Wielkanoc – cisza i pustka inne niż wszystko

Paweł Kosiński SJ 20 kwietnia 2025, 01:35; źródło: https://deon.pl/

Poranek wielkanocny zaskoczył wszystkich. Wtedy i dzisiaj. Spodziewamy się fajerwerków, swoistego rewanżu i zwycięstwa dobra nad złem, a jest pustka miejsca, lęk pozamykania w jakiejś względnie znajomej i bezpiecznej przestrzeni, napięcie takie, że nie pozwala rozpoznać rzeczywistości ani osób wokół. Ani śladu radosnego ‘Alleluja!’. To zadziwiające, jak inna jest rzeczywistość od wyobrażeń, jakie funkcjonują w nas, a dotyczą rzeczywistości zmartwychwstania, która dla nas chrześcijan jest najważniejsza.
I nic się nie zmieniło przez te dwa tysiące lat. Jak często żyjemy wyobrażeniami osób, miejsc, instytucji, mających panować relacji. Dotyczy to nie tylko wspólnoty Kościoła, ale każdej rzeczywistości, w jakiej przychodzi nam funkcjonować: w rodzinie, sąsiedztwie, w społecznościach lokalnych, a nawet na poziomie krajowym czy szerzej. Nie żyjemy tym, co jest naprawdę, ale naszym wyobrażeniem, naszym „a myśmy się spodziewali”, jak uczniowie idący do Emaus w dzień zmartwychwstania. Oni nie rozpoznali Jezusa, który szedł razem z nimi. Albo jak Maria Magdalena, ta, która była tak blisko, a jednocześnie tak mocno miała wbite w głowę przekonanie, że Jezus umarł i nie ma Jego ciała, że nie rozpoznaje Go żyjącego aż do momentu, kiedy nie zwróci się do niej po imieniu.
Życie w świecie swoich wyobrażeń. Jakże to nam bliskie. Wydaje nam się, że jesteśmy tacy konkretni, tacy stąpający twardo po ziemi i tacy pewni swego, że nie zdajemy sobie sprawy z tego, jak bardzo ‘bujamy w obłokach’ własnych wyobrażeń. A może to nie jest takie złe? Może przyznanie się do tego byłoby początkiem nowego życia?
Śmiejemy się z przesądów i lęków, jakie przez wieki towarzyszyły naszym braciom i siostrom w wierze, z dziwacznych zwyczajów i praktyk, które bardziej przypominały ‘czary i gusła’ niż były wyrazem prawdziwej pobożności. Słuchamy dzisiaj wiele od różnego rodzaju celebrytów o ich ‘wolności od zabobonu’, praktykach, które kiedyś były obecne nawet w ich rodzinach, wśród bliskich i krewnych, a dzisiaj zastępuje im to ‘kontakt z naturą’, poczucie więzi z całym stworzeniem.
Poranek wielkanocny nie przestaje zaskakiwać. To prawda, odziera nas ze złudzeń. Niepokoi, bo wytrąca nam z rąk to wszystko, czego – wydawało nam się – że jesteśmy pewni. I to nie jest przyjemne uczucie. Ale może to właśnie jest najważniejsze doświadczenie wielkanocne, także dzisiaj. Nasze spełnienie nie jest zaplanowaniem i perfekcyjnym wypełnieniem doskonałych scenariuszy na szczęśliwe, pełne wrażeń, kolorowe życie. Przepraszam, jeśli ktoś poczuł się zawiedziony czy wręcz oszukany.
Nasza kultura zachodnia zdaje się, że wpędziła nas właśnie w taki kołowrotek doskonałości, gdzie szczęście jest kolorowe, zasobne, spełniające zachcianki, zaskakujące, dopieszczające wszystkie moje marzenia, prawie odlotowe, taka kultura ‘łał!’. Gdzie łzy są tylko oznaką wzruszenia, a nie rozpaczy.
Ale Wielkanoc taka nie jest. Nie dostarcza nam takich wrażeń. Zaczyna się od pozamykanych drzwi, obaw, nasłuchiwania, kto do nas puka, desperackich poszukiwań tego, który, niestety, został zabity, a teraz, jak w przypadku Marii, okoliczności chcą nas pozbawić nawet naszych wspomnień.
Wielkanoc to niekoniecznie radosne alleluja, tryumf i okrzyk zwycięstwa. To przyjdzie dopiero później. To, co pojawia się najpierw to zaskoczenie i inność, bo to nie jest Wielkanoc na naszą modłę. Nasza byłaby łzawa i ckliwa, ale nie dawałaby życia.
I jeśli czuję dziś smutek, a z ust nie wyrywa się euforyczne ‘Alleluja!’, to może i dobrze. Roześmiana buzia, kultura, że wszystko jest OK, wrażenie, że zawsze musi być kciuk w górze to nie jest chrześcijaństwo. Nasza Wielkanoc nie udaje, nie jest krzykliwa. Jest cicha i oczekująca – inna niż wszystko.

Autor: Paweł Kosiński SJ

 

Przejdź do treści