Planowanie wakacji może wykończyć
Planowanie wakacji może wykończyć. W naszej rodzinie ratuje nas te sześć zasad
Agata Rusek 24 czerwca 2025, 11:05 źródło: https://deon.pl/
Planowanie wakacji dla rodziny może wykończyć już na starcie. Fot. Depositphotos.com
Planowanie wakacji może już na wejściu matkę czy ojca wykończyć. Mnie osobiście pomaga trzymanie się kilku zasad. Pomagają mi one nie tracić zbyt wiele energii na przeszukiwanie internetów i zastanawianie się, jak odpocząć, by odpocząć. Gdy wszelkie znaki na niebie i ziemi pokazują, że trzeba w te wakacje pogodzić ogień i wodę (wizytę na Krupówkach z ignacjańską medytacją), biorę głęboki oddech, siadam do biurka przed kalendarzem i zaczynam układać rodzinny wakacyjny tetris. Podpowiedzi, jak to zrobić minimalnym kosztem, ale jednak z sukcesem, jest sześć.
„Mental load” i planowanie wakacji
Czy kojarzycie może pojęcie „mental load”? To dość popularne na matczynych forach internetowych określenie na coś, co w języku polskim nazywa się chyba po prostu „obciążeniem codziennością”. Kryje się za nim nie tylko psychiczna konsekwencja podejmowanego codziennie fizycznego wysiłku opiekuńczego, lecz także cały ten ukryty ogrom emocji i decyzji, jakie są nieodłącznie związane z funkcjonowaniem i zarządzaniem organizacją zwanej „domem”.
Wiecie – ten niewymierny, ale jednak pochłaniający ludzką energię koszt pamięci – znajomości wszystkich niuansów żywieniowych potomstwa, przewidywania i zapobiegania potencjalnym konfliktom, organizacji logistyki i weryfikacji miliona wiadomości, którymi każdego dnia bombardowany jest rodzic. Gdy na horyzoncie coraz wyraźniej majaczą wakacje, najbardziej cieszy mnie szansa na złapanie oddechu właśnie w tym zakresie. Nie będzie trzeba śledzić (choćby jednym okiem, ale jednak!) tych wszystkich grup rodzicielskich, pamiętać, które dziecko kiedy i gdzie jedzie na wycieczkę, gdzie jest impreza urodzinowa kolegi, a gdzie Dzień Niebieskiej Kropki, na który wszystkie przedszkolaki powinny przyjść w stosownych kolorach lub kształtach. Juhu! Zanim jednak mój „mental load” zostanie nieco odciążony, pozostaje jeszcze jeden, ostatni „ładunek” do tego koszyka rodzicielskiego obciążenia: zaplanowanie naszych wakacji. Paradoksalnie to jest coś, co pożera sporo energii, ale ten wydatek jest (przynajmniej w naszej rodzinie) niezbędny, byśmy podczas wakacji naprawdę odpoczęli.
Wiedzieć, co nas i naszą rodzinę rzeczywiście… męczy
Nie mam tu na myśli drobiazgowego rozpisania checklisty odpoczywania, której potem trzeba się bardzo skrupulatnie trzymać. Chodzi mi raczej o to, że w rodzinie ciągle uczymy się rozpoznawać, co nas wszystkich i każdego z osobna rzeczywiście męczy. Czasami – jak u nas – bywa tak, że pod jednym dachem mieszkają np. sangwinicy, cholerycy i flegmatycy. Każdego z nich męczy co innego, każdy ma swoje ulubione formy aktywności, każdy w innymi tempie wypoczywa, a im młodsi, tym mniej wiedzy o sobie samym mają.
Na tym tle bardzo wyraźnie widzę, że warto zabiegać o wspólnie przeżyty czas urlopu, ale jednocześnie wiem, że nie złapiemy rzeczywiście oddechu w tej konstelacji, jeśli nie znajdzie się ktoś, kto ogarnie, zaproponuje i – być może nieco w duchu monarchii absolutnej (oczywiście oświeconej) – nada rodzinnemu gronu odgórnie jakiś kierunek i ramki. Rodzic jest naturalnie predestynowany do tej roli. Bo to on zazwyczaj pamięta o tych wszystkich niuansach temperamentów, charakter(k)ów, dotychczasowych doświadczeniach (to się sprawdziło, a to nie!) i potrafi skorzystać z wiedzy powszechnie dostępnej (np. takiej, że scrollowanie męczy, a nie relaksuje). Co nie zmienia faktu, że takie planowanie wakacji może już na wejściu matkę czy ojca wykończyć. Jak zatem zminimalizować ryzyko nadmiernego „mental loadu”?
