którą uważasz za najsilniejszą broń, prowadzi na krzyż? Czy na Ciebie czekaliśmy? Czy nie zmarnowaliśmy dwóch tysięcy lat?
Autor: Wojciech Żmudziński SJ