Świadectwo życia w śpiączce po wypadku:

Świadectwo życia w śpiączce po wypadku: nie umarłam, byłam u Pana Jezusa i widziałam wszystko…
Fragment książki „Życie po śmierci 2”, ks. Wiktor Szponar 2024-07-11 21:03 źródło: https://www.niedziela.pl/

Straszny wypadek samochodowy, śpiączka i po miesiącu rozpoczęcie procedury odłączania od aparatury podtrzymującej życie. To początek historii nawrócenia kobiety, która interesowała się czarną magią, wróżbiarstwem, wywoływała duchy, zażywała narkotyki i nadużywała alkoholu. Kobiety, która jedną nogą przekroczyła granicę śmierci i zobaczyła, co jest po drugiej stronie…

Kobiety, która lekarzowi z oddziału intensywnej terapii powiedziała, gdzie chowa wódkę z sokiem pomarańczowym w pokoju socjalnym, ponieważ widziała to spod sufitu, leżąc w śpiączce na OIOM-ie. Jakim cudem? Poznajcie historię Irminy Sosnkowskiej z Poznania.
PONIŻEJ FRAGMENT HISTORII PANI IRMINY. TO I INNE ŚWIADECTWA DOSTĘPNE W CAŁOŚCI W KSIĄŻCE: [KLIKNIJ]: Życie po śmierci 2, ks. Wiktora Szponara, wyd. Fronda. DO KUPIENIA W NASZEJ KSIĘGARNI!

W 2015 roku jako trzydziestokilkuletnia kobieta miałam czołowe zderzenie z samochodem jadącym z naprzeciwka w miejscowości o znamiennej nazwie Bożęcino niedaleko Wrocławia. Jechałam z Poznania, gdzie mieszkam, na festiwal Mayday w katowickim Spodku. Po wypadku miesiąc byłam w śpiączce na OIOM-ie, łącznie przeszłam 32 operacje, w szpitalu z przerwami spędziłam sześć lat, a po czterech zaczęłam chodzić. Dzisiaj jestem sprawna i pracuję jako kierowca Ubera.

To właśnie po wypadku i w czasie śpiączki miała Pani bliskie doświadczenie śmierci nazywane NDE?
Tak. Po miesiącu, kiedy maszyny utrzymywały mnie przy życiu, a ja byłam w śpiączce, lekarze uznali, że jest to uporczywa terapia i należy mnie odłączyć od aparatury. Lekarze wezwali rodzinę do szpitala, żeby się pożegnała. Na początku, po wypadku, powiedziano mojej rodzinie, że nie przeżyję doby od operacji, potem trzy dni, ostatecznie jednak zapadłam w śpiączkę. To aparatura za mnie oddychała i pompowała krew. Po miesiącu zapadła decyzja o tym, żeby mnie odłączyć. Przyjechali mój były chłopak i siostra, żeby się pożegnać. W momencie rozpoczęcia procedury wybudziłam się ze śpiączki: zaczęłam ruszać palcami. Najpierw odłączono mi sztuczne serce, ale bali się odłączyć respirator. Czyli serce najpierw podjęło samodzielną pracę, a płuca jeszcze nie… Tak, respirator wyciągnęli na koniec. Niesamowite było to, że od razu wróciła mi świadomość. Maszyny zaczęły piszczeć, a ja mogłam funkcjonować bez nich.

Dobrze rozumiem, że po odłączeniu aparatury organy same zaczęły działać, choć to miało zakończyć sztuczne przytrzymywanie Pani przy życiu, czyli tzw. uporczywą terapię? Dodatkowo w tamtym momencie odzyskała Pani świadomość?
Dokładnie tak, odłączono mnie od aparatury, wyjęto intubację. Lekarze byli zdziwieni, jak to możliwe, zwłaszcza że od razu odzyskałam świadomość. To był ten sam moment, kiedy wróciłam do ciała z NDE. Na chwilę przed tym w niebie mój Anioł Stróż powiedział, żebym wzięła głęboki oddech… i wróciłam.

