Pismo Święte to nie teksty z archiwum, lecz żywe słowo Boga

ks. Mateusz Tarczyński 26 stycznia 2025, 08:30 źródło: https://deon.pl/

Dzisiaj w Kościele przeżywamy tzw. Niedzielę Słowa Bożego, która ma nam przypomnieć o tym, jak ważne jest Pismo Święte w życiu wierzącego. Odczytane słowo zaprasza nas do głębszego wejścia w relację z Bogiem. On mówi, ale i oczekuje, że to Jego słowo przyjmiemy, rozważymy i zastosujemy w codziennym życiu, stając się w ten sposób Jego świadkami – przez nasze postawy, decyzje i czyny promieniujące Ewangelią.
W pierwszym czytaniu widzimy Ezdrasza i Nehemiasza, którzy gromadzą lud Izraela, by publicznie odczytać Prawo. To, co uderza w tym fragmencie, to niesamowity szacunek do księgi Prawa oraz świadomość, że słuchają słowa samego Boga. Widać to w ich gestach. Ezdrasz stoi na podwyższeniu, a lud powstaje, gdy ten otwiera księgę. To zewnętrzne zachowanie jest znakiem wewnętrznej postawy uwielbienia, wdzięczności i czci. Warto to przełożyć na naszą postawę. Gesty mają nam pomagać wejść w modlitwę i uświadomić sobie, że słowo, którego słuchamy, jest święte. My, słysząc słowa Ewangelii, także powstajemy, a na koniec odpowiadamy: „Chwała Tobie, Panie”, wyznając, że to jest słowo samego Chrystusa. Ale czy nasze serce idzie za zewnętrzną postawą? Czy jest to tylko rytuał, czy też raczej wyraz uznania, że w tej chwili mówi do nas Bóg i mamy zrobić wszystko, by to Słowo przyniosło owoc w naszym życiu?
Szacunek do Słowa Bożego przekłada się też na to, jak i czy czytamy Pismo Święte. Czy mamy w swoich domach jakieś specjalne miejsce, gdzie przechowujemy Biblię, gdzie możemy się spokojnie w nią zagłębić? Czy znajdujemy przynajmniej kilka minut dziennie, żeby uważnie przeczytać choć mały fragment Ewangelii? W dobie smartfonów mamy dostęp do Biblii, kiedy tylko chcemy – nie ma wymówek, że to trudne, nieosiągalne czy kosztowne.
Ale najważniejsze jest to, by usłyszane bądź przeczytane Słowo zastosować w życiu. Bez wprowadzania go w czyn będziemy jedynie słuchaczami, którzy po jakimś czasie zapomną o tym, co usłyszeli. Wypełnianie Słowa czasem bywa trudne, ponieważ wymaga rezygnacji z egoizmu, dumy i wygody. Dlatego też, kiedy Izraelici usłyszeli słowa Prawa, zaczęli płakać. Słowo poruszyło ich sumienia – dostrzegli swoje grzechy i zaniedbania. Mimo to Nehemiasz i Ezdrasz zachęcają: „Nie bądźcie smutni i nie płaczcie! (…) A nie bądźcie przygnębieni, gdyż radość w Panu jest waszą ostoją” (Ne 8,9.10). Słowo Boże może nas czasami bardzo zaboleć, bo odsłania przed nami nasze słabości. Ale nie chodzi o upokorzenie, lecz o to, czego można doświadczyć później – nadziei i pokoju wynikających z obecności Boga, którego Słowo nie jest listą moralnych nakazów i zakazów, lecz żywym i pełnym miłości Słowem.
Łatwo zapomnieć, że Biblia nie jest tylko zbiorem starożytnych tekstów. Wystarczy spojrzeć wokół, przyjrzeć się naszemu życiu – jak bardzo jest dynamiczne, ileż to informacji i newsów do nas dociera, bo ciągle coś się dzieje. Często dużo czytamy, a mało zatrzymuje się w naszych sercach. A Bóg wciąż mówi do nas przez Pismo Święte. Nie traktujmy Biblii jak jedną z wielu książek, do tego jeszcze z rzadka otwieraną! To jest Słowo zawsze żywe i zawsze aktualne!
W drugim czytaniu mierzymy się z wymagającym fragmentem Pierwszego Listu do Koryntian, w którym Paweł Apostoł kreśli przed nami wizję Kościoła. Jest on trudny, bo zdaje się, że bardzo teoretyczny, by nie powiedzieć, że nawet utopijny – jesteśmy członkami jednego ciała, którego głową jest Chrystus. Ten obraz przypomina nam jednak przede wszystkim o tym, że wiara nie jest prywatną sprawą – chrześcijaninem jest się we wspólnocie ochrzczonych, którzy są „napojeni jednym Duchem” (1 Kor 12,13).
