Sakrament na pokaz
Tomasz Krzyżak OPINIE 3 czerwca 2024 źródło: https://stacja7.pl/
Istota sakramentów w dzisiejszych czasach niestety zeszła na dalszy plan. Dla wielu ważniejsze są wystawne przyjęcia i to ile kto przeznaczył na prezenty. Gdzie w tym wszystkim jest wiara? A może to wszystko na pokaz?
Syn pewnego znanego celebryty przystąpił właśnie do I Komunii Świętej. Troskliwy ojciec nie zapominał oczywiście pochwalić się w mediach społecznościowych prezentem jaki przy okazji otrzymała latorośl. Zdjęcia dwóch (!) luksusowych, wartych kilkaset tysięcy złotych, samochodów lotem błyskawicy rozeszły się w mediach. Podobnie jak astronomiczna suma jaką celebryta przeznaczył na organizację przyjęcia komunijnego – jedyne pół miliona złotych. Od uroczystości minął już prawie miesiąc, ale temat wciąż jest obecny w przestrzeni publicznej. Zwłaszcza, że uroczystość komunijna połączona była ze ślubem kościelnym rodziców. Celebrycie udało się zatem upiec niejako dwie, a właściwie trzy pieczenie na jednym ogniu. Dwa sakramenty oraz zakrojoną na szeroką skalę akcję promocji własnej osoby. Istota, czyli sakrament małżeństwa oraz sakrament Eucharystii, zeszła na dalszy plan.
Niestety, smutnym znakiem czasów jest to, że arcyważne wydarzenie w życiu młodego człowieka, jakim niewątpliwie jest przyjęcie po raz pierwszy Komunii Świętej, zasłaniają przepych i wartość prezentów. Uroczystości komunijne nie odstają od uroczystości weselnych. Coraz mocniej liczy się nie fakt przyjęcia Chrystusa, ale to jaki prezent w związku z tym otrzyma dziecko. Dla wielu osób komunie przestały być wydarzeniami religijnymi – stały się wyłącznie okazją do pokazania światu bogactwa i de facto mają niewiele wspólnego z prawdziwą wiarą.
Przed kilkoma tygodniami w tzw. katointernecie toczyła się ożywiona dyskusja na temat pierwszej spowiedzi, która poprzedza przyjęcie komunii. Użalano się m.in. nad tym, że dziecko z takiej spowiedzi niewiele rozumie, że właściwie jest dręczone. Sugerowano m.in. przeformatowanie obu sakramentów. Prawdą jest, że przekazanie 9-, 10-latkowi istotnych tematów dotyczących wiary jest sprawą trudną, ale nie niemożliwą. To od nas dorosłych wiele zależy. Od naszej wiary, od naszej dojrzałości, od naszego codziennego przykładu życia. Jeśli tego nie ma – jeśli my sami naszej wiary nie pogłębiamy lecz ślizgamy się po powierzchni – na nic zda się trud. Religia stanie się wyłącznie kwestią kulturową, komunia jednym z wielu ważnych wydarzeń w życiu, lecz bez głębi, bez wniknięcia w istotę. Wszyscy ją organizują – zorganizujmy także i my.
Podobnie rzecz ma się z sakramentem małżeństwa. Dla wielu osób, niekoniecznie blisko związanych z Kościołem, prawdziwy ślub jest tylko w kościele. Cóż z tego, że po zawarciu małżeństwa przed ołtarzem kolejną wizytę w świątyni złożą przy okazji chrztu dziecka, czy jego komunii. Na zewnątrz są katolikami praktykującymi, wewnątrz pustka.
Czy kiedyś było inaczej? Trudno dociec. Faktem jest, że trudne czasy komunizmu, gdy w sklepach brakowało wszystkiego niejako wymuszały jednolitość strojów komunijnych, skromność przyjęć i prezentów. Ale w Kościele zawsze istniały grupy mniej lub bardziej gorących, mniej lub bardziej zimnych. Zawsze byli w nim ludzie, którzy „grzali” się w jego cieple, po to, by inni widzieli jakimi są „przykładnymi” katolikami.
W istocie niewiele można na to poradzić. Biskup, czy ksiądz, który skrytykuje wystawność jakiegoś przyjęcia i zwróci uwagę na to, że Bóg w tym momencie staje się nieważnym, naraża się na wszechobecny hejt. Wytkną go palcami jako tego, który wciąż zakazuje i ciągle czegoś wymaga. Sami do pogłębiania naszej formacji religijnej też za bardzo się nie garniemy – dla wielu z nas formacja skończyła się gdzieś na poziomie szkoły podstawowej, co najwyżej średniej. Uważamy, że wiara jest naszą sprawą prywatną i nikomu nic do tego. Podobnie jak do tego ile wydaliśmy na prezent, czy przyjęcie.
Już dziś załamujemy ręce i mówimy, że młodzież od Kościoła odchodzi, że świątynie pustoszeją, że z roku na rok coraz mniej księży, itd. Ale winniśmy zadać sobie pytanie, czy to przypadkiem nie jest naszą winą? Że w tym pędzącym świecie sami zapomnieliśmy o tym co ważne, że zgubiliśmy istotę.