Brzmi spektakularnie.
Cud, ale mój mózg był jednak bardzo uszkodzony. Przez dwa tygodnie byłam niewidoma, nie mówiłam, straciłam pamięć. Na to wszystko mam papiery. Dopiero po miesiącu wykryto u mnie, że miałam udar, a kluczowe jest przecież cztery–pięć godzin. Na skutek tych obrażeń nie powinnam w ogóle wstać z łóżka. Kiedy po wybudzeniu się ze śpiączki weszłam do gabinetu neurologa, on pomyślał, że pomyliłam gabinety i nie mogę być tą Irminą z wypadku samochodowego. Zgodnie z tym, co mi powiedział, miałam uszkodzony móżdżek, czyli tę część mózgu, która odpowiada za równowagę, a więc nie miałam prawa chodzić. A ja po dziewięciu miesiącach po raz pierwszy stanęłam na nogi, a po czterech latach zaczęłam w miarę normalnie chodzić. Każda operacja ratująca moje zmiażdżone nogi była obarczona wielkim ryzykiem. Mój ówczesny chłopak i siostra musieli przed każdą operacją podpisać oświadczenie, że w razie mojego zgonu na sali operacyjnej nie będą sądzić się ze szpitalem.
[…]

Będąc ciałem w sali dla pacjentów na OIOM-ie, w śpiączce, widziała Pani pokój socjalny, w którym lekarz z pielęgniarkami pił alkohol, i zobaczyła Pani, gdzie go schował? Dobrze rozumiem?
Dokładnie tak. Poza tym miałam wiedzę na temat jego bardzo intymnego sekretu, o którym przecież nie miałam prawa wiedzieć. Mówiłam do niego na „ty”, ponieważ byłam zła. To było na chwilę przed obchodem ordynatora i powiedziałam mu: „Co by było, gdyby ordynator dowiedział się, że w sobotę wieczorem balowałeś z pielęgniarkami, zostawiając nas bez opieki?”. On wtedy zrobił wielkie oczy i zbladł. Zdołał tylko potwierdzić oba fakty. Powiedziałam mu, żeby już więcej tak nie mówił o Jezusie, bo On jest żywy. Lekarz wtedy wydusił z siebie: „Boże, skąd ty to wszystko wiesz? Skąd ty to wiesz?”. Ja mu odpowiedziałam, że nie umarłam, tylko byłam u Pana Jezusa i widziałam wszystko, co tu się działo. Zapytał: „Czy Pan Jezus naprawdę istnieje?”. Wtedy zaczęłam opowiadać mu o Panu Jezusie, a on odpiął mnie z pasów. Kiedy ordynator miał obchód, zdziwił się, że jestem bez pasów, i powiedział do tego lekarza: „Przecież mówiliście, że Sosnkowska jest niebezpieczna, i odpięliście ją?”. Mój lekarz zaczął tłumaczyć, że jest już wszystko dobrze. Ten doktor później do mnie codziennie przychodził i pytał o Pana Jezusa. Po wielu latach poszedł się wyspowiadać, przyjął Komunię Świętą.

Czy jeszcze coś Pani widziała?
Inna sytuacja wiązała się z moim byłym chłopakiem. Oboje jesteśmy z Poznania, ale leżałam w szpitalu we Wrocławiu. On przyjechał do mnie w nocy, żeby się pożegnać. Później chciał iść do kościoła, ale o 1 albo 2 w nocy kościoły były zamknięte. Znalazł przed kościołem figurkę Matki Boskiej i tam się modlił do Maryi, żebym przeżyła. Widziałam go i słyszałam całą jego modlitwę. Po wybudzeniu opowiedziałam mu o tym i wszystko potwierdził.

Co konkretnie?
Jego rodzice nie żyli i on miał przekonanie, że są w niebie. Modlił się przez ich wstawiennictwo. Kiedy miałam bliskie doświadczenie śmierci, po tej drugiej stronie spotkałam ich i oni mnie prosili, żebym wróciła na ziemię. Ja chciałam tam zostać. Tam było tak dobrze! Ale oni powiedzieli mi o modlitwach mojego chłopaka i przekonali mnie, żebym wróciła. Jego rodzice powiedzieli mi dokładnie, co mówił na modlitwie. Potem on to potwierdził. Prosił ich, żeby mi powiedzieli, że mam wrócić na ziemię. Kiedy rozmawiałam po tej drugiej stronie z jego mamą, ona mówiła, że jej syn mnie potrzebuje i przed jej śmiercią obiecałam, że będę się nim opiekowała. I rzeczywiście, kiedy ona umierała, ja jej to obiecałam. Ale słowo złamałam, bo uciekłam od Patryka i poszłam w grzech.