Planowanie wakacji może wykończyć już na starcie
Mnie osobiście pomaga trzymanie się kilku zasad. Pomagają mi one nie tracić zbyt wiele energii na przeszukiwanie internetów i zastanawianie się, jak odpocząć, by odpocząć. Ta lista oczywiście w jakiś sposób ewoluuje wraz z wiekiem dzieci i naszym, ale jej podstawą jest uważna obserwacja naszej rodzinnej codzienności. Jako mama widzę całkiem wyraźnie, kiedy fizyczne zmęczenie pomaga nam w psychicznym odpoczywaniu, a kiedy trzeba nam tylko i wyłącznie ciszy i odosobnienia. Gdy wszelkie znaki na niebie i ziemi pokazują, że trzeba w te wakacje pogodzić ogień i wodę (wizytę na Krupówkach z ignacjańską medytacją), biorę głęboki oddech, siadam do biurka przed kalendarzem i zaczynam układać rodzinny wakacyjny tetris. Podpowiedzi, jak to zrobić minimalnym kosztem, ale jednak z sukcesem, jest sześć.
Po pierwsze: natura!
Jak wakacje, to natura, natura i jeszcze raz natura. W naszych planach musi być przestrzeń, gdzie będzie można spokojnie odciąć się od elektronicznych bodźców i czy słońce, czy deszcz uprawiać kąpiele leśne, łąkowe spa czy przyrodnicze masaże duszy. Naprawdę nie musimy cieszyć oczu krajobrazami tropikalnej wyspy, by zachwycić się pięknem Bożego stworzenia. Jak Polska długa i szeroka, wszędzie można znaleźć zakątek, który pozwoli zaczerpnąć z dobrodziejstwa tego, jak niesamowicie piękny jest świat.
Po drugie: nie twórz logistycznego planu idealnego. Wybierz mniej
Dla tych z nas, którzy mają w sobie nienasycony głód wiedzy, trzeba uwzględnić takie „punkty programu”, które pozwolą poznać nieco historii, kultury, dowiedzieć się czegoś nowego. Tu z pomocą przychodzi oczywiście internet, ale z jednym zastrzeżeniem: warto ograniczyć się do jednej czy dwóch konkretnych stron (najlepiej takich, którą podpowiedział ktoś zaufany) i po prostu powiedzieć sobie na głos, że nie musimy zobaczyć wszystkiego. Wielokrotnie doświadczyliśmy, że w tym nadmiarze opcji (przewodników, blogów, pasjonackich witryn internetowych), które mamy na wyciągnięcie palca w smartfonie, można utonąć i skutecznie „zawiesić” swoje sensory na Kompilacji Najbardziej Idealnego Planu Wakacyjnego W Historii Rodziny. Ta jedna zasada: podejmij decyzję i skorzystaj z jednego przewodnika, wykorzystaj jeden plan podróży, wybierz jeden szlak – nam oszczędza czas i energię. I sprawia, że bardziej skupiamy się na tym, co postanowiliśmy zobaczyć, a nie na logistyce połączenia różnych atrakcji.
Po trzecie: deleguj zadania dzieciom
Jako rodzic dbam o emocje – swoje i moich bliskich. Po pierwsze: wysłuchuję, daję się wygadać i próbuję za opowieściami usłyszeć to, co nie zostaje zwerbalizowane. Czy doskwiera bardziej brak snu, czy może samotność, czy może chodzi o to, że pragnę poznać coś nowego, zmienić przestrzeń itd. Po drugie, co – jak widzę – jest równie istotne, od połowy czerwca buduję „narrację” – „Hej, rodzinko, już wkrótce jedziemy odpoczywać, a żebyśmy szczęśliwie dopłynęli do Portu Relaks, potrzebujemy, by cała załoga wkładała w to wysiłek. Głównie emocjonalny. Byśmy się starali, dbali o siebie nawzajem i pielęgnowali w sobie wzajemną otwartość i zgodę na to, by godzić różne potrzeby”. W tym kontekście dobrze działa (i bardzo przy okazji odciąża psychicznie rodzica) delegowanie zadań. Wciągnięcie wszystkich w dostosowane do wieku odpowiedzialności – np. przygotuj trasę na rodzinną wyprawę rowerową, znajdź w internetach to czy tamto, opracuj przewodnik na ten a ten dzień, zacznij pakować Plecaczek Ratowniczy. Tego typu aktywności pomagają poczuć się współautorem wakacyjnego odpoczynku. To trzyma w ryzach emocje, gdy zbyt blisko zakradną się nuda czy rozczarowanie.
