Święty Ignacy, rycerz od ciężkich przypadków
Magdalena Urbańska 31 lipca 2025, 13:00 źródło: https://deon.pl/
Dziś w Kościele wspominamy św. Ignacego Loyolę. Założyciela zakonu jezuitów, wybitnego mistyka, twórcę duchowości ignacjańskiej, która kształtuje ludzi na całym świecie. Nie sposób dziś o nim milczeć, tym bardziej, że św. Ignacy miał ogromny wpływ na moje życie, nie tylko duchowe.
Duchowość ignacjańska to bilet w jedną stronę
Jakiś czas temu, gdy rozmawiałam ze znajomym o naszych doświadczeniach wiary, powiedział coś niezwykle cennego. Rekolekcje ignacjańskie (8 dni rozważania Słowa w milczeniu) zmieniają człowieka tak głęboko, że jego relacja z Bogiem nie będzie już taka jak wcześniej. Staje się bardziej uporządkowana (św. Ignacy zostawił po sobie masę praktycznych i życiowych wskazówek, które poznaje się na rekolekcjach), jest czymś tak oczywistym i naturalnym jak rozmowa przez płot z sąsiadem. Jezus staje się kimś realnym, żywym, kimś kto jest blisko. I choć rekolekcje można przeżywać na różny sposób i nie każdy się w ich formie odnajduje, w wielu sercach zostawiają to samo – tęsknotę za głęboką relacją z Bogiem. Nawet jeśli ktoś nigdy nie wróci na ignacjańskie, w jego serce zostało zasiane ziarno.
Kto wraca, z czasem zmienia się nie do poznania. Nie jest niewolnikiem, ale synem. Nie żyje prawem, ale miłością. Potrafi nazwać to co się w nim dzieje, nawet jeśli jest to trudne. Widzi, czuje, nazywa, wypowiada głośno. Nie dzieje się to ot tak, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, ale rekolekcje ignacjańskie to bilet. Często w jedną stronę, bo gdy wejdzie się na ich drogę, nie chce się z niej zawracać.
Wszyscy, tylko nie jezuici
Święty Ignacy to nie tylko duchowość, rekolekcje, relacja z Bogiem. Ignacy jest też założycielem zakonu jezuitów. Pierwszy raz spotkałam tych zakonników prawie 20 lat temu. W międzyczasie poznałam wielu ojców i braci. O jednym myślę z głęboką wdzięcznością i radością, na widok innych przychodzi mi myśl: „niech tylko do mnie nie podchodzi”. Dziś widzę jak moje spojrzenie na tych zakonników dojrzewało i ewoluowało przez lata.
Piszę o duchowości ignacjańskiej od wielu lat, jestem kojarzona w social mediach z jezuitami. Zdarza się, że osoby, które mnie obserwują, pytają o nieodpowiedzialne zachowania tych zakonników. Rozumiem ich pytania w stylu: jak można żyć duchowością ignacjańską, a potem tak mocno skręcić? Jak można mówić o zasadzie Ignacego, by bronić wypowiedzi drugiego i tak bezczelnie hejtować? Jak można? Nie wiem. Nie ma jednak we mnie zgody na to, by wszystkich jezuitów nazywać heretykami, wrzucać do jednego worka i kopać w nich bez refleksji. Nie ma, bo dzięki nim jestem dziś w Kościele i jestem w nim świadomie. Z drugiej strony uczy mnie to pokory. Stoisz? Bacz, byś nie upadł! Duchowość ignacjańska daje mi szansę by mądrze żyć, ale czy z tej szansy dobrze korzystam?
Zapytałam wczoraj moich synów z czym kojarzą im się jezuici. Pojawiło się wiele odpowiedzi, w których często padało słowo „wujek”. Zatrzymało mnie to. Zobaczyłam, że jezuici potrafią tworzyć normalne, zdrowie i bliskie relacje ze świeckimi. Jeden z synów opowiadał też, jak bawił się z ekipą w chowanego, w domu rekolekcyjnym w Gdyni (my, rodzice, mieliśmy w tym czasie spotkanie wspólnoty małżeństw). Nieopacznie wbiegł przez uchylone drzwi, za klauzurę. Przestraszył się, gdy się zorientował, że wszedł na zakazany teren, bo animatorzy, którzy czuwają nad dziećmi prosili, by tam nie wchodzić. Jeszcze bardziej przestraszył się na widok zakonnika, który szedł w jego stronę. Musiał poprosić o pomoc, przyznać się, że nie wie którędy wyjść. „Mamo, ten ojciec był taki miły! Powiedział, że wypuści mnie innymi drzwiami, żeby mnie chłopaki od razu nie znaleźli i pokazał mi fajne kryjówki przy windzie” – opowiadał z uśmiechem, a ja pomyślałam, że właśnie z tym głównie kojarzą mi się jezuici. Ci, którzy zauważają człowieka i się przy nim zatrzymują. Słuchają go z uwagą i starają się wesprzeć tak, jak dany człowiek tego potrzebuje. A później, jakby nigdy nic, znikają. Zostawiają człowieka w wolności.
Święty Ignacy jest mistykiem, którego można codziennie odkrywać na nowo – nie tylko w czasie rekolekcji, bo to tylko wstęp do tego, co dzieje się każdego dnia. Uczyć się od niego życia świadomego, głębokiego, zanurzonego w Kościele katolickim. Choć nie zwracam się do niego często, jest dla mnie nauczycielem, który zostawił trwały ślad w moim życiu. Przyjęłam bilet w jedną stronę i nie żałuję. Nauczył mnie jak żyć, na większą chwałę Bożą. Warto go poznać, ale ostrzegam – to grozi życiową rewolucją!
Autor: Magdalena Urbańska