Żyli długo i szczęśliwie, ale tylko w bajce…

Magdalena Urbańska 12 czerwca 2025, 10:59 źródło: https://deon.pl/

„Złoty krążek mi wcisną na rękę i powiozą mnie windą do nieba”, śpiewał kiedyś zespól 2 plus 1. Znana piosenka, dość nostalgiczna, nie do końca nadająca się do weselnych tańców. Jednocześnie też nie do końca prawdziwa. Każdy zdrowy człowiek pragnie szczęścia. Zarówno swojego, jak i tych, których kocha. Gdy patrzę jednak na relację, jaką jest małżeństwo, dostrzegam wiele różnych niebezpiecznych pułapek w naszym myśleniu.
Wystarczy, że będziemy wierzący, że wyznajemy te same wartości, a nasze małżeństwo zawsze będzie zgrane i szczęśliwe. Jeśli będziemy się wspólnie modlić, nasze małżeństwo ominie każda burza. Miesiąc miodowy to czas, gdy wyłącznie się uśmiechamy i cieszymy swoją nieustanna obecnością, bez kłótni i zmęczenia sobą. Dzieci są po to, by umocnić naszą miłość, a im więcej dzieci, tym miłości też więcej. Żona powinna zawsze witać męża z uśmiechem, nawet wtedy, gdy mdleje po kolejnej nieprzespanej nocy. Mąż powinien być jedynym żywicielem rodziny i zaspokajać wszystkie jej potrzeby. To tylko kilka przykładów, pierwszych z brzegu, które w takim zestawieniu może i wydają się śmieszne i niedorzeczne, ale tak naprawę wiele małżeństw wokół nas wierzy choćby w jedno z tych twierdzeń. Wierzy i cierpi, gdy życie brutalnie zaczyna je weryfikować.
Mam wokół siebie wiele fantastycznych małżeństw. Również takich, które mają za sobą złote gody. Nie mam jednak ani jednego, które nie miałoby za sobą mniejszego czy większego kryzysu. Żyjemy w świecie pełnym skrajności. Coraz większe społeczne przyzwolenie na rozwód i powtórne związki sprawiają, że łatwiej jest relację po prostu zakończyć. Wśród katolików, osób zaangażowanych w Kościele, często wpada się w drugą skrajność – udawania, że moje małżeństwo nie przechodzi burz, no bo jak to? Przecież katolickie małżeństwo nie może wisieć na włosku, gdy małżonkowie są blisko Kościoła. Serio? Nie mogą? Doświadczenie pokazuje zupełnie coś innego…
Dajemy się wkręcić w kłamstwo, że inne małżeństwa mają łatwiej. Nieprawdę mówiącą, że tylko my się kłócimy, nie potrafimy zrozumieć, nie mamy ochoty ze sobą rozmawiać, śpimy osobno, a nawet jeśli śpimy w jednym łóżku to z poczuciem, że obok leży jakiś zupełnie obcy człowiek. Tymczasem dużo łatwiej byłoby spuścić powietrze z tej zbyt mocno nadmuchanej bańki. Odetchnąć. Dać sobie prawo do każdego uczucia, kryzysu, walki. Dać sobie też prawo do tego, by poszukać wokół siebie innych małżeństw, które przeszły już jakąś drogę i dla których kryzys nie równa się rozwód albo wyparcie siłą problemu i udawanie przed światem, że go nie ma.
Od kilkunastu lat należymy z mężem do wspólnoty małżeństw Kochać i Służyć, przy jezuickiej parafii w Gdyni. Widzę przepaść między rozmowami z małżeństwami z naszej wspólnoty, a tymi które ciągle walczą same. Doświadczam tego, że właśnie tam, gdzie mogę mówić o naszych wątpliwościach i walkach, znajdują się ludzie, którzy przeszli już podobną drogę. Czasem coś doradzą, albo po prostu powiedzą, że dany problem rozumieją, a patrząc na ich ciągle wpatrujące się oczy w drugiego (po 50 latach w małżeństwie!) nabiera się nadziei na to, że ten kryzys nie musi oznaczać końca oraz to, że on się w ogóle pojawił nie oznacza, że jesteśmy jacyś wybrakowani, gorsi, niegodni.
Małżeństwo może być piękne, co nie oznacza, że zaraz po wciśnięciu na palec obrączki, powiozą mnie windą do nieba. To będzie trud wędrówki, ale jeśli założy się odpowiednie buty, wspólnie przebyta droga sama w sobie może przynieść radość, spełnienie, siłę i taki ogrom miłości, których sami z siebie nie jesteśmy w stanie wyprodukować. Wszak małżeństwo to sakrament i Jezus nie zostawia nas chwilę po przysiędze samymi sobie, ale nieustannie chce nas wzmacniać swoją siłą, również w naszych małżeńskich zawirowaniach.
Warto porzucić iluzje i stawać w prawdzie. Cieszyć się z czasu, w którym jest nam ze sobą dobrze i owocnie. Mieć w sobie jednak też otwartość na to, że kryzys może się pojawić i być może zapuka do nas w najmniej oczekiwanym momencie. Warto wtedy mieć kogoś, kto przeszedł podobną drogę i dla którego nasze problemy nie będą śmieszne. I Kogoś, od kogo możemy czerpać siłę, choćby w sakramencie pokuty. Nie zamykajmy się ani w wyobrażeniach, ani bańkach idealności. Nie uciekajmy od prawdy, kosztem małżeństwa. Ono naprawdę może być windą do nieba, choć niekoniecznie bez naszego wysiłku…

Autor: Magdalena Urbańska

 

Przejdź do treści