Pokora to uwielbienie Pana

ks. Mateusz Tarczyński 31 sierpnia 2025, 09:04 źródło: https://deon.pl/

Dzisiejsza liturgia słowa zaprasza nas do tego, by wyjść poza swoje „ja” i wejść w przestrzeń, gdzie liczy się Bóg i drugi człowiek. Mamy w sobie naturalne napięcie: z jednej strony chcielibyśmy być zauważeni i docenieni, a z drugiej czujemy, że prawdziwa radość rodzi się wtedy, gdy rezygnujemy z patrzenia tylko na siebie.
W pierwszym czytaniu natykamy się na prostą regułę: „O ile wielki jesteś, o tyle się uniżaj, a znajdziesz łaskę u Pana” (Syr 3,18). I zaraz Syracydes dopowiada: „Wielka jest bowiem potęga Pana i przez pokornych bywa chwalony” (Syr 3,20). Pokora to nie niska samoocena ani ucieczka od odpowiedzialności. To prawda o tym, kim jestem: obdarowany przez Ojca, a nie samowystarczalny. Kiedy to przyjmuję, nie muszę niczego udowadniać – mogę służyć, nie szukając zysków. Pycha natomiast zawęża horyzont do „moje” lub „mi się należy”, albo też „moja racja”. Z takiego zawężenia rodzi się samotność, choć wokół może być wielu znajomych. Pokora natomiast otwiera oczy i uszy na innych.
Ewangelia przynosi nam dziś obraz dobrze znany: „Gdy Jezus przyszedł do domu pewnego przywódcy faryzeuszów, aby w szabat spożyć posiłek, oni Go śledzili. (…) I opowiedział zaproszonym przypowieść, gdy zauważył, jak sobie wybierali pierwsze miejsca” (Łk 14,1.7). Mistrzowi z Nazaretu chodzi o coś więcej niż etykietę, lecz wyjaśnia, że ta sytuacja jest lustrem ludzkiego serca. Jezus nie zatrzymuje się na zachowaniach, ale dotyka ich motywacji i mówi jasno: „Każdy bowiem, kto się wywyższa, będzie poniżony, a kto się poniża, będzie wywyższony” (Łk 14,11). Nie chodzi o teatralne siadanie na końcu sali w nadziei, że ktoś nas zaprosi wyżej. Chodzi o postawę, która potrafi oddać pierwszeństwo, pozwolić innym zabłysnąć, cieszyć się cudzym dobrem bez gorzkiego porównywania. To wolność, której świat nie rozumie, ale którą rozpoznają serca żyjące blisko Boga.
Jezus idzie jeszcze dalej i „zabiera się” za przepyszny sos bliskich i znajomych, w którym uwielbiamy się gotować. Zbawicielowi chodzi o nasz bezpieczny krąg wzajemnych przysług – i proponuje ekonomię bezinteresowności: „Lecz kiedy urządzasz przyjęcie, zaproś ubogich, ułomnych, chromych i niewidomych. A będziesz szczęśliwy, ponieważ nie mają czym tobie się odwdzięczyć; odpłatę bowiem otrzymasz przy zmartwychwstaniu sprawiedliwych” (Łk 14,13–14). To właśnie tutaj wychodzimy poza kalkulację zysków i strat. Otwarcie serca na tych, którzy nie „opłacają się” w żadnej społecznej grze, jest znakiem naśladowania Boga. On pierwszy wyszedł do nas bezinteresownie.
Ta droga ma wymiar bardzo praktyczny: może oznaczać pomoc sąsiadce, która nie ma rodziny; włączenie się w parafialne działania charytatywne; przyjęcie w swoim domu w święta kogoś samotnego. Bywa, że potrzebujący są bardzo blisko nas, ale są niewidzialni, bo nie pytają i nie proszą o pomoc. To właśnie dla nich Pan mówi dziś o szczęściu, które nie rodzi się z kurtuazyjnej wymiany zaproszeń, lecz ze szczerego daru. Im więcej w nas bezinteresowności, tym bardziej staniemy się żywą Ewangelią. To mogą być naprawdę proste gesty, ale z takich właśnie drobiazgów kształtuje się styl ucznia Jezusa. Miłość rośnie w praktyce.
