Żyj i daj żyć innym, również duchowo

Magdalena Urbańska 29 maja 2025, 11:53 źródło: https://deon.pl/

Wielkimi krokami zbliża się uroczystość Zesłania Ducha Świętego, na parafialnych stronach pojawiają się zaproszenia na czuwania, różne wydarzenia katolickie i pierwsze „katolickie” naparzanki. Ci, którzy modlą się tylko w ciszy i na klęcząco, walą w „tańczących protestantów”. Ci, których karmią wspólnoty charyzmatyczne, patrzą z politowaniem na osoby modlące się na różańcu. I tak w kółko, kolejny rok z rzędu, choć coraz mniej mnie to dziwi i zaskakuje.
Oburzamy się, gdy osoby niewierzące uderzają w jakiś sposób w nasze wartości. Jednak my sami, na naszym podwórku katolickim, nie zawsze traktujemy innych z szacunkiem. Wystarczy napisać na Facebooku o Komunii świętej przyjmowanej na dłoń i można się spodziewać fali hejtu, życzeń śmierci i spalenia w piekle. Od nikogo innego jak drugiego katolika. Nie zatrzyma tego szamba informacja, że to przecież oficjalne nauczanie Kościoła i dokumenty, od nikogo innego jak św. Jana Pawła II, że to wcale nie jakaś nowa (pandemiczna) moda. Można tłumaczyć, ale szkoda pary. Nieprzekonanych nie przekonasz.
Przestałam się jednak dziwić. Dlaczego? Bo w samej sobie dostrzegam różne mechanizmy, które powodują w innych ludziach wyżej opisane reakcje. Kocham modlitwę w ciszy. Nie wyobrażam sobie tygodnia bez choćby kilku minut adoracji Najświętszego Sakramentu, rekolekcji ignacjańskich choćby raz na dwa lata, czy weekendowych wypadów do Mniszek w Żarnowcu na Pomorzu. To mnie trzyma, karmi, dodaje siły.
Jakiś czas temu byłam na adoracji, która miała odbyć się w ciszy. Gdy starsze panie zaczęły głośne odmawianie różańca, załamałam się. Miałam ochotę nawrzucać im, wysłać w kosmos bez biletu powrotnego. Zobaczyłam jak szybko je oceniłam i zaszufladkowałam. To fakt, że zrobiły źle, skoro było ogłoszenie o adoracji w ciszy, nie uszanowały potrzeb innych. Ale ile szacunku było we mnie?
Kiedy patrzę więc na kolejne zaproszenia na czuwania przed uroczystością Zesłania Ducha Świętego, omijam sekcję komentarzy i nie wchodzę w zbędne dyskusje. Patrzę na różnorodność tych zaproszeń i staram się dostrzec skarb jaki mamy w Kościele. Każdy z nas może znaleźć w nim to, co go dziś karmi. Ten, który lubi modlić się śpiewem i tańcem i ten, dla którego modlitwa równa się cisza. I ten po środku, którego karmią różne mniej czy bardziej znane formy. Wszak to tylko przejaw naszej wiary, to tylko pobożność, jej zewnętrzne przejawy. Tak naprawdę nie o nią powinniśmy z taką siłą stawać do walki, ale o to, byśmy wspierali się wzajemnie w dążeniu do Boga, do budowania relacji z Nim – nawet jeśli drugi człowiek wybierze ku temu inną ścieżkę.
Słyszałam kiedyś bardzo trafne porównanie. Jedni przemieszczają się spacerkiem, pieszo (to ci od kontemplacji). Inni usiądą co jakiś czas na kamieniu i posiedzą w ciszy (ci od cichej adoracji). Jeszcze inni wsiądą w pociąg i tak dojadą do celu (np. koła różańcowe), jeszcze inni wjadą na autostradę i nie straszne im prędkości (wspólnoty charyzmatyczne). Wszyscy mają jednak ten sam cel – relacja z Bogiem, prawdziwa i szczera. Choć dla każdego z nas może ona oznaczać dziś coś zupełnie innego.
Moje patrzenie na drugiego człowieka w Kościele i na to, że on zupełnie inaczej może przeżywać swoją duchowość, zaczęło się wiele lat temu podczas rekolekcji ignacjańskich. Byłam na nich z przyjaciółką. Dostałyśmy te same treści, ale zupełnie inaczej je przeżyłyśmy, inaczej podeszłyśmy do ciszy, modlitwy, postawy ciała czy robienia notatek – obie mieściłyśmy się w schemacie podanym podczas rekolekcji, choć byłyśmy w tym bardzo różne. Gdy któregoś razu opowiadałam zaufanemu kapłanowi o moim doświadczeniu modlitwy, wysłuchał mnie bardzo uważnie i moją wypowiedź podsumował słowami, że on się w ten sposób nie modli, nigdy czegoś takiego nie doświadczył, ale że idę dobrą drogą i warto bym tę modlitwę w taki sposób rozwijała. Zaskoczył mnie jego szacunek, mimo odmienności. I wolność jaką mi pokazał w tym jednym zdaniu.
Uczę się szacunku. Katolicki oznacza powszechny, czyli dostępny dla wszystkich ludzi. Mamy jedność wiary wyrażaną w sakramentach, Biblii, nauczaniu Kościoła. Mamy też jednak wewnątrz Kościoła całe pole do szukania swojej formy pobożności. Dobrej i życiodajnej na tu i teraz. Dla mnie. Nawet jeśli ktoś obok modli się zupełnie inaczej, warto wsłuchać się w swoje serce i każdego dnia dawać wolność – sobie i innym. Z wolności wypłynie szacunek. Oby Duch Święty tak nas prowadził, byśmy mieli go w sobie jak najwięcej, nie tylko przed uroczystością Jego zesłania.

Autor: Magdalena Urbańska

 

Przejdź do treści