Po czwarte: stwórz wasz osobisty „Plecaczek Ratowniczy”
Zadbanie o Plecaczek Ratowniczy to rzecz, która sprawdza nam się przynajmniej na tym etapie rodzicielskiej przygody, gdy pod jednym dachem mamy i nastolatki, i przedszkolaki. To mała torba, w której zazwyczaj jest blok i farby, ciastolina, gumy do żucia, karty i ciekawa książka. Najlepiej taka, którą można czytać całej rodzinie (czytanie na głos w samochodzie może być naprawdę kapitalną formą odprężenia dla wszystkich – zdarzyło nam się np. krążyć bez celu po osiedlu, bo wszyscy członkowie rodziny tak się wkręcili w historię, że nawet zmęczony 5h trasą tata powiedział, że musimy się dowiedzieć, jak ten rozdział się skończy i zanim zaparkował, wyjeździł z litr benzyny). Taki asortyment pomaga w sytuacjach, które na rodzinnych wakacjach zdarzają się przecież zawsze – gdy ilość lodów, słoneczka i hałasu zanadto przytłoczy albo niespodziewanie utkniemy w korku na autostradzie). Warto o nim pomyśleć zawczasu, nawet jeśli wiąże się to z koniecznością przewidzenia, co może być atrakcyjne i podjęcia kolejnych decyzji (co włożyć, by z plecaczka nie zrobiła się torba z IKEI).
Po piąte: mimo wakacji rutyna to wciąż nasz najlepszy przyjaciel
Wakacyjne eskapady to jednak w praktyce tylko kilka dni w tych dwóch miesiącach. Zatem u progu wakacji jako rodzice powtarzamy sobie i dzieciom bardzo głośno: rutyna to nasz sprzymierzeniec! Owszem, nie ma budzika, ale jasne określenie kilku nieodzownych, określonych punktów programu wakacyjnego dnia (jak ścielenie łóżka czy zjedzenie wspólnego posiłku) pomaga wszystkim realnie odpocząć nie mieć poczucia straconego czasu. Podobnie jak ustalenie sugerowanej godziny pójścia spać – niechże i to będzie północ, ale zadbanie o pewne ramy wspiera całą misterną konstrukcję rodzinnego odpoczywania.
Po szóste: zadbaj o czas i miejsce do spotkania z Bogiem. Bez Niego spokój nie wraca
6) Jeśli mamy wypocząć głęboko i naprawdę, to wiemy, że bez Pana Boga to się nie uda. W naszym planowaniu urlopowego relaksu staramy się zatem zadbać o to, by spotkanie z Nim miało szczególne miejsce. Nie jeździmy na rodzinne rekolekcje w wakacje, ale korzystamy z kościołów, sanktuariów czy klasztorów, które odkrywamy na naszych rodzinnych szlakach. Samo przebywanie w murach takich miejsc daje wytchnienie! W sposób szczególny pielęgnujemy więc czas i przestrzeń na modlitwę. Tak! Jest jej więcej! Ale tylko wtedy, gdy się o to zatroszczymy. W ferworze wakacyjnego rozleniwienia ryzyko, że wypracowany w roku szkolnym kontakt z Panem Bogiem się rozjedzie, jest przecież duże. A przecież ten wolny czas to wielka szansa, by tej Jego Obecności było więcej. I to jest coś, co naprawdę może dać człowiekowi oddech.
U progu lata ogromnie się cieszę na ten czas – swobody i wyjścia z codziennej krzątaniny szkolno-przedszkolnej. Mam nadzieję, że przyniesie on odpoczynek, którego każdy, czy ten mały , czy ten duży, potrzebuje. Patrzę na Pana Jezusa i dudnią mi Jego Słowa „odpocznijcie nieco”. Lubię to Jego życiowe „nieco”. Ono mi przypomina, że to odpoczywanie rzadko kiedy jest „totalne” i że warto o nie zadbać. Nie tyle w szczegółach, co w ogólnych ramach.
Autor: Agata Rusek