I ona na tę obietnicę powołała się po tamtej stronie?
Tak. Oni się do mnie przytulili. Jego mama mówiła, że kiedy umierała, obiecałam, że będę przy jej synu. Mnie jednak było tam tak dobrze, że nie chciałam wracać. Za życia opiekowałam się mamą mojego chłopaka, kiedy umierała na raka. Na początku nie była dla mnie zbyt miła, ale później przekonała się do mnie i byłyśmy dość blisko siebie. Rodzice powiedzieli, że ich syn prosił, aby przekazali mi informację, żebym wróciła, bo bardzo mnie kocha.

Pani były chłopak to wszystko potwierdził?
Tak, wszystko potwierdził ze szczegółami. Jego rodzice poprosili, żebym mu jeszcze przekazała, że choć nie ma ich na ziemi, to oni zawsze są przy nim i go wspierają.

Może Pani opowiedzieć, od samego początku, co najpierw Pani zobaczyła już po wyjściu z ciała?
Najpierw trafiłam do czyśćca, spotkałam tam pewne osoby. Źle się tam czułam.
Skąd Pani wiedziała, że to czyściec?
Po prostu wiedziałam. Było tam ciemno, zimno, bardzo nieprzyjemnie. Czułam ból i cierpienie. Przychodziły do mnie złe duchy i mnie szarpały, mówiły, że Bóg mnie nie chce, że mnie nie kocha. Ja zaś im odpowiadałam, że moja dusza należy do Pana Boga i nigdy jej nie dostaną. Kiedy odmawiałam „Pod Twoją obronę”, przychodziła Maryja i odpędzała demony. One Jej się bardzo boją i strasznie na Nią bluźnią.

Jak wyglądała Maryja?
Matka Boża ma taką prześliczną twarz, w jej twarzy jest tyle miłości i spokoju. Ona jest naprawdę potężna i ma moc. Była ubrana w niebiesko-białą szatę. Następnie w czyśćcu pojawiło się światło, od którego czułam żywą miłość. Później znalazłam się w tunelu, w którym zauważyłam sunącą do mnie osobę. Po chwili zdałam sobie sprawę, że wygląda jak Jezus, ale nie mogłam uwierzyć, że to naprawdę On. Taki realny. To było uosobienie dobroci i miłości. Pan Jezus do mnie podszedł i powiedział, abym zaufała.

Jak Pan Bóg wyglądał i co mówił?
Jak na obrazie siostry Faustyny. Od Pana Jezusa bije taka miłość… Czułam się brudna i niegodna. Spuściłam głowę i płakałam, bardzo płakałam. Powiedziałam do Jezusa: „Nie jestem godna spojrzeć na Ciebie”. A Pan Jezus odpowiedział: „Irmina, jesteś dobrym człowiekiem, tylko się pogubiłaś. Zawsze słyszałem, jak się do mnie modliłaś i ze Mną rozmawiałaś. Podaj Mi swą dłoń”. Podałam Mu rękę. Proszę księdza, ja takiej miłości nigdy, nigdzie nie doznałam! Tam jest taka miłość, takie przebaczenie. To jest po prostu nie do opisania. Tu, na ziemi, nie ma takiej miłości, nigdzie. Pan Jezus nas kocha i wybacza, ale my musimy być szczerzy. Ludzie nie zdają sobie sprawy, że Pan Jezus jest żywy, że cierpi za nasze grzechy. Moje grzechy to są te rany, które Mu zadano podczas Drogi Krzyżowej. Ja się do tego przyczyniłam. Czułam się taka niegodna tego wszystkiego. Jak on cierpi z powodu ludzi, którzy się z Niego wyśmiewają. Kiedy szliśmy przez tunel, demon chwycił mnie za nogę i chciał ściągnąć w dół, ale Pan Jezus łagodnie mi powiedział, żebym po prostu go strząsnęła. I rzeczywiście on spadł i na chwilę zobaczyłam piekło. Przypominało wnętrze wulkanu z rozżarzoną lawą, ziały stamtąd ból i cierpienie. Ta wizja trwała tylko krótką chwilę i dalej, tak jak wcześniej, szłam z Jezusem przez tunel w kierunku światła. Ono nie raziło, nie oślepiało, ale było pełne miłości. To światło nie oślepia, tylko jest ciepłe. Ja przez ten tunel nie szłam, tylko tak sunęłam, aż doszliśmy do Ojca, który jest niewidzialny. Pan Jezus zaprowadził mnie do swojego Ojca. Wtedy, stojąc przed Bogiem Ojcem, zobaczyłam wszystkie swoje grzechy od dzieciństwa. Normalnie jakbym w kinie siedziała. Wszystko przeleciało. Przed Panem Bogiem nic się nie ukryje…

 

Skip to content