Fundamentem kościelnej wspólnoty jest Słowo Boże – uczy nas, jak żyć, karmi naszą tożsamość i wskazuje kierunek dalszej drogi. Jeśli będziemy traktować Biblię wyrywkowo, bez kontekstu i próby zrozumienia, co Bóg mówi do całego Kościoła, to łatwo odpadniemy od prawdziwego ducha Ewangelii, a biblijne cytaty zamiast karmić ducha, staną się tylko ciekawostką lub lingwistycznym wyzwaniem. Mamy obowiązek – i zarazem przywilej – karmić się Słowem, dzięki któremu rozumiemy, do czego Bóg nas w Kościele powołuje – do budowania jedności, do wzajemnej troski, do współodczuwania i współpracy. W tym sensie Pismo Święte nie jest jedynie narzędziem dla prywatnej modlitwy i rozwoju duchowego, ale również „konstytucją” wspólnoty, która ma misję głoszenia światu Ewangelii słowem i przykładem życia.
„Wielu już starało się ułożyć opowiadanie o zdarzeniach, które dokonały się wśród nas (…)” (Łk 1,1). Ewangelista Łukasz podkreśla w ten sposób, że nie chce pisać bajki czy legendy, lecz wiarygodnie przekazać prawdę o Jezusie Chrystusie – o tym, co mówił i czynił. Zaraz potem odczytywana dziś perykopa przenosi nas do synagogi w Nazarecie, gdzie Jezus czyta fragment z Księgi Izajasza: „Duch Pański spoczywa na Mnie, ponieważ Mnie namaścił i posłał Mnie (…)” (Łk 4,18). Po czym dodaje: „Dziś spełniły się te słowa Pisma, któreście słyszeli” (Łk 4,21). W ten sposób ujawnia swoją tożsamość – jest zapowiedzianym Mesjaszem. Jezus mówi jasno i bez niedomówień: „To się właśnie dzieje. Tu i teraz. We Mnie”.
Ta scena odsłania jedną z najgłębszych prawd: Słowo Boże prowadzi do Jezusa, a Jezus jest wypełnieniem Słowa. Stary Testament, proroctwa, zapowiedzi – wszystko to ukierunkowywało na przyjście Mesjasza. I oto On stoi w synagodze i mówi: „To ja jestem tym, o którym czytaliście tyle lat”. Bez Jezusa Biblia pozostanie niekompletna. To Chrystus jest kluczem do jej zrozumienia – jest jej sercem i duszą. Spotkanie z Nim w Słowie to spotkanie z Bogiem żywym i prawdziwym, który mówi do nas także dziś.
Dla mieszkańców Nazaretu to, co objawił im Jezus, było szokujące – przecież On dorastał w ich mieście, znali Go jako syna Józefa. Czytając dalej Łukaszową Ewangelię dowiemy się, że wielu zgorszyło się Jego wystąpieniem. Jednak Jezus jasno określa swoją tożsamość: jest Mesjaszem, Bożym Synem, posłanym, by leczyć złamanych na duchu, przynosić wolność jeńcom i ubogim głosić Dobrą Nowinę. A kim dla mnie jest Jezus? Historyczną postacią, ciekawą osobowością, nauczycielem etyki? Czy też jednak żywym Bogiem, Panem mojego życia, który daje mi światło i moc każdego dnia?
Misja Jezusa dotyczy konkretnych ludzi. To nie jest jakaś abstrakcyjna, wydumana ideologia. Ewangelia zawsze skierowana jest do człowieka z krwi i kości. Jest głoszona nam i dotyka naszych potrzeb, lęków i ran. Jezus chce otwierać oczy tym, którzy nie widzą prawdy, przynosić wolność tym, którzy są zniewoleni przez grzech czy inne życiowe sytuacje, chce uzdrawiać wszystkich zranionych na duchu i ciele. A w czym ja potrzebuję uzdrowienia? Gdzie w moim życiu brakuje wolności? Czy pozwolę na to, by Słowo Boże obdarzyło mnie nową nadzieją i otworzyło oczy na obecność Pana w codzienności?
Jeśli chcemy faktycznie spotkać Jezusa, wejść z Nim w głębszą relację, musimy sięgać po Biblię i dawać jej przestrzeń w naszej codzienności. Niech to będzie moment przebudzenia w nas pragnienia, by Słowo Boże stało się żywe i skuteczne w naszym życiu – by kształtowało nasze myślenie, uzdrawiało naszego ducha, rozjaśniało mroki serca i prowadziło do miłości.

Autor: ks. Mateusz Tarczyński

 

Skip to content