Skąd jednak wziąć do tego siłę? Odpowiedź znajdziemy w Liście do Hebrajczyków. „Wy natomiast przystąpiliście do góry Syjon, do miasta Boga żyjącego, Jeruzalem niebieskiego, do niezliczonej liczby aniołów, na uroczyste zebranie, do Kościoła pierworodnych, którzy są zapisani w niebiosach, do Boga, który sądzi wszystkich, do duchów sprawiedliwych, które już doszły do celu, do pośrednika Nowego Testamentu, Jezusa” (Hbr 12,22-24a). W centrum naszej wiary jest On – Zbawiciel, który nie przyszedł po to, by Mu służono, lecz aby służyć. To Jego bliskość uzdalnia do tego, by wybierać ostatnie miejsce i zapraszać do swojego życia ludzi z marginesu.
Warto pracować nad odruchem serca, by zajmować „ostatnie miejsce”. W żadnym wypadku nie chodzi o wejście w rolę ofiary ani o pogardę wobec samego siebie. Chodzi o wybór człowieka wolnego: pozwolić, by ktoś inny był pierwszy. W praktyce oznacza to czasem milczenie, kiedy mam gotową ripostę; umiejętność uczenia się od młodszych; zgodę na to, że nie zawsze ja będę w centrum. Kiedy wybieram ostatnie miejsce z miłości, Bóg czyni moje serce szerokim i spokojnym. Nie zawsze przeniesie mnie „wyżej” na oczach ludzi, ale da radość, której nikt nie odbierze.
Uważajmy jednak, bo pycha bywa bardzo pobożna. Można dużo służyć, a we wnętrzu pielęgnować fałszywą pokorę. Lekarstwem jest Eucharystia. To miejsce, gdzie Bóg daje się nam cały bezwarunkowo. Kiedy przyjmujemy Pana, przyjmujemy Jego styl: cichą służbę, cierpliwą uwagę, wierność małym rzeczom. Eucharystia jest przecież ucztą: Bóg zaprasza biednych, a więc nas wszystkich, bo każdy przychodzi z brakiem, ze słabością, z grzechem. Tu uczymy się logiki daru – najpierw przyjmując, a potem niosąc dalej. Jeśli odkryję, że ja sam jestem ubogim gościem przy stole Pana, łatwiej mi będzie dostrzec drugiego człowieka w potrzebie i zaprosić go do mojego świata.
Zachęcam do tego, by raz na jakiś czas zrobić sobie prosty rachunek sumienia. Kiedy i gdzie szukałem dla siebie pierwszego miejsca? Czy nie zamykałem się tylko w gronie „swoich”? Czy pozwoliłem Bogu poszerzyć moje serce? A po udzieleniu odpowiedzi na te pytania i odkryciu tych przestrzeni w swoim wnętrzu, w których jeszcze nie króluje miłość, prośmy Pana o siłę i odwagę wybierania „ostatniego miejsca” i otwierania swojej rzeczywistości na innych potrzebujących doświadczyć przez nas ciepła Bożej obecności. Nie chodzi o gesty na pokaz, ale o wewnętrzną przemianę, która czyni z gościnności i pokory naturalny odruch.
Na koniec wróćmy jeszcze do Syracydesa: „O ile wielki jesteś, o tyle się uniżaj (…)” (Syr 3,18). Jeśli masz jakieś wpływy, jeśli piastujesz jakąś ważną funkcję w pracy czy w społeczeństwie, jeśli Pan obdarzył Cię jakimś charyzmatem we wspólnocie – tym bardziej pytaj, komu możesz tym służyć. Nie po to, żeby było o tym głośno, ale dlatego, że Pan „przez pokornych bywa chwalony” (Syr 3,20). A jeśli czujesz się mały i bez znaczenia, nie zniechęcaj się. Bóg właśnie takim sercom powierza swoje sprawy. To one są najbliżej Jego sposobu działania.
Prośmy dziś o łaskę widzenia. O oczy, które dostrzegą „ubogich, ułomnych, chromych i niewidomych” wokół nas, oraz o odwagę, by zrobić pierwszy krok. Prośmy o serce szerokie, które przestaje zabiegać o to, co „moje” i co „mi” się należy, a zaczyna pytać: „Komu dziś mogę oddać pierwsze miejsce?”. I właśnie wtedy spełnia się obietnica Pana: „odpłatę bowiem otrzymasz przy zmartwychwstaniu sprawiedliwych” (Łk 14,14). I choć nagroda jest przyszła, radość z niej zaczyna się już teraz.

Przejdź do treści