Uczenie życia w trzeźwości to zadanie dla świeckich

Magdalena Urbańska 7 sierpnia 2025, 09:26 źródło: https://deon.pl/

Z zaciekawieniem czytałam kilka dni temu, na łamach DEONu, felieton ks. Artura Stopki dotyczący sierpniowego apelu o trzeźwość. Czytając go widziałam konkretne twarze. Tych, których abstynencja od alkoholu śmieszy i tych, dla których jest codzienną walką o kolejny dzień w trzeźwości. Bardzo polecam tekst ks. Artura, wiele tłumaczy i pokazuje, szczególnie z perspektywy około kościelnej. Sama, czytając końcówkę tego tekstu, miałam w głowie jedną myśl: przyszedł czas na działania świeckich.
Nie oszukujmy się. Jest tak jak wspomina ks. Stopka. Ludzie słuchają kolejnych apeli, czytanych z ambon, bo nie mają innego wyjścia. Znudzeni, z obojętnym wyrazem twarzy. Osobiście cieszę się, że u mnie nie był on odczytywany, ani tym bardziej – księża nie poszli na łatwiznę i nie czytali go, zamiast głosić homilię. Mam wrażenie, że mój proboszcz zrobił coś o wiele skuteczniejszego. Podczas ogłoszeń duszpasterskich powiedział jedno zdanie, ale w taki sposób, że mnie to zatrzymało. Zachęcał byśmy świadomie podjęli się abstynenci, w formie postu, za tych którzy nie potrafią przestać pić. Jedno zdanie wypowiedziane w odpowiedni sposób, które zauważył nawet mój kilkuletni syn. Wystarczyło.
Uważam, że czas głoszenia długich apeli, choćby nawet najmądrzejszych, minął. Żyjemy w takim pędzie, że większość z nas – przebodźcowanych i przemęczonych ludzi – nie skupi się nawet na połowie tego przesłania. Warto postawić więc na coś co ma wpływ na ludzi. Na głoszenie osobistego świadectwa.
Co może przekonać do walki z trudnym nałogiem bardziej niż postawa ludzi, którzy mimo ogromnych życiowych trudności, radzą sobie z nimi w twórczy sposób? Co ma dodać siły alkoholikowi, który każdego dnia walczy ze swoimi bolesnymi emocjami, jeśli nie wsparcie sąsiadów, najbliższych? Ich zrozumienie, zwykła życzliwa rozmowa, spędzenie czasu, gdy człowiek w nałogu myśli tylko o tym, żeby się napić. Do tego jednak potrzeba wyjść ze swojej skorupki, z bycia oceniającym obserwatorem. Do tego trzeba realnego wysiłku nad samym sobą, tak by być wiarygodnym świadkiem. Wszak to, że sama nie piję alkoholu, nie oznacza przecież, że jestem trzeźwa. Równie dobrze mogę codziennie odurzać się Internetem, pornografią, słodyczami, serialami, zakupami.
Dziś nie potrzebujemy apeli, nad których treścią tak ciężko się skupić. Potrzebujemy jasnych, krótkich komunikatów i ludzi, którzy za nimi pójdą. Potrzebujemy siebie wzajemnie.
Cieszę się, że Kościół zachęca do dbałości o trzeźwość, bo widzę jak wiele rodzin wokół mnie cierpi z powodu różnych nałogów. Widzę ile dzieci jest zaniedbanych i zagubionych, bo rodzice nie stanęli na wysokości swych rodzicielskich zadań. Widzę i nie chcę się temu wyłącznie przyglądać jak komentator wydarzeń sportowych. Mogę zrobić wiele, często więcej niż mnie samej się wydaje.
Gdy wspominam najciemniejsze momenty mojego życia, dostrzegam, że to co pomogło mi przez nie przejść, to zwykła i cicha obecność innych. To, że ktoś zadzwonił i po prostu milczał, gdy płakałam w pierwszy dzień matki, po śmierci mojej mamy. To, że znajoma przyszła pod szkołę i się pod nią modliła, gdy ja weszłam do niej walczyć o mojego syna, ofiarę klasowej przemocy… To, że gdy mój tata walczył o życie w szpitalu, sąsiedzi zajęli się moimi dziećmi, żebym mogła do niego pojechać i choć chwilę potrzymać za rękę. To nic? Bardzo wiele, a tak naprawdę czasem wymagało niewielkiego wysiłku ze strony osób wspierających. Byli jednak na tyle dojrzali i na tyle otwarci na moje problemy, że wspierali dokładnie tak, jak tego potrzebowałam, choć wcale nie prosiłam o to głośno. Jak mogę dziś wesprzeć osoby walczące o trzeźwość? Może warto je o to zapytać?
Możemy być dziś apostołami trzeźwości w Kościele i świecie nie tylko dając przykład tego, że można nie pić i świetnie się bawić. Można cierpieć i się nie zagłuszać. To jest ważne, ale czasem warto też pójść krok dalej. Większość moich znajomych, którzy walczą z nałogami w pierwszym odruchu nie pomyśli o tym, by szukać wsparcia w Kościele. Będzie go jednak szukać u mnie. Sąsiadki zza ściany, która może zająć się dzieckiem, wyjść na wspólny spacer, albo posłuchać o tym, co boli. Nie zastąpi to profesjonalnej terapii, ale może być pierwszym krokiem by nią sięgnąć. Ludzie uzależnieni potrzebują siły by wstać i iść. My, świeccy zza ściany, mamy wszystko co potrzeba by dmuchać w ich skrzydła. Pytanie czy nas na to stać. Oby.

Autor: Magdalena Urbańska

 

Przejdź do treści