Po co robić szum o kawałek opłatka?
Magdalena Urbańska 3 kwietnia 2025, 07:00 źródło: https://deon.pl/
Katolickie portale od kilku dni donoszą o bardzo smutnym wydarzeniu zza oceanu. Podczas „czarnej mszy”, bluźnierczego wydarzenia zorganizowanego przez satanistów przed Kapitolem w Kansas City, ich lider zrzucił na ziemię konsekrowaną hostię, z zamiarem dalszej profanacji. Jeden z obecnych tam mężczyzn podbiegł i spożył Najświętszy Sakrament, za co został pobity. O wydarzeniu informował również portal deon.pl (tutaj >>).
https://deon.pl/kosciol/gdy-satanista-rzucil-hostie-na-ziemie-pojawil-sie-on-bohaterska-postawa-katolika-podczas-czarnej-mszy-wideo,3109142
Czytam komentarze odnoszące się do tego wydarzenia, które pojawiają się m.in. na Facebooku i czuję ogromny smutek. Widzę jak niektórzy polscy katolicy reagują i w jaki sposób komentują tę sytuację. Czytając te komentarze, odnosiłam często wrażenie, że sataniści bardziej wierzą w realną obecność Jezusa w Najświętszym Sakramencie niż niektórzy katolicy. Jasne, nie każdy komentujący jest katolikiem. Jeśli komentarz zostawia osoba spoza Kościoła Katolickiego – jestem w stanie zrozumieć, że nie rozumie ona czym (Kim!) jest konsekrowana hostia. Taka osoba ma prawo żyć w swoim błędzie. Jednak te komentarze zostawiały również osoby, które pojawiają się na niedzielnej mszy świętej, albo zostały wychowane w katolickiej rodzinie… Głosy, że przecież nic takiego się nie stało. Opinia, że co to za bohater ratujący Najświętszy Sakrament, niech ratuje ofiary pożaru, a nie „opłatek” itd. Siedzę, czytam, niedowierzam.
Porządkując fakty. Sataniści byli w posiadaniu konsekrowanej hostii. Mają na to swoje sposoby, np. podczas mszy przyjmują komunię na dłoń i nie spożywają jej przy szafarzu/księdzu (co jest niedozwolone!), albo wypluwają ją z ust i w obu przypadkach wynoszą Najświętszy Sakrament z kościoła z zamiarem profanacji. Używają tych hostii m.in. podczas „czarnych mszy”. Dlaczego? Bo są świadomi, że to nie jest zwykły opłatek, ale żywe, prawdziwe Ciało Jezusa Chrystusa.
Wiara satanisty, który nieźle się musi „natrudzić” by zdobyć konsekrowaną hostię. I nasza wiara. Tych, którzy mówią, że nic się nie stało, a człowieka, który podniósł ją z ziemi, by jak najszybciej ją spożyć i uniemożliwić dalszą profanację, nazywają „śmiesznym bohaterem”. Jest też wiara tych, na których taka profanacja nie robi wrażenia. Tak jakby ktoś opisywał co jadł dziś na śniadanie. Patrzę na to z dużym smutkiem, myśląc o tym co i gdzie zaniedbaliśmy w naszej wierze, że to co najświętsze staje się takie małe, śmieszne, nieważne?
Wróćmy zza oceanu na nasze polskie podwórko. Niebawem rusza „sezon komunijny”. Ile jest takich rodzin, w których dziecko przyjmie komunię tylko raz? Jeśli jest uparte, to jeszcze kilka kolejnych razy, w białym tygodniu. A później? Po co się męczyć, chodzić do kościoła, odhaczone. Czym więc jest dla nich (szczególnie dla rodziców) przyjęty sakrament? Spowiedź „na karteczkę”, bo mam być chrzestnym i komunia przyjęta na uroczystości, bo tak wypada. Pogrzeb kogoś bliskiego i przyjęta komunia, bo nie można przecież inaczej.
Myślę w takich sytuacjach o tych wszystkich ludziach, którzy tęsknią za przyjęciem Najświętszego Sakramentu, a z jakiś powodów nie mogą – np. z powodu choroby, która przykuła ich do łóżka i ksiądz z Najświętszym Sakramentem pojawia się tylko raz w miesiącu, albo o tych, którzy np. nawrócili się będąc w związku niesakramentalnym i mają dziś zamkniętą drogę do sakramentów. Oni często realnie, do bólu tęsknią za przyjęciem Jezusa w Eucharystii. Czy ja tęsknię? Czy mi już tak spowszechniało, że nawet profanacja nie robi na mnie większego wrażenia?
Gdy piszę ten tekst, wraca mi do głowy pewne wspomnienie. Starszy i schorowany kapłan potknął się na stopniach ołtarza i wysypał z kielicha na podłogę Najświętszy Sakrament. Jego młodszy kolega-ksiądz zaczął rozsypane hostie zbierać z podłogi. Na kolanach, bardzo starannie, przy wsparciu kościelnego, który bardzo uważnie przyglądał się czy kapłan nie pominął choćby okruszka. I na koniec gest młodego księdza, który całuje podłogę, z której pozbierał rozrzucone Ciało Chrystusa. Jak to się ma do tych komentarzy, które sugerują, że tak naprawdę o co bić pianę, nic się nie stało, to tylko kawałek chleba? Ma się tak, że jedni wiedzą w co, albo raczej w Kogo wierzą, a inni nie. Jednym jest do śmiechu, inni płaczą, bo depta się świętość.
Gdzie ja w tym jestem? Mam za sobą doświadczenie ogromnej tęsknoty za Eucharystią, sprzed kilku lat, z czasu pandemii. Pamiętam mój ból, tęsknotę i brak. Gdy zaczynam zaniedbywać regularną spowiedź, gdy nie skupiam się na Mszy – wracam myślami do tej tęsknoty, która bardzo stawia mnie do pionu. Dziś jestem za nią wdzięczna… To, co jeszcze mogę i chcę dziś realnie zrobić, to tak wychować moje dzieci, by reagowały na wyśmiewanie naszych wartości, by były „śmiesznym bohaterem” ratującym Najświętszy Sakrament, jeśli zajdzie taka potrzeba. By uwrażliwiać zarówno siebie, jak i ludzi wokół mnie, że nasze gesty mają znaczenie i że np. należy uklęknąć przed Najświętszym Sakramentem, który niesie kapłan idący ulicą do chorych. By samej zawsze przyjmować komunię godnie, by klękać przed tabernakulum, wchodząc do kościoła etc. Można wyliczać, prawda? To są z pozoru tylko drobiazgi, ale one często pokazują stan naszej wiary. Oby ten stan nie był tak beznadziejny, jak komentarz, że po co robić szum o „kawałek opłatka”. Oby…
Autor: Magdalena